Zabawne
było to, że za kilka minut zmienić się miało dosłownie wszystko, a gabinet
Severusa Snape’a nadal miał wyglądać identycznie jak w tej chwili. Mimo tego,
że na zewnątrz powoli wschodziło słońce, zwiastujące nadejście nowego dnia, to
pomieszczenie było ponure i słabo oświetlone. Przy prawej ścianie stał regał,
na którym piętrzyły się słoiki wypełnione nieprzyjemnymi dla oka odczynnikami.
Były tam między innymi fragmenty zwierząt i roślin umieszczone w różnobarwnych
cieczach. Natomiast po lewej stronie znajdowały się półki wypełnione po brzegi
książkami.
W
pomieszczeniu stał również mały sekretarzyk, w którym nauczyciel przechowywał
swoje prywatne, cenne składniki eliksirów oraz spore, drewniane biurko, za
którym stał wściekły profesor we własnej osobie.
Naprzeciwko
niego stało drugie krzesło, na którym siedziała skulona Marina Blau. Twarz
miała ukrytą w dłoniach, ale nie wydawała żadnego dźwięku. Nadal się trzęsła,
choć mniej niż wcześniej. Widać było, że za wszelką cenę próbuje uspokoić
oddech.
W
gabinecie była jeszcze Evangeline Potter. Ona stała wyprostowana podobnie jak
Severus Snape. Nie miała zamiaru usiąść z kilku powodów. Po pierwsze, krzesło
stało stanowczo zbyt daleko i dosłownie przed chwilą rzuciła na nie swoją mokrą
pelerynę, a po drugie, była zbyt zdenerwowana, aby tak po prostu spocząć na
krześle. Każdy, kto znał ją choć trochę wiedział, że w stresujących momentach
miała nieznośną manię chodzenia w kółko, lub tak jak teraz, przebierania nogami
w miejscu.
Panna
Potter chyba nigdy nie widziała Snape’a tak wściekłego. Choć jego aparycja
raczej nie należała do najprzyjemniejszej, to teraz wyglądał, jakby miał je za
chwilę pozabijać. Wzrok utkwiony miał w Evangeline, bo najwyraźniej wiedział,
że na chwilę obecną dyskusja z Mariną nie ma większego sensu.
–
Słucham – powiedział po chwili, a jego głos był ostry jak brzytwa.
–
A co chce pan usłyszeć? – odpowiedziała pytaniem Evangeline. Ich sytuacja była
tak dramatyczna, że jakakolwiek próba udobruchania Snape’a nie miała sensu.
Poza tym dziewczyna była niesamowicie wściekła, bo choć od początku wiedziała,
że właśnie do tego dojdzie, to nie mogła pojąć, dlaczego nauczyciel nie odpuści
chociaż Marinie.
–
A jak myślisz, Potter? Chcę wiedzieć, dlaczego w środku nocy przybiegł do mnie
zdenerwowany Walker i oznajmił, że wraz z Blau postanowiłyście urządzić sobie
wycieczkę na miotle przez całą Anglię!
–
Albert do pana przyszedł, bo mu kazałam, nie wspomniał o tym?
–
Nie bądź bezczelna, Potter – syknął Snape, z trudem powstrzymując się przed
uderzeniem pięścią w blat biurka. – Odpowiedz na moje pytanie, jaki był cel
waszej wyprawy i kto wpadł na ten poroniony pomysł?!
Evangeline
popatrzyła na Marinę, która od pewnego czasu po prostu przestała się ruszać.
Nie opuściła dłoni i nie dała żadnego znaku życia. Najpewniej nie zamierzała
się w tamtej chwili odzywać. Fakt, że Evie została z tym problemem sama,
jeszcze bardziej ją rozgniewał.
–
Chodziło o sprawy rodzinne, o których nie zamierzam z panem rozmawiać –
powiedziała przez zaciśnięte zęby.
–
Macie mnie za głupca? Nie uważacie, że stanowczo na zbyt wiele wam pozwoliłem w
tym roku? Od początku przymykałem oko na rzeczy, za które powinienem was surowo
ukarać!
Snape
miał rację i to chyba najbardziej dotknęło Evangeline. Cofnęła się w pół kroku.
Chciała coś powiedzieć, ale na ułamek sekundy zabrakło jej słów. Wówczas drzwi
gabinetu otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do środka wszedł nie kto inny
jak dyrektor Hogwartu – Albus Dumbledore.
Starszy
mężczyzna ewidentnie nie pasował do scenerii, która panowała w gabinecie.
Uśmiechnął się dobrodusznie i omiótł bystrymi oczami zgromadzonych.
–
Severusie, Evangeline… – zaczął powoli dyrektor. – Wasze krzyki słuchać w
całych lochach, dlatego uważam, że obydwoje powinniście ochłonąć zanim znów
zabierzecie głos.
Dziewczyna
milczała, próbując uspokoić oddech. Była niesamowicie zmęczona, głodna i cały
czas kręciło jej się w głowie, co na pewno nie było dobrym doradcą w takiej
chwili.
–
Panie dyrektorze – zaczął Snape, który najwyraźniej nie zamierzał posłuchać
rady Dumbledore’a, szczególnie, że skóra na jego twarzy napięła się jeszcze
bardziej, a ostrzegawczy palec wymierzył w stronę Evie, jakby zapomniał, że w
gabinecie jest jeszcze Marina. – Czy pan zdaje sobie sprawę, co one zrobiły tej
nocy? Przeleciały nad całą Anglią, co znaczy, że mogły zostać zauważone,
chciały też zaatakować mugola, który znajdował się w otoczeniu innych
niemagicznych osób i…
–
Nikt nikogo nie atakował – przerwała mu ostro Evangeline. – Nie wyjęłyśmy nawet
różdżki! A poza tym, nikt nas nie widział, a ten mugol jest w związku
małżeńskim z czarownicą, więc wie o istnieniu magii!
–
Zachowuj się, Potter i przestań mi przerywać – krzyknął Snape, niemal wchodząc
jej w słowo.
–
Spokój – upomniał ich ponownie Dumbledore, kiedy dziewczyna już otwierała usta,
aby coś powiedzieć. – W taki sposób do niczego nie dojdziemy. Evangeline, czy
możesz mi w spokoju wyjaśniać, co tak naprawdę skłoniło was do tej podróży?
Panna
Potter popatrzyła na Marinę. Przez chwile miała wrażenie, że jej przyjaciółka
zasnęła, bo wyglądała dziwnie spokojnie, choć nadal nie odsłoniła swojej twarz.
–
To bardzo delikatna sprawa – powiedziała w końcu, przenosząc wzrok na
dyrektora. – Nie wiem, czy powinnam sama o tym mówić.
Snape
prychnął głośno i pokręcił głową ze zdumienia.
–
Ma pan rację – rzekł w stronę Dumbledore’a. – W taki sposób do niczego nie
dojdziemy. Obydwie, od początku roku, pracowałyście na to, aby wylecieć z tej
szkoły! Bezustannie łamałyście kolejne punkty regulaminu i nie ponosiłyście za
to żadnych konsekwencji. Czułyście się zupełnie bezkarne!
–
To mógł nas pan ukarać – burknęła pod nosem Evangeline
–
Słyszysz siebie, Potter? Nawet teraz nie masz żadnych wyrzutów, żadnej skruchy!
Ja jestem opiekunem twojego domu i ja zadecyduję o tym, co się z tobą stanie!
–
I bardzo dobrze! – krzyknęła dziewczyna stanowczo zbyt głośno. – Bo mam już
dość! Mam dość tego parszywego roku, tej szkoły i uczniów, którzy na każdym
kroku chcą mi zaszkodzić! Mam dość konkursu przez nie śpię po nocach i tego
wiecznego zmęczenia!
Głos
jej się załamał. Czuła, jak jej serce niebezpiecznie przyspiesza, a do oczu
napływają łzy. Powinna za wszelką cenę je powstrzymać, ale zabrakło jej już
sił. W gabinecie zapadła kilkuminutowa cisza.
Na
ten wybuch emocji nawet Marina nie pozostała bierna. W końcu opuściła dłonie i
odkryła swoją zaczerwienioną od płaczu twarz. W jej oczach krył się strach.
Kiedy popatrzyła na Evangeline przełknęła głośno ślinę i zacisnęła wargi.
–
Tak? – powiedział w końcu Snape, przez zaciśnięte zęby. – W takim razie nie
musicie już martwić się konkursem, bo obydwie z niego wylatujecie!
–
Severusie, myślę, że twoja wściekłość nie jest najlepszym doradcą – rzekł
Dumbledore przerywając nauczycielowi. – Marino, chciałbym za kilka godzin
porozmawiać z tobą na osobności, a ty Severusie również odpocznij i w spokoju
zastanów się nad karą dla swojej uczennicy, ponieważ są takie czyny, które choć
zasługują na aprobatę, to niosą za sobą również konsekwencje.
–
Aprobatę? – powtórzył cierpko Snape. – Dla mnie nie w tym chwały i dobrze pan o
tym wie. Zawsze pan taki był, nagradzał pan te głupie wybryki uczniów. Szczególnie tamtej czwórki… A ty, Potter,
zaczynasz do nich świetnie pasować. I choć twoje nazwisko jest tylko kwestią
przypadku, to najwyraźniej cię do czegoś zobowiązuje.
–
Słucham? – zapytała cicho Evie, bo nie była pewna, czy dobrze zrozumiała słowa
nauczyciela. Zmęczenie zupełnie odebrało jej jasność umysłu. – Czyli przez ten
cały czas uważał pan, że moje wychowanie nie ma znaczenia? Że liczą się tyko
geny mojej matki, która porzuciła mnie na Nokturnie w ten cholerny, wigilijny
wieczór?
Snape
chciał coś odpowiedzieć, ale zanim pierwsze słowo wydobyło się z jego ust,
niespodziewanie rozległ się głos Mariny.
–
To ty – powiedziała, brzmiąc przy tym dziwnie ochryple.
–
Nie teraz, Blau – upomniał ją ostro nauczyciel eliksirów, ale dziewczyna
najwyraźniej nie usłyszała jego ostrzeżenia.
–
To ty jesteś córką Ruth Mery Gebin i Rabastana Lestrange…
Evangeline
cofnęła się o pół kroku, nieprzyjemny ucisk w gardle na ułamek sekundy odebrał
jej zdolność oddychania i mowy. Poczuła, że ktoś chwycił ją delikatnie za ramię
i prawdopodobnie był to Dyumbledore, bo stał najbliżej.
–
Kim jest Ruth Mery Gebin? – wydusiła z siebie.
Cisza.
Nikt nie raczył jej odpowiedzieć, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Drżała.
Nie tak to miało wyglądać. Evangeline nigdy nie chciała poznać prawdy, bo
doskonale wiedziała, jak dużym szokiem może się ona okazać. A teraz usłyszała
te dwa nazwiska, które zaczęły powoli wypalać piętno w jej duszy.
–
Kim jest Ruth?! – powtórzyła, a głos jej drżał.
–
Ruth była córką profesora Gebina – powiedział w końcu Dumbledore. – Zmarła w
skutek ciężkiej choroby.
–
To bzdura! – przerwała dyrektorowi Marina. – Profesor Gebin zapewne bardzo
chciał, aby wszyscy tak myśleli, ponieważ to on przyczynił się do jej śmierci!
W jej dzienniku było dokładnie opisane, jak rzucił na nią klątwę, aby jej
dziecko urodziło się skalane i…
–
Wystarczy, Blau – wtrącił ostro Snape. – To nie pora na to.
Evangeline
cofnęła się nieznacznie i strząsnęła z ramienia dłoń Dumbledore’a. Czuła ból
nie tylko psychiczny, ale również fizyczny, bo łzy bezsilności zalały jej
twarz. Pociła się. Zimne strużki płynęły po jej plecach i szyi. Chciała coś
powiedzieć, ale miała wrażenie, że nagle zabrakło jej słów. Wszystkie myśli
gdzieś się rozpierzchły, a ona stała w ciasnym i ponurym gabinecie Snape’a,
czując na sobie badawczy wzrok trzech
par oczu.
To
był właśnie ten moment. Moment, w którym wszystko się zmieniło.
Przez
chwilę zapragnęła osunąć się na podłogę. Po prostu paść i przestać się ruszać i
poczekać aż inni zadecydują za nią, co dalej robić.
–
Chciałem najpierw porozmawiać z twoim ojcem – powiedział po chwili Snape. – To
on miał zadecydować, jak ci to powiedzieć.
Evangeline
nerwowo pokręciła głową. Atmosfera się napięła. Wszyscy zaczęli czekać. Zapewne
na nią. Powinna coś powiedzieć, ale czuła, że zwymiotuje jeśli tylko otworzy
usta. Cofnęła się więc jeszcze o krok, a potem w dwóch susach dopadła drzwi.
Wybiegła z gabinetu zupełnie ignorując to, że omal nie przewróciła dyrektora i
to, że Snape krzyknął ostrzegawczo, że ma się zatrzymać.
Była
w szoku, że mimo wszystko znalazła w sobie jeszcze tyle siły by biec.
Severus
Snape również wybiegł zza biurka i dopadł drzwi. Obserwował oddalającą się
sylwetkę swojej uczennicy i czuł, że za chwilę oszaleje od targających nim
emocji. W tamtym momencie miał ochotę udusić Marinę Blau i Albusa Dumbledore’a,
bo obydwoje popisali się niesamowitym taktem w czasie tej rozmowy.
–
Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? – rzekł po chwili Dumbledore, drapiąc się po
swoim haczykowatym nosie. – Peter Gebin nigdy nie wspomniał, że jego córka była
w ciąży. Wierzyłem w historię jej choroby. Powinieneś był mi o tym powiedzieć,
Severusie.
–
Nie zdążyłem – odpowiedział cierpko Snape. – Sam wiem o tym od wczorajszego
wieczora. Chciałem z tym do pana przyjść, ale wtedy wpadł do mnie zdenerwowany
Walker.
–
Pójdę poszukać, Evie – powiedziała po chwili Marina, wstając z krzesła.
Przeceniła jednak swoje siły, bo zachwiała się niebezpiecznie.
–
Siedź, Blau – burknął Snape. – Już dostatecznie pomogłaś.
Severus
wyszedł z gabinetu i ruszył korytarzem za swoją uczennicą.
Evangeline
pędziła przed siebie, choć nie była do końca pewna, dokąd niosą ją nogi.
Korytarze Hogwartu były puste. Uczniowie zapewne dopiero się budzili i
przygotowywali do zejścia na śniadanie. Ona nie jadła nic od wielu godzin, ale
przestała odczuwać głód. Jej ciałem wstrząsały jedynie fale nieopisanego bólu i
cierpienia. Chciała krzyczeć, choć wiedziała, że nawet najgłośniejszy wrzask
nie da jej ukojenia.
Nie
myślała już o Marinie i współczuciu do niej. Nie myślała o tym, co wydarzyło
się w nocy, bo miała wrażenie, że wspomnienie to było tak odległe, jak jej
pierwszy dzień w Hogwarcie. Chciała zniknąć, chciała nigdy nie istnieć.
Evangeline
nie była do końca pewna, jak to się stało, że znalazła się przed drzwiami
gabinetu Gebina. Było bardzo wcześnie, a mimo to słyszała, że nauczyciel krząta
się w jego wnętrzu. Nie zapukała. Z impetem nacisnęła na klamkę i bez słowa
wtargnęła do środka.
Musiała
wyglądać bardzo źle. Skóra jej twarz zapewne zaczęła pokrywać się drobnymi
ranami i krostami, bo profesor wytrzeszczył oczy ze zdumienia i cofnął się
nieznacznie.
–
Potter? – wydusił z siebie, odkładając na bok stos zapisanych pergaminów. – Nikt
nie nauczył cię pukać?
Dziewczyna
oparła się rękoma o oparcie krzesła i dyszała ciężko. Z trudem łapała oddech po
heroicznym biegu. Gabinet nauczyciela wirował, a ona czuła, że zaczyna się
dusić.
–
Zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego – powiedział po chwili nauczyciel i
zrobił krok do przodu.
Chciał
chwycić ją pod ramię, ale Evangeline odskoczyła nerwowo.
–
Nie dotykaj mnie! – krzyknęła stanowczo zbyt głośno. – Nie waż się mnie tknąć!
Siedemnaście lat temu sprawiłeś, że moje życie stało się gorsze od śmierci, a
teraz znów wróciłeś, aby zburzyć to wszystko, co udało mi się zbudować?!
–
O czym ty bredzisz, Potter?
–
Dobrze wiesz o czym mówię, bo od pierwszego dnia w Hogwarcie wiedziałeś, kim
jestem!
Gebin
znów cofnął się o krok i popatrzył na dziewczynę. Tym razem nie próbował już
grać. Jego wzrok był pełen pogardy i obrzydzenia. Zmierzył ją dokładnie i
niespodziewanie splunął na kamienną posadzkę.
–
Od początku nie chciałem pozwolić na to, abyś się urodziła – powiedział oschle.
– Jesteś potworem, nieczystym pomiotem, który mimo moich interwencji trzymał
się łona mojej córki. Od chwili poczęcia byłaś skarżona krwią rodu Lestrange, a
ja nie mogłem pozwolić na to, aby ktoś taki miał cokolwiek wspólnego z moją
rodziną!
–
I tylko dlatego zrobiłeś to wszystko? – zapytała niedowierzając. – Z powodu
nienawiści do rodziny Lestrange? Co oni ci takiego zrobili, że zabiłeś własną
córkę?
Gebin
wpatrywał się w nią swoimi niewielkimi, przekrwionymi oczami, a na jego twarzy
malowała się wściekłość.
–
Nie masz pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło! – krzyknął, a z jego ust
pociekła strużka śliny. – Zanim poznałem moją żonę, pracowała ona dla rodziny
Lestrange. Stary Corvus nie raz ją wykorzystywał niemal na oczach swojej żony.
Pewnego dnia okazało się, że zaszła w ciążę i urodziła syna. Rodzina Lestrange
odebrała jej dziecko i zatuszowała całą sprawę. Wyrzucili ją na bruk niczym
śmiecia! Powiedziała mi o tym dopiero po latach, powiedziała, że chłopca
nazwali Rabastan. Wiesz, co to oznacza? Był on nie tylko kochankiem twojej
matki, ale również jej bratem.
Evangeline
nie miała już wątpliwości, że za chwile zwymiotuje. Zakrztusiła się, jednak jej
żołądek był pusty, więc z kącika jej ust pociekła tylko żółć. Jeszcze nigdy nie
czuła do siebie takiego obrzydzenia. Upadła na kolana.
–
To nie ja zabiłem Ruth – powiedział po chwili Gebin. – To byłaś ty. Odbierałaś
jej życie przez dziewięć miesięcy, karmiłaś się jej energią, jej radością z
życia. Ja chciałem ją tylko obronić.
Niespodziewanie
drzwi gabinetu otworzyły się, a w progu stanął Severus Snape. Zza jego pleców
natomiast wychyliła się jeszcze jedna postać, której Evangeline nie spodziewała
się zobaczyć. Albert Walker, omal nie przewrócił nauczyciela eliksirów,
doskakując do skulonego na podłodze ciała dziewczyny. Chwycił ją za ramiona i
potrząsnął nieznacznie, próbując nawiązać z nią jakkolwiek kontakt.
–
Was też nikt nie nauczył pukać? – zapytał Gebin. – Zabierz stąd swoją
uczennice, Snape, bo chyba nie czuje się najlepiej.
–
Obyś ty, Gebin, czuł się dobrze po naszej rozmowie – odpowiedział cierpko
nauczyciel eliksirów. – Walker, dasz radę sam zaprowadzić Evangeline do
skrzydła szpitalnego?
–
Tak, panie profesorze – odpowiedział chłopak, wkładając całą swoją energię w
postawienie dziewczyny na nogi. Zaraz wyczaruje nosze – dodał, zdając sobie
sprawę, że zadanie to może być trudniejsze niż na początku mu się wydawało.
Severus
Snape poczekał, aż za dwójką uczniów zamkną się drzwi prowadzące na korytarz.
Dopiero kiedy tak się stało popatrzył z odrazą na nauczyciela obrony przed czarną
magią. Na usta cisnęły mu się srogie przekleństwa, ale żadnego z nich nie
wypowiedział na głos.
–
A teraz, Gebin, opowiedz mi o tej klątwie, którą potraktowałeś swoją córkę,
kiedy była w ciąży.
Starszy
mężczyzna wykrzywił wargi w ironicznym grymasie.
–
Z niczego nie muszę ci się tłumaczyć, Snape – burknął, a jego twarz nabrała
szkarłatnych barw.
–
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafił w moje ręce przedmiot, który kilka dni
temu został skradziony z twoich prywatnych komnat – powiedział oschle Snape. –
Swoją drogą, chyba nie rozumiem przesłanek, które kierowały tobą, gdy
zgłaszałeś dyrektorowi jego zaginięcie. Myślisz, że gdyby ktoś odniósł dziennik
Ruth do dyrektora, to ten nie zerknąłby do środka?
Gebin
milczał, a jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Severus natomiast nie
zamierzał dać za wygrana.
–
Chcę usłyszeć wszystko o tej klątwie, a całą resztą historii zapewne podzielisz
się z odpowiednimi służbami. Jak mniemam masz sporo do powiedzenia. Na
przykład, jaki był cel twojego pojawienia się w Hogwarcie i co chciałeś ugrać,
atakując prawie wszystkich uczestników konkursu.
–
Nie wiem, o czym mówisz, Snape…
–
Oczywiście, przecież jesteś praworządnym, emerytowanym aurorem… Wytłumaczysz
się z tego przed dyrektorem, a teraz mów, jak zdjąć tę klątwę.
Gebin
zaśmiał się nerwowo i przez dłuższą chwilę wpatrywał się Snape’a. Jego zwężone
źrenice błądziły po pomieszczeniu, w poszukiwaniu drogi ucieczki.
–
Nie uda ci się to – powiedział po chwili. – Nie masz takiej mocy.
–
To już sam ocenię. Gadaj.
Słońce
wzeszło już na dobre, a jego ciepłe promienie oblały jasnym światłem cały
gabinet nauczyciela obrony przed czarną magią. W złotej łunie zatańczyły
niezliczone drobinki kurzu, myśli, wspomnień i bólu…
Och, naprawdę niedługo.
OdpowiedzUsuńO mój Ra, tego to ja się nie spodziewałam. Od dłuższego czasu było wiadomo, że Evangeline jest wnuczką Gebina, ale ten Lestrange. O matko. To obrzydliwe, choć interesujące fabularnie, przynajmniej dla mnie.
W sumie to się wcale nie dziwię, że Albert poszedł akurat po Snape'a. W tym towarzystwie jest to na pewno najbardziej kompetentna osoba. A Dumbledore, jak widzę, wcześnie zaczął tradycję zatrudniania jako nauczyciela opcm osób kontrowersyjnych/ z problemami/ groźną tajemnicą. Czytając książki zastanawiałam się, czy on to robi celowo, czy po prostu działa intuicja i wychodzi mu to mimochodem. A może tak działa ta słynna klątwa ciążąca nad tym stanowiskiem?
Mam nadzieję, że wątek Mariny rozwiąże się jednak w przyszłych rozdziałach, bo na razie dostała odroczenie na rzecz wątku Evangeline. Kwestia Alberta klaruje się mimochodem od kilku rozdziałów, choć po rozwiązaniu, jakie teraz dostaliśmy, zastanawiam się, czy też może mieć drugie dno. Nie pogardziłabym. Będę cierpliwie czekać do 4.08 ;)
Pozdrawiam, Bea