Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

niedziela, 6 września 2020

Prolog

Marina Blau po raz ostatni odkurzyła sklepowe półki i zaczęła równo ustawiać eleganckie, skórzane, męskie buty. Zastanawiała się, po co właściwie to robi. Za piętnaście minut, gdy wybije osiemnasta, zabezpieczy zaklęciem drzwi sklepu i już nigdy do niego nie wróci. Na szczęście udało jej się dziś rozliczyć z właścicielką. Dostała swoje zasłużone wynagrodzenie, choć ta głupia, stara zrzęda nie omieszkała potrącić jej za te liczne pomyłki w przeliczaniu pieniędzy. Marina wiedziała, że powinna być wściekła tylko na siebie, ale z drugiej strony nie rozumiała, jak ci dystyngowani, dobrze urodzeni czarodzieje, którzy odwiedzali sklep, mogli ją tak często oszukiwać i błędnie wypisywać weksel z numerem skrytki u Gringota.

Kobieta westchnęła i wzięła do ręki jeden z eleganckich męskich butów na niewielkim obcasie. Zaciągnęła się zapachem skóry. Ta praca wcale nie była taka zła. Klientami byli głównie dojrzali mężczyźni. Niektórzy doprawdy sympatyczni i przystojni, choć te dwie cechy rzadko szły ze sobą w parze. Marina zadumała się na chwilę nad pewnym starszym, otyłym i małym jegomościem, który trzy tygodnie temu koniecznie chciał się jej oświadczyć. Po jego szatach poznała, że jest bardzo bogaty. Być może przystanęłaby na tę propozycję, gdyby nie fakt, że facet za każdym razem, gdy do niej przychodzić śmierdział alkoholem, miał przekrwione oczy i czerwony nos, co zupełnie go przekreślało.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwonka, wiszącego przy drzwiach. Już chciała powiedzieć, że za moment zamyka i zaprasza jutro, ale mężczyzna, który stanął w progu był jej doskonale znajomy. Był to jeden z tych przyjemnych wyjątków – atrakcyjny, szarmancki i miły. Na twarzy Mariny mimowolnie zagościł szeroki uśmiech.

Pan Dalibor Isaković, bo tak jej się kiedyś przedstawił, był Serbem, który przyjechał do Wielkiej Brytanii dwa miesiące temu w sprawach służbowych. Marina próbowała dowiedzieć się szczegółów na ten temat, ale był on wyjątkowo małomówny i tajemniczy, co jeszcze bardziej pobudzało jej zainteresowanie. Dobrze mówił po angielsku, a jego drobne wpadki językowe i melodyjny akcent były wręcz urocze. Zapewne był niewiele starszy od Mariny, choć jego twarz miała bardzo delikatne, chłopięce rysy. Gdy się denerwował, przeczesywał dłonią gęste, ciemne włosy.

– Dzień dobry, panienko – powiedział, uśmiechając się delikatnie. – Czy wybaczy mi panienka to niedżentelmeńskie najście tuż przed zamknięciem?

Marina z trudem powstrzymała chichot. Ten facet był aż nazbyt grzeczny…

– Oczywiście – odpowiedziała szybko. – Pod warunkiem, że nie będzie się pan zbyt długo zastanawiać nad odpowiednim odcieniem czarnej skóry.

– Nie mam takiego zamiaru. Obiecuję, że zajmę tylko chwilę. Ale jeśli trzeba, to wrócę do panienki jutro.

– Obawiam się, że to będzie niemożliwe. Jutro będzie koleżanka.

– Szykuje się panienka na urlop?

– Nie. Zrezygnowałam z tej pracy – skłamała, nie zamierzając wspominać, że kolejny raz ją wyrzucono.

Dalibor lekko się zakłopotał.

– Proszę o wybaczenie. Nie chciałem być wścibski – oznajmił, a Marina wyczuła szczerość w jego głosie.

Rozmowa zeszła na buty i sprawy czysto techniczne. Isaković rzeczywiście doskonale wiedział, czego chce, a Marina nie miała ochoty proponować mu nic więcej. Nie zależało jej na wyższych wynikach sprzedaży, bo i tak nigdy nie zobaczyłaby tej premii. Zapakowała granatową parę męskich trzewików (były to jedne z jej ulubionych z całego asortymentu) i przyjęła od Dalibora gotówkę. Monety przeliczyła bardzo dokładnie, aby właścicielka sklepu nie ścigała jej za kolejną pomyłkę. Wręczyła mężczyźnie pakunek i zmusiła się do uśmiechu.

– Dziękuję, panienko – oświadczył. – Życzę powodzenia na nowej drodze życia i nie ukrywam, że mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

Dalibor skinął głową, a kiedy wyszedł ze sklepu zegar wybił osiemnastą.

Marina westchnęła i wyszła zza lady. Chciała przekręcić zasuwkę w drzwiach, aby już nikt jej nie przeszkadzał i spokojnie pozbierać resztę swoich rzeczy. Jej uwagę przykuł drobny, lśniący przedmiot, leżący na posadzce. Nachyliła się i podniosła złotą spinkę do mankietu z wygrawerowanym ptakiem. Nie zastanawiała się zbyt długo. Była niemal pewna, że należy ona do Dalibora Isakowicia.

W kilku susach wybiegła ze sklepu i rozejrzała się po Ulicy Pokątnej. Był czerwiec, więc po brukowanej uliczce nie przechadzało się zbyt wielu czarodziejów, a mimo to nie udało jej się wypatrzeć mężczyzny. Musiał wejść do jakiegoś sklepu bądź skręcić w jedną z wąskich uliczek. Kobieta się zawahała. Spinka wyglądała na drogą, ale ona i tak nie odważyłaby się jej nikomu sprzedać, bo grawer mógł być symbolem rodowym, przez co mogłaby narobić sobie niezłych problemów. Choć z drugiej strony były jeszcze mugolskie lombardy, ale zapewne niewiele by dostała za jedną spinkę.

Marina przeszłą kilka metrów wzdłuż ulicy i zerkała przez szybę do kilku sklepów, z nadzieję, że wypatrzy w którymś z nich Dalibora. Bezskutecznie. Po kilku minutach bezowocnych poszukiwań dotarło do niej, że nie zabezpieczyła przed wyjściem drzwi. Przeklęła pod nosem własną głupotę i popędziła z powrotem.

Do sklepu wpadła tak gwałtownie, że omal nie przewróciła się na progu. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak, jak zostawiła. Trzewiki z wypolerowanej skóry lśniły ułożone na półkach w równych rządkach. Marina już chciała odetchnąć z ulgą, ale wówczas zauważyła na ladzie kwiat i niewielkie ozdobne pudełeczko.

– Jest tu ktoś? – zapytała z pozoru pustą przestrzeń, a jej dłoń mimowolnie zacisnęła się na trzonku różdżki.

Podeszła bliżej. Kwiat okazał się być niebieskim, lekko zwiędniętym hiacyntem, co mocno zaskoczyło Marinę. Nigdy nie spotkała się z tym, aby ktokolwiek wręczał takie kwiaty  tak po prostu bez doniczki. Popatrzyła na pudełko obwiązane tasiemką pod kolor kwiatu. Rozwiązała ją ostrożnie i uniosła wieczko, a wówczas jej oczom ukazała się elegancka bransoletka z granatowych kamieni.

Marina była oszołomiona jej pięknem. Wzięła biżuterię do ręki i popatrzyła na kamienie pod światło. Wyglądały tak, jakby w każdym z nich zamknięto fragment oceanu, a morska toń mieniła się w nich, zachwycając całą gamą granatowych odcieni.

Kobieta nagryzła wargę i ponownie rozejrzała się po sklepie, ale nie dostrzegła nic nadzwyczajnego. Wszędzie panowała nieprzenikniona cisza.

Wahała się. Wiedziała, że obdarowywanie kobiety  w taki sposób było co najmniej dziwne i podejrzane. Ale z drugiej strony… To musiał być Dalibor. Zapewne zaplanował wszystko zanim przyszedł do sklepu. Przecież nawet buty kupił w granatowym kolorze. Szkoda tylko, że nie zostawił żadnej wiadomości… Ale to nic. Założy bransoletkę, a on będzie na nią czekać przed sklepem, pójdą do kawiarni, zjedzą kawałek ciasta czekoladowego i będą się świetnie bawić. W końcu rzucą w kąt wszelkie konwenanse i będą mogli oddać się beztroskiej rozmowie. Może powie jej nawet, po co przyjechał do Anglii?

Marina chwilę siłowała się z zapięciem bransoletki, bo miała stanowczo zbyt krótkie paznokcie, aby sprawnie zaczepić niewielki haczyk. Miała też wrażenie, że biżuteria jest trochę ciasna, co było dziwne, bo miała raczej szczupłe nadgarstki.

W końcu jednak się udało. Granatowe kamienie kontrastowały z jej bladą cerą. I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie poczuła, że robi jej się okropnie słabo, a bransoletka zaczyna ważyć tonę i niesamowicie ciążyć na jej ręce.

Marina z całych sił próbowała ją odpiąć, ale było już za późno. Siła przeklętego przedmiotu zaczęła wysysać z niej cały magiczny talent.

1 komentarz:

  1. Początek interesujący, choć w sumie nie do końca wiadomo, o co chodzi. Oprócz tego, że Marina znów wpakowała się w kłopoty :) Oczekiwanie, że Marina gwałtownie zmieniła się przez te kilka lat było, jak widać, pobożnym życzeniem ;) Co mnie nie dziwi ani też nie przeszkadza, bo w sumie ludzie nie zmieniają się aż tak bardzo w ciągu życia, jak nam się wydaje.

    Liczyłam, że od razu dowiemy się też, co z resztą bohaterów, zwłaszcza z Evangeline, która w poprzedniej części wydawała się najgłówniejszą bohaterką z głównych bohaterów, zwłaszcza że to na niej skupił się największy plot twist historii. Nie wiem, czy dozujesz nam przyjemność, czy lekko przesunęłaś ciężar narracji, ale Marina zawsze była na tyle barwną postacią, że nie narzekam. Mimo że z niecierpliwością czekam na pozostałych.

    Ściskam gorąco,
    Bea

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy