Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

czwartek, 10 października 2019

Rozdział 25: Trzeźwy umysł


Snape kilkakrotnie obszedł salę od eliksirów i przyjrzał się twarzą zgromadzonych w niej uczniów. Wiara w ich umiejętności, choć nigdy nie była spektakularna, malała z każdym dniem. Denerwowało go, że co rusz pakowali się w tarapaty i mieszali w nieswoje sprawy. Mistrzynią w tej dziedzinie była Marina Blau, ale pozostali niebezpiecznie deptali jej po piętach. Chwilami żałował, że prosił Dumbledore’a o zgłoszenie Hogwartu do Potyczki o Złoty Kociołek, ponieważ przestał widzieć jakiekolwiek szanse na ich zwycięstwo. Jeśli w ogóle wystąpią w finałowej rozgrywce, bo na razie ich celem najwyraźniej stała się dyskwalifikacja.
– Kolejny etap konkursu odbędzie się w ostatnią sobotę stycznia, więc macie trzy i pół tygodnia, aby dopracować do perfekcji swoje eliksiry. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle zaczęliście nad nimi pracować – rzekł. – Nie zdziwiłbym się, gdyby któryś z was zignorował moje słowa i poświęcił przerwę świąteczną na lenistwo.
Severus usłyszał ciche jęknięcie. Szybko namierzył źródło tego głosu. Był to Albert Walker, który jak zwykle za bardzo brał sobie do serca jego słowa. Krukon ten był swoistym ewenementem. Zawsze żył w cieniu Gregory’ego Willsona, ale teraz, kiedy jego kolegi zabrakło, stał się nieco bardziej otwarty i potrafił wyrazić swoje zdanie. Co więcej Albert był bardzo pracowitą osobą, więc Snape miał czasem ochotę nim porządnie wstrząsnąć, aby zaczął bardziej wierzyć w siebie. Bo kogo, jak kogo, ale Walkera nie podejrzewał o lenistwo i obijanie się na kanapie przez całe ferie.
– Jak już wspomniałem, waszym zadaniem jest przygotowanie eliksiru, który pomoże wam w najbardziej stresujących sytuacjach zachować trzeźwość umysłu i spokój. – Snape zrobił teatralną pauzę. Ręka Evangeline Potter jak zwykle wystrzeliła w górę, ale nauczyciel ją zignorował i mówił dalej. Jej pytanie mogło poczekać. – Tym razem również wyznaczono składniki, których użyć nie możecie i przypominam raz jeszcze, że chodzi o…
– Liście wnykopieńki i szalej jadowity – przerwała mu Marina Blau, nie podnosząc nawet wzroku znad swoich notatek. Jej głos był jak zwykle swobodny, beztroski i lekko rozmarzony.
Jej wtrącenie wywołało jednak nieznaczną konsternację. Uczniowie spojrzeli po sobie, a Evangeline opuściła rękę uderzając łokciem w blat ławki. Towarzyszył temu dość głośny trzask i ciche jęknięcie panny Potter.
– Czy ja udzieliłem ci głosu, Blau? – zapytał Snape, zastanawiając się, czy jej impertynencja ma jakieś granice.
Dziewczyna uniosła głowę i popatrzyła na niego zaskoczona. A może tylko udawała zdziwienie? Potem przeniosła wzrok na siedzącą obok Evangeline, która nadal masowała łokieć i zaciskała mocno wargi, aby powstrzymać się przed zgryźliwym komentarzem.
– Och… – burknęła Marina – Przepraszam. Myślałam, że w tak wąskim gronie możemy pozwolić sobie na odrobinę swobody… auć!
Snape dostrzegł, że to Potter wymierzyła koleżance solidnego kopniaka pod ławką.
– Blau, jak nadal będziesz odzywać się nieproszona, to przed każdymi zajęciami będę podawał ci serum milczenia.
– Cóż, wówczas nie będę mogła odpowiedzieć na pana pytania dotyczące lektury, którą co tydzień nam pan zadaje do przeczytania– rzekła beztrosko, unosząc niewielką książkę, leżącą na blacie.
Jak co tydzień był to prywatny egzemplarz Snape’a. Mężczyzna nadal się zastanawiał, dlaczego pożycza swoją własność akurat jej – najbardziej nieodpowiedzialnej osobie w całej grupie.
Severus przełknął głośno ślinę i zmierzył dziewczynę wzrokiem. Wówczas jeszcze nie wiedział, że w przyszłości często będzie wspominać Marinę Blau, jako jedną z nielicznych osób, która w jego towarzystwie zachowywała się tak beztrosko. Nie drżała ze strachu, nie okazywała jawnej antypatii (nawet po tym, czego dowiedziała się kilka tygodni temu) i nie podlizywała się, jak niektórzy Ślizgoni. A w dodatku nie bała się patrzeć mu w oczy.
– O co chciałaś pytać, Potter? – zapytał Snape, uznając, że najlepszym rozwiązaniem będzie zignorowanie wypowiedzi Mariny Blau.
– Co…? – Dziewczyna wyprostowała się nieznacznie i dała sobie spokój z masowaniem łokcia i obdarzaniem koleżanki morderczym spojrzeniem. – Chciałam wiedzieć, czy ma pan jakieś informacje na temat tego, kto będzie oceniać nasze eliksiry w drugim etapie. Wolałabym się przygotować psychicznie i dokładnie zapoznać z treścią jego książek, aby przygotować sobie kontrargumenty oraz…
– Nie wiem, Potter – przerwał jej w pół zdania nauczyciel. – Myślę, że właśnie dlatego ministerstwo nie podaje nam tych informacji, abyście nie warzyli eliksirów pod sędziów.
– Nie zamierzałam tego robić… – burknęła. – Poza tym, mam już swój plan i nie chcę go zmieniać.
Severus Snape mechanicznie pomyślał o wakacjach. I choć wizja ta zupełnie nie pasowała do jego odzianej w czarne szaty osoby, to w jednej chwili zapragnął zostawić tę parszywą Brytanię, zimny Hogwart i nadętych uczniów i wyjechać gdzieś daleko, gdzie nikt go nie zna i gdzie w spokoju spędzi przynajmniej tydzień.
– To się okaże, Potter – rzekł oschle. – Czytaj to, co przygotowałaś.
Severus usiadł za biurkiem i pozbierał myśli. Musiał się skupić, bo za chwile dostanie kolejny wywód Evangeline, w którym nie omieszka napomknąć tysiąca szczegółów, nazwisk i tytułów książek, które w tamtym momencie nie miały żadnego znaczenia. Jej pracowitość powoli stawała się stanowczo zbyt nadgorliwa.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i zaczęła czytać. A w klasie były chyba tylko dwie osoby, które były zainteresowane jej słowami – Severus Snape i Albert Walker, który nie spuszczał z niej wzroku…

Kiedy czwartkowe spotkanie ze Snape’em dobiegało końca w klasie dało się słyszeć ciche westchnienie ulgi i szuranie krzeseł po kamiennej posadzce. Większość uczniów cieszyła się, że ma przed sobą perspektywę siedmiu dni odpoczynku (nie licząc planowych zajęć z eliksirów i tego, że na kolejny tydzień musieli przeczytać kolejną książkę i dalej pracować nad swoim wywarem konkursowym).
Marina Blau wstała i przeciągnęła się, prostując przy tym lekko zgarbione plecy. Wrzuciła do torby swoje notatki, kałamarz i pióro. Jej wzrok padł na książkę, którą Snape pożyczył jej w zeszłym tygodniu. Przez trzy miesiące nie rozgryzła dlaczego właściwie to robił, a w dodatku nie przerwał precedensu nawet po ich pamiętnej rozmowie, która miała miejsce w  czasie świątecznej przerwy.
Dziewczyna chwyciła książkę i westchnęła. Zwykle Snape sam ją zabierał, ale dziś przez połowę zajęć siedział za biurkiem, co było do niego raczej niepodobne. Musiała więc sama się pofatygować do nauczyciela.
Kątem oka dostrzegła, że Evangeline stoi gotowa do wyjścia.
– Nie czekaj na mnie – powiedziała krótko Marina, a potem wskazała niewielką książeczkę, mając nadzieję, że koleżanka bez słów zrozumie o co chodzi.
Evie przewróciła oczami.
– Okej…
Ślizgonka nie wydawała się być zbyt przekonana, ale odwróciła się na pięcie i skierowała swoje kroki do wyjścia. Marina widziała, że Bill też się ociągał, a robił to tylko dlatego, aby przypadkiem zgrać swoje kroki z Evie i przypadkiem wpaść na nią w progu klasy. Coś do niej powiedział, ale pannie Blau nie udało się zrozumieć słów. Widziała tylko, jak jej koleżanka unosi brew. Może w końcu uda im się porozmawiać… – pomyślała Marina.
Za Evie i Billem wyszedł też Albert Walker. Od czasu powrotu z ferii zimowych wyglądał jak cień, więc prawdopodobnie nie spędził tego czasu w zbyt wesołej atmosferze.
No i była też Beatice, która najwyraźniej pogodziła się ze swoją przyjaciółką, bo znów nie odstępowały się na krok, a przy wszelkich posiłkach, szeptały coś do siebie i chichotały w ten wkurzający sposób. Marina pomyślała, że wolała, jak Molly Kabbot nie miała tyle czasu dla panny Doyle.
Kiedy klasa w końcu opustoszała Marina podeszła do biurka nauczyciela i położyła na nim książkę, która notabene należała do niego.
– Oddaję – powiedziała. Była zaskoczona ile wysiłku musi włożyć w to, aby ton jej głosu brzmiał beztrosko. Czuła w gardle nieprzyjemną gulę. Bezskutecznie próbowała ją przełknąć. A na pewno nie ułatwiał jej tego Severus Snape, dokładnie lustrujący ją wzrokiem.
– Mam nadzieję, że dałaś sobie spokój z tą całą sprawą z profesorem Gebinem – rzekł, a Marina cofnęła się pół kroku. Na tę rozmowę nie za bardzo była przygotowana.
– Mówiłam panu, że zauważyłam te dokumenty przypadkiem. I nie ma żadnej sprawy z profesorem Gebinem… a gdyby się dało, to dałabym sobie spokój też z jego lekcjami, bo to, co się na nich wyprawia to jakaś katastrofa! Nie wiem skąd profesor Dumbledore bierze tych nauczycieli… najrozsądniej by było zrezygnować z obrony przed czarną magią. Te zajęcia i tak nie mają z nią nic wspólnego.
– Ciekaw jestem, jak sobie wyobrażasz idealne zajęcia obrony przed czarną magią, Blau? – zapytał, a Marina była pewna, że grymas, który pojawił się na jego twarzy miał coś wspólnego z uśmiechem.
– Cóż… byłoby fajnie poćwiczyć jakieś zaklęcia. Może pojedynki? Profesor Gebin umie tylko gadać… znaczy się mówić. Oczywiście możemy wyjść z założenia, że w dzisiejszych czasach nic nam nie grozi, bo nastał pokój, a żaden Śmierciożerca nie wyskoczy nagle zza rogu i… cholera, przepraszam.
W tamtym momencie dziewczyna naprawdę się zmieszała. Zakryła usta dłonią i lekko poczerwieniała ze wstydu. Zacisnęła powieki, aby nie widzieć miny Snape’a i podświadomie była gotowa, że za chwilę po raz kolejny wyrzuci ją z sali, ale tym razem już nie będzie miała możliwości powrotu.
Nastała jednak cisza, którą przerywał tylko jej przyśpieszony oddech. Rozchyliła więc lekko oczy, zdając sobie sprawę, że mężczyzna nadal się w nią wpatruję, a jego mina się nie zmieniła. Cały czas na jego twarzy gościł ten podejrzany grymas, który mógł symbolizować cień uśmiechu.
– Ja… – zaczęła nieśmiało, a jej głos dziwnie drżał. Czuła, że pierwszy raz ukazuje przed nauczycielem emocje, że pierwszy raz jest sobą. Pogubioną Mariną Blau, w której duszy płynęła czarna zaraza samotności, melancholii i nienawiści do samej siebie. – Nie chciałam tego powiedzieć… Już prawie zapomniałam, kim pan jest… był. Może to dlatego, że w czasie wojny byłam za mała, aby to wszystko rozumieć, a może jestem po prostu za głupia, aby zdawać sobie sprawę z konsekwencji pewnych czynów. A może…
Nie dokończyła. Severus Snape wstał i gestem ręki dał jej do zrozumienia, aby zamilkła.
– Już ci mówiłem, Blau, że nie uważam cię za osobę głupią – oznajmił. – Sądzę jednak, że masz w sobie stanowczo zbyt wiele tupetu i ignorancji. Potrafisz też doskonale grać, ale wiem, że w tym momencie jesteś całkowicie szczera.
– Po prostu jestem na siebie zła za taki brak taktu.
– Posłuchaj mnie, Blau… każdy z nas podejmuje w życiu szereg złych decyzji, z których konsekwencjami musimy mierzyć się do końca życia. Dlatego zastanów się dwa razy zanim coś postanowisz, a co ważniejsze, nie mieszaj do tego tych, na których ci zależy.
– Nie rozumiem o czym pan… – zaczęła, ale Snape znów przerwał jej gestem dłoni.
– Rozumiesz doskonale. Tu nie chodzi o żaden konkurs, o nim wszyscy zapomną. Chodzi o dużo poważniejsze sprawy.
Umysł Mariny mechanicznie przywołał obraz jej ojczyma. David siedział przy stole i opróżniał kolejną puszkę piwa. Kilka kropel alkoholu spływało mu po brodzie. Śmiał się, a potem wyciągał palec w jej stronę i groził nim w teatralnym geście. Nic mi nie zrobisz – bełkotał w pijackiej libacji. – Nie odważysz się… Jesteś totalnie bezużyteczna i nic nie warta.
Potem przed oczami pojawiła się jej matka – Kornelia, która kręciła tylko głową i mówiła półszeptem: Dlaczego znów to robisz, Marino? Dlaczego dajesz Davidowi powody, aby się na ciebie gniewał? Dlaczego znów go prowokujesz?
– Raz jeszcze dziękuję za książkę – rzekła, próbując otrząsnąć się z nieprzyjemnych wspomnień i mając nadzieję, że te słowa zakończą dyskusję.
– I tak nie czytasz ich z należytą uwagą – odpowiedział Snape, a potem wyciągnął spod biurka kolejną lekturę, zadaną na przyszły tydzień. – Dwa pierwsze rozdziały – rzekł, podając jej książkę. – Przepytam cię dokładnie, Blau.
– Dobrze… – powiedziała, a jej ton głosu powoli wracał do normalności. – Dziękuję, panie profesorze.
Wychodząc, nie chowała książki do torby. Pierwszy raz pomyślała, że nie jest pewna, czy dobrze zakręciła kałamarz, a przecież nie mogła pozwolić, aby ciemny atrament zalał własność nauczyciela. Nie… nie chodziło o to, że Snape był jakimś tam zwykłym nauczycielem… chodziło o to, że był człowiekiem tak samo pogubionym i zalanym czarną goryczą nostalgii jak ona.
~*~
Evangeline wiedziała, że obiecała Billowi rozmowę. Nie mogła jej przecież przekładać w nieskończoność nawet jeśli była pewna, że nie jest to odpowiedni moment. W zasadzie żaden moment nie byłby odpowiedni, bo za każdym razem wymyśliłaby tysiące wymówek. Teraz jej argumentem było to, że martwiła się tym, co Marina znów nagada Snape’owi.
Weasley jednak nie dał za wygraną i poprowadził ja prosto do jednej z nieużywanych klas. Kiedy zamykał za nimi drzwi, Evangeline dostrzegła przechodzącego korytarzem Alberta i wyczuła na sobie jego wzrok. Oczami wyobraźni dostrzegła, jak chłopak z nerwów poprawia okulary. Tym sposobem, zamiast myśleć o Billu, pomyślała o Walkerze i wigilijnym wieczorze, który razem spędzili w jej pokoju.
Dopiero po chwili dziewczyna zdała sobie sprawę, że Weasley stoi na wprost niej z założonymi na piersiach rękoma i wpatruje się w jej zamyśloną twarz, unosząc przy tym zawadiacko brew.
– A w twojej głowie cały czas eliksiry? – zapytał, uśmiechając się delikatnie. – Twój pomysł jest jak zwykle świetny i dopracowany w każdym calu, nie musisz cały czas o nim myśleć.
– Wbrew pozorom mój umysł nie jest aż tak ograniczony, aby cały czas wałkować jeden i ten sam temat. Czasem zdarza mi się myśleć o czymś innym… a nawet o kimś – dodała, wprowadzając go tym w lekkie zakłopotanie.
Widziała, jak jego twarz się zmienia. Mięśnie się napięły, a policzki lekko poczerwieniały. Rozejrzał się po sali z lekkim zakłopotaniem, a potem utkwił wzrok w czystej tablicy.
– Nie miałem na myśli nic złego – rzekł przeciągle. – Nie musisz mnie od razu atakować.
Evangeline westchnęła, a potem odrzuciła długie włosy na plecy. Wbrew pozorom Bill był bardzo wrażliwą osobą, a jednocześnie potrafił walczyć o swoje.
– Dajmy temu spokój – rzekła dziewczyna, czując, że tym razem to ona odpuści.
Zrobiła kilka kroków  w głąb pogrążonej w półmroku klasy i usiadła na jednej z ławek. Nie lubiła siedzieć na krzesłach, bo wydawały jej się zbyt niskie i miała nieznośną manię krzyżowania nóg na wszelkie możliwe sposoby, przez co łapały ją skurcze.
Bill też usiadł naprzeciwko niej również na blacie, choć prawdopodobnie zrobił to tylko dlatego, aby ich oczy znajdowały się na tej samej wysokości. Przez dłuższą chwilę się jej przyglądał. A w zasadzie można powiedzieć, że bezczelnie się gapił. Evangeline widziała, jak  jego wzrok błądził po jej ciele. Po jej włosach, twarzy, obojczykach wystających spod koszuli, niemal nieistniejącym biuście, brzuchu a potem udach i kolanach, które wyłoniły się spod spódnicy, kiedy usiadła.
Dziewczyna odchrząknęła głośno, a potem wymierzyła mu kopniaka w łydkę.
– Auć… – burknął Bill. – Oszalałaś? Za co to? – zapytał, masując nogę.
– Nie gap się – powiedziała, krzyżując nogi w kostkach i machając nimi tak energicznie, że brakowało kilku cali, aby znów mu przyłożyć. – Mieliśmy rozmawiać, zapomniałeś? Tak bardzo oficjalnie mnie o to prosiłeś, że nie omieszkałam ci odmówić.
– Nie wiem, kto pisał odpowiedź na mój list, ale stylu wypowiedzi nie dało się z niczym pomylić i miałem absolutną pewność, że były to twoje słowa. Oddałaś mi przysługę, że nie musiałem rozczytywać twoich hieroglifów i marnować na to cza… Auć! Przestań!
Znów wymierzyła mu kopniaka. Tym razem mocniejszego i trafiła prosto w kość piszczelową. Po jej twarzy jednak poznał, że cała ta sytuacja ją wyjątkowo bawiła. Jej wargi wygięły się w nieznacznym uśmiechu, a oczy delikatnie lśniły. Wówczas Bill pomyślał, że wygląda naprawdę ładnie, choć jej uroda nadal odbiegała od ustalonego kanonu piękna.
– Nie bądź wredny, bo ci to nie wychodzi – rzekła, a jej głos drżał delikatnie. – Jesteś dobrym chłopcem, Bill – dodała, a potem zrobiła coś, czego absolutnie się po niej nie spodziewał.
Evangeline wyciągnęła rękę i pogłaskała go po głowie. Jej zimne place wplotły się w jego włosy, a on miał wrażenie, że zabrakło mu tchu. Ten dotyk pobudził wszystkie komórki jego ciała. Dreszcz przebiegł spod opuszków jej palców po jego karku i plecach. Dziewczyna cały czas patrzyła mu w oczy, a w jej czarnych źrenicach było coś wyjątkowo prowokującego.
A potem cofnęła rękę, ale dziwne uczucie nie minęło od razu.
– To mój tata pisał ten list – oznajmiła. – Dyktowałam mu.
– Aha – rzekł krótko, bo nie do końca był pewny, czy jego głos brzmi naturalnie.
– Wiesz, Williamie, nie musisz być na siebie zły… To, co się stało nie miał z tobą nic wspólnego – zaczęła, jak zwykle zwracając się do niego pełnym imieniem. – Nie zamierzam cię za nic przepraszać, bo nie czułam wobec ciebie obowiązku mówienia ci o mojej chorobie. A tak naprawdę, to wcale nie chciałam iść z tobą do tego głupiego Hogsmeade.
– Wiesz, nie muszę być jasnowidzem, aby to zauważyć. Może faktycznie byłem zbyt nachalny z tym całym wyjściem… ale w efekcie chyba nie było tak źle, co?
– Powiedzmy – burknęła. – Chodzi mi o to, że nie lubię obarczać moimi problemami innych ludzi. Denerwuje mnie, kiedy ktoś skacze wokół mnie i ciągle pyta, jak się czuję, czy coś mnie boli i czy może coś dla mnie zrobić. Nie chcę, aby wszyscy się nade mną użalali.
– Nie miałem takiego zamiaru – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Rozumiem, że to wszystko musi być dla ciebie bardzo denerwujące…
– Proszę cię, nigdy nie mów, że to rozumiesz – burknęła, a potem zeskoczyła z ławki i podeszła do okna. Mimo jej wysokiego wzrostu musiała wspiąć się na palce, aby dostrzec cokolwiek zza grubej warstwy śniegu, która leżała na parapecie po zewnętrznej stronie.
Bill obserwował zarys jej wąskich pleców i opadające na ramiona proste włosy, które w półmroku nabrały odcieniu fioletu.
– Wbrew pozorom nie jestem z tym sama – rzekła tak cicho, że ledwo ją zrozumiał. – Ale czasem bardzo bym chciała nie obarczać moimi problemami innych. Wiesz… to takie typowe dla ciebie, że akceptujesz moją chorobę.
– Mam to traktować jak komplement?
– Jak chcesz…
Zapadła chwila milczenia. Evangeline nadal stała do niego plecami, więc Bill nie wiedział, jakie emocje malują się na jej twarzy. Chłopak nie był pewny, czy rzeczywiście aż tak lubiła swoją oazę samotności, czy po prostu nigdy nie miała kogoś takiego, kto mógłby ją wspierać. Może z wyjątkiem ojca, którego zawsze ciepło wspominała.
Bill wstrzymał oddech, a potem zszedł z blatu ławki. Powoli i ostrożnie podszedł do jej odwróconej tyłem sylwetki. Zawahał się przez moment, a potem położył dłoń na jej ramieniu. Usłyszał jak głośno zaczerpnęła powietrza i poczuł, jak jej ciało wzdrygnęło się energicznie. Wygięła się nieznacznie, ale nie odtrąciła jego dłoni.
– Nie jestem aż tak dobry, jak ci się wydaje – oznajmił krótko, zaciskając mocniej palce na jej ramieniu. Zmusił ją tym, aby się odwróciła i popatrzyła na jego twarz. Chłopak z ulgą stwierdził, że nie płakała.
– Nie zmienia to jednak faktu, że nie wiem, czy potrafię dać ci to, czego oczekujesz – oznajmiła cicho.
– Niczego od ciebie nie oczekuję – rzekł, wzruszając ramionami. – Nie będę na ciebie naciskać i do niczego cię zmuszać, bo wiem, że to ja poniosę klęskę. Chcę tylko, abyś wiedziała, że masz we mnie pełne wsparcie i zawsze ci pomogę. A jak uznasz, że jesteś gotowa na więcej, to powiedz.
Dziewczyna prychnęła, a Bill dostrzegł, że mięśnie jej twarzy powoli się rozluźniają.
– A ile chcesz tak czekać? Lata też wchodzą w grę? – zapytała, a jej głos był swobodniejszy.
– Myślę, że nie będzie takie potrzeby – oznajmił.
– Ach… czyli jednak jesteś bezczelny – rzekła, kręcąc głową.
– Może trochę… Evangeline, czy ja też mogę dotknąć twoich włosów?
Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę. Jej zaskoczenie dało mu kilka sekund przewagi, dlatego nie czekając na odpowiedź, zrobił to, o czym myślał od września. Od momentu, jak ujrzał ją tego pamiętnego popołudnia w bibliotece. Pamiętał tamtą chwilę. Jej zgarbioną sylwetkę i długi nos wystający z kart grubych ksiąg. Pamiętał, jak zawijała na palec kosmyk włosów. I pamiętał, że to właśnie one przyciągały go do niej jak magnes. W zależności od światła budziły przeróżne skojarzenia. Czasem zdawały się być jak futro, innym razem lśniły jak czarny jedwab, aby po chwili być stróżkami zastygłej kawy lub rzęsistym, nocnym deszczem. Teraz miał je pod swoja dłonią i czuł, że ich struktura rzeczywiście nie przypomina włosów. Były miękkie, a jednocześnie gładkie i delikatne. Gdyby Evangeline mu na to pozwoliła, to dotykałby ich codziennie.
– Ty chyba naprawdę dostałeś na głowę, Williamie – oznajmiła dziewczyna, a potem cofnęła się delikatnie.
Przez kilka długich minut patrzyli sobie w oczy. Nie przeszkadzało im nawet to, że zamek spowił mrok nadchodzącej nocy.
***
Zmiany, zmiany, zmiany. Przepraszam za zamieszanie, ale w przyszłym tygodniu rozdziału nie będzie, a kolejne będą pojawiały się co środę. Więc widzimy się 23.10. 

5 komentarzy:

  1. O kurczę, czyżby Bill jednak miał jakąś szansę u Evangeline? Nie mogę doczekać się, co dalej. I niesamowicie interesuje mnie postać Mariny... Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Marina to jednak ma tupet :P Bardzo podobało mi się, jak opisałaś relację Evangeline i Billa. Przyjemnie się to czytało. Zwłaszcza gest, jak pogłaskała go po głowie, jak małego chłopca ;D Dziewczyna zaczyna trochę mięknąć, ale robi to stopniowo, co jest naprawdę fajne. Czekam na następną część.
    Pozdrawiam ciepło.
    [sekretny-klub]

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm końcowa scena była chyba najromantyczniejszą do tej pory. Taka subtelna, ale zarazem pełna chemii. Bill wreszcie się trochę ośmielił. Do boju, Bill! Podobał mi się opis włosów Eve, aż sama miałam ochotę ich dotknąć xD
    Scena z Mariną i Snape'm też fajna i niespodziewana. Już kiedyś pisałam, że na pierwszy rzut oka wydają się dwoma skrajnościami, a jednak mają ze sobą dużo wspólnego. Teraz nawiązała się między nimi jakaś nic porozumienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie! Oni mieli się tam pocałować, ja już to widziałam oczami wyobraźni! Ale uwielbiam, miłość wisi w powietrzu :D
    Snape pokazał inną twarz. Wow. Nie spodziewałam się tego po nim, ale bardzo spodobało mi się to jego nowe oblicze.
    Liczę, że w najbliższym czasie wyjaśni się coś w sprawie Gregory'ego, mam wrażenie, że mógłby wskazać osobę odpowiedzialną za ten wypadek. A na pewno dać jakąś wskazówkę.
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojeju ale romantyczny rozdział! Szkoda tylko, że się nie pocałowali.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy