Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

wtorek, 1 października 2019

Rozdział 24: Powrót do szkoły


Gdy zmarznięci uczniowie zaczęli tłoczyć się w Sali Wejściowej, w Hogwarcie na powrót zrobiło się tłoczno. Otrzepywali oni grube peleryny z resztek śniegu i tupali zawzięcie, aby pozbyć się błota z podeszw butów. Nie zwracali oni najmniejszej uwagi na woźnego – pana Argusa Filcha, który, stojąc pod ścianą, wygrażał im miotłą.
– I kto ma to potem po was sprzątać?! – krzyczał, plując przy tym drobinkami śliny. – JA! Błoto, bród… wstrętne dzieciaki tylko paskudzić potrafią.
– Ciekawe, od ilu lat tu pracuje, że jeszcze mu się nie znudziły te głupie gadki – powiedziała Beatrice do Alberta, Billa i Charliego, z którymi spędziła całą podróż do szkoły. W pociągu udało jej się zamienić kilka słów z Molly. Głównie na temat tego, co wydarzyło się w święta. U przyjaciółki było jak zwykle idealnie. Zjechała się cała rodzina, w tym dwie starsze siostry Molly razem ze swoimi mężami. Jedna z nich urodziła dziecko dwa miesiące temu, więc wszyscy byli zafascynowani maleństwem. Bea nie za bardzo mogła dojść do słowa, więc ograniczyła się tylko do krótkiego: było fajnie. Akurat tata i mama mieli wolne. Już miała dodać, że dowiedziała się czegoś ciekawego o Evangeline Potter, ale szybko ugryzła się w język, przypominając sobie, że obiecała nie rozpowiadać tego wszystkim. Tylko że Molly była jej najlepszą przyjaciółką. Przed nią nie miała sekretów. I pewnie gdyby posiedziały dłużej razem, to by się wygadała, ale panna Kabbot oczywiście po kilku minutach pognała do swojego chłopaka, za którym, jak sama przyznała, szalenie się stęskniła.
– Znając życie, nasze dzieci będą się z nim jeszcze użerać – oświadczył Bill, wyrywając ją z zamyślenia.
– Jeśli tylko planujesz mieć dzieci – wtrącił Charlie. – A skoro o tym mowa, wspominałeś, że Evangeline wraca do Hogwartu. Więc gdzie się podziała?
– Nie będę komentował sposobu, w jaki przeszedłeś z jednego tematu na drugi – burknął starszy z Weasleyów i rozejrzał się po twarzach uczniów, jakby miał jeszcze nadzieję, że dostrzeże znajomą mu postać. – Tak mi napisała. Może coś się stało…
– Fabiana też nie widać – dodał Albert, ściągając z nosa zaparowane okulary i przecierając je rąbkiem peleryny. Robił to tak zawzięcie i energicznie, że Bea zaczęła się zastanawiać, czy za chwilę nie zrobi dziury w szkłach. Chłopak od początku podróży niewiele się odzywał, na pytania: jak święta, odpowiadał zdawkowo i bez większych emocji. Był przy tym okropnie przygnębiony i więcej czasu spędzał na gapieniu się w krajobrazy za oknem. Nie bawiły go nawet anegdotki z życia Weasleyów, przy których Bea omal nie popuściła ze śmiechu.
– Faktycznie, nie zwróciłem na to uwagi – powiedział Bill z wyraźną ulgą na twarzy. – Może po prostu gdzieś wyjechali, albo spóźnili się na pociąg.
– Albo ktoś zaatakował ich dom i porwał dla okupu – rozległ się znajomy im, dziewczęcy głos tuż za ich plecami. – Aczkolwiek przyznaję, że nie wiem, w jakim celu byłby im potrzebny ten przygłupi Fabian.
Cała czwórka odwróciła się energicznie i stanęła twarzą twarz z Mariną Blau. Dziewczyna miała założone ręce na piersiach, a na jej twarzy błąkał się cień uśmiechu. Spojrzenie swych nienaturalnie jasnych oczu przenosiła po kolei na każdego z nich.
– Napisała mi, że nie zamierza jechać pociągiem – wyjaśniła, mając na myśli Evangeline. – Wiecie, czasem lubi czuć się ważniejsza, więc razem z Fabianem skorzystają z sieci Fiuu.
– Dlaczego mi o tym nie wspomniała? – zapytał Bill, choć czuł, że powinien ugryźć się w język.
– Nie wiem – rzekła Marina, wzruszając ramionami. – Może nie uznała tego za konieczne.
Bea dostrzegła zakłopotanie na twarzy kolegi i przez chwilę zrobiło jej się go żal. Widać było, że bardzo chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował, zdając sobie sprawę, że dyskusje z Mariną Blau nie należą do najłatwiejszych.
– Coś nas ominęło w Hogwarcie? – zapytał Albert, choć nie wyglądał na zainteresowanego odpowiedzią.
Puchonka zamyśliła się, a na ułamek sekundy uśmiech spełzł z jej twarzy. Przez tę krótką chwilę wyglądała naprawdę dziwnie. Bea nawet się zlękła, mając wrażenie, że ma do czynienia z zupełnie inną osobą. Potem jednak wszystko wróciło do normy, a panna Doyle nie była pewna, czy jej towarzysze również to dostrzegli.
– A cóż takiego mogło się wydarzyć w Hogwarcie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Pusto było. I troszkę podpadłam Snape’owi, ale spoko, kryzys zażegnany.
– Co zrobiłaś? – wtrącił się Charlie z zainteresowaniem. – Jakiś głupi żart? Ozdobiłaś lochy serduszkami?
– Nie… nie posądzaj mnie o takie głupoty bez polotu – dodała, uśmiechając się tajemniczo. – To co, idziecie najpierw zdjąć te mokre ciuchy, a potem widzimy się na kolacji?
Przytaknęli. A na wzmiankę o kolacji Bea poczuła nieprzyjemne ssanie w żołądku. W podróży zjadła tylko kilka pasztecików i czekoladową żabę, więc była okropnie głodna.
~*~
Kiedy zielony dym opadł, Evangeline Potter pewnym krokiem wyszła z kominka w gabinecie profesora Snape’a. Nie przewidziała jednak, że jej młodszy brat Fabian będzie się tak ociągał, więc wpadła wprost na jego plecy i czuprynę ciemnych włosów. Chłopiec jęknął, kiedy jej kościsty łokieć ugodził go pod łopatką.
– Auuu… co robisz? – burknął.
– Raczej, co ty robisz, stoisz tu jak ciele – odpowiedziała srogo.
Fabian już chciał się odgryźć, jednak biegło go głośne chrząknięcie nauczyciela eliksirów, który stał wyprostowany obok swojego biurka i spoglądał na nich groźnie.
– Dzień dobry, panie profesorze – przywitała się oschle dziewczyna, przypominając sobie moment, w którym ostatni raz rozmawiała z opiekunek domu. Jej umysł zaczął odtwarzać wspomnienie feralnego pierwszego etapu konkursu.
Fabian też coś odburknął, ale nie wydawał się być zadowolony. Przeskakiwał z nogi na nogę, jakby chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. Snape napawał go strachem, a Evangeline pomyślała, że dobrze mu tak. Niech się trochę potrzęsie.
– Dzień dobry – odpowiedział nauczyciel, choć słowo dobry raczej nie pasowało do jego miny. – Potter, wynocha do siebie, a z tobą – tu wskazał na Evangeline – chcę jeszcze porozmawiać.
Fabian wyraźnie odetchnął z ulgą. Oddalił się tak szybko, że dziewczyna zaczęła się zastanawiać, jak można tak energicznie przebierać nogami. Severus w tym czasie wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie. Evangeline usiadła raczej niechętnie. Przed kilkoma minutami dostała kazanie od ojca, więc miała już serdecznie dość na najbliższy czas.
– Rozmawiałem z twoim ojcem – rzekł mężczyzna.
Och, zabawne, pan też? – pomyślała, ale nie odważyła się powiedzieć tego na głos.
– Będę z nim w stałym kontakcie, więc jeśli tylko coś się wydarzy, to od razu będę do niego pisać i nie będzie mnie interesować, co masz mi do powiedzenia. Zrozumiałaś?
Evangeline naprawdę się starała, ale nie udało jej się powstrzymać przed wygięciem warg w delikatnym uśmiechu.
– Tak, zrozumiała – powiedziała bardziej dla świętego spokoju.
– Raz w tygodniu masz się zgłaszać do pani Pomfrey – kontynuował, na co dziewczyna przewróciła oczami z dezaprobatą. – I nie rób takich min. Jeśli nie będziesz się do tego stosować, to wyrzucę cię z konkursu. Razem z Blau będziecie mogły znaleźć sobie inne, twórcze zajęcie.
Serce Evangeline przyspieszyło. Przełknęła głośno ślinę, bo w tamtym momencie naprawdę się wystraszyła. Zacisnęła dłonie między kolanami, aby nauczyciel nie zauważył, że drżą. Czy to możliwe, że Snape wie, że oszukiwały? A może Marina znów coś zmalowała i zapomniała wspomnieć o tym w swoich licznych listach? Evie miała wielką nadzieję, że chodzi o to drugie. Gdyby na początku grudnia wiedziała, że ta akcja będzie ją kosztować tyle nerwów, to nigdy nie zaproponowałaby Puchonce swojej pomocy.
– Będę się stosować – burknęła tylko, wkładając resztki wysiłku w panowanie nad głosem.
– Idź już, Potter. Mam nadzieję, że jesteś należycie przygotowana na czwartkowe spotkanie – dodał, kiedy dziewczyna wstała z krzesła.
– Generalnie tak – odpowiedziała ostrożnie. – Muszę jeszcze sprawdzić kilka rzeczy. I mam nadzieję, że tym razem sędziować będzie osoba, której umiejętności nie budzą wątpliwości.
– Też mam taką nadzieję.
Słowa nauczyciela sprawiły, że jej mięśnie lekko się rozluźniły. Przynajmniej pod niektórymi względami się zgadzali i nie oberwie jej się za komentarze, którymi rzuciła w trakcie pierwszego etapu. Oczywiście zawsze mogła wszystko zwalić na wysoką gorączkę i parszywe samopoczucie.
Jej dłoń musnęła klamkę, kiedy usłyszała za plecami głos nauczyciela.
– Mam cię na oku, Potter.
Nie odwróciła głowy, nie spojrzała na opiekuna domu. Pożegnała się cicho i opuściła gabinet. Teraz już była pewna, że ma przerąbane. Poczuła, że robi jej się niedobrze i koniecznie musiała znaleźć Marinę Blau – sprawczynię całego zamieszania.

W Wielkiej Sali było naprawdę tłoczno i głośno. Uczniowie, jeden przez drugiego, przekrzykiwali się i opowiadali niesamowite historie, które przydarzyły się w czasie bożonarodzeniowej przerwy. Niektórzy chwalili się prezentami i opychali przysmakami, od których uginały się cztery ogromne stoły. W dodatku pomieszczenie nadal było udekorowane świątecznymi drzewkami i girlandami, co dawało niepowtarzalną, ciepłą atmosferę.
Evangeline Potter nie zwróciła na to zbytnio uwagi. Rozejrzała się energicznie, aby dostrzec w tłumie znajome twarze. Nie była zaskoczona, kiedy rzuciły jej się w oczy dwie rude czupryny Billa i Charliego. Potem dostrzegła, że obok siedzi Albert, Marina i Beatrice. Cała piątka bardziej zainteresowana była jedzeniem niż rozmową.
Dziewczyna westchnęła, po czym pewnym krokiem podeszła do stołu Gryfonów, przy którym siedzieli. Stanęła za plecami Bill. W pierwszej chwili chciała odchrząknąć, ale potem zmieniła zdanie i westchnęła bardzo głośno i teatralnie. Chłopak się wzdrygnął, identycznie jak w czasie zajęć obrony przed czarną magią, a potem zerwał się na równe nogi, omal nie przypłacając tego bolesnym upadkiem, i odwrócił się energicznie. Prawy kącik jego ust brudny był od sosu, kiedy spojrzał na nią z zaskoczeniem. Później wyraz jego twarzy się zmienił, a wargi wygiął w najszczerszym uśmiechu, jaki Evangeline kiedykolwiek widziała.
Przez ułamek sekundy była pewna, że chciał ją przytulić. Dla bezpieczeństwa cofnęła się o pół kroku, dając mu chwilę na złapanie oddechu.
– Dobrze cię widzieć – powiedział w końcu. – I… naprawdę dobrze wyglądasz.
Evangeline prychnęła, opierając ręce na biodrach. Potem przeniosła wzrok na pozostałych. Bea zamarła z widelcem w połowie drogi do ust, Albert ewidentnie unikał jej wzroku, jakby próbował zapomnieć o tym, co miało miejsce w Wigilię Bożego Narodzenia, Charlie szczerzył zęby w głupim uśmiechu, a Marina… cóż… Marina jak zwykle siedziała niewzruszona całą spraw, choć jej oczy zalśniły lekko na widok koleżanki.
– Siadaj z nami i zjedz coś – powiedział Bill, robiąc jej miejsce przy stole.
– Jadłam przed podróżą – oznajmiła, ale i tak usiadła na twardej ławce tuż obok Alberta. Obserwowała przez chwilę profil jego twarzy i napięte wargi.
– Zapomniałem, że nie jadasz kolacji – wyrwał ją z zamyślenia Bill, nakładając sobie na talerz dokładkę sałatki.
– W końcu przestało padać, co? – wtrąciła Bea, a pozostali mechanicznie podnieśli głowy, aby przyjrzeć się zaczarowanemu sklepieniu w Wielkiej Sali.
Dziewczyna ewidentnie miała na myśli deszcz, który męczył Wielką Brytanię od września. Ten rzeczywiście odpuścił, ale nie można było powiedzieć tego samego o śniegu, który od tygodnia sypał tak zawzięcie, że zaczął sięgać ponad kolana.
– Śnieg jest jeszcze gorszy od deszczu – burknęła Evie, nalewając sobie do pucharku odrobinę soku dyniowego. – To taki cichy zabójca. Niby ciało stałe a jednak mokry.
Cała piątka spojrzała na nią zaskoczona. Nawet Albert odwrócił głowę, a jego usta wgięły się delikatnie.
– No co? – oburzyła się panna Potter. – Nie wiecie jak to jest…
Zapadło krótkie milczenie, które nie miało nic wspólnego z ciszą. Zewsząd dochodziły ich ożywione rozmowy i stukanie sztućców o talerze.
– Jak to? – zdziwiła się Bea. – Nigdy nie lepiłaś bałwana i nie rzucałaś się śnieżkami?
Evangeline poczuła się zażenowana infantylnością młodszej koleżanki.
– Tarzanie się w śniegu nie jest niczym fajnym – odezwała się po raz pierwszy Marina. – Znam lepsze formy rozrywki. Na przykład czytanie. Swoją drogą, Evie, dzięki za książkę. Trochę mało akcji, a główna bohaterka czasem jest strasznie mdła, ale ogólnie spoko.
– O tak, czytanie jest super – przyznała z ironią panna Potter. – A już niedługo będziesz miała mnóstwo czasu, aby dokończyć swoją powieść, bo…
Zamilkła, zdając sobie sprawę, że nie są same. W dodatku kątem oka dostrzegła, że do Wielkiej Sali wszedł Snape. Poczekała aż ich minie, a potem, widząc zakończenie malujące się na twarzy koleżanki, znów zabrała głos.
– Zjadłaś już? Bo musimy pogadać na osobności.
Marina spojrzała tęsknie na niedojedzoną porcję puddingu, a potem bez słowa wstała i ruszyła za Evangeline.
– Co to za sekrety… wszyscy jesteśmy ciekawi. – Usłyszały jeszcze za plecami głos Charliego.
~*~
Marina kroczyła za wyprostowaną sylwetką Evangeline. Ledwo nadążała za energicznym, sprężystym krokiem koleżanki. Napiętą atmosferę wyczuła już przy stole, ale wolała nie pytać przy wszystkich, o co chodzi.
– Wiesz, Evie – zaczęła do jej pleców, a potem podbiegła, aby zrównać się z jej krokiem. – Bill ma rację, wyglądasz dużo lepiej. Twoje włosy znów są takie lśniące, aż chce się je dotknąć. Ale chyba podcięłaś końcówki, co?
Evangeline przystanęła tak gwałtownie, że Marina omal się nie przewróciła. Ślizgonka spojrzała na nią groźnie.
– Snape wie – powiedziała ostro. – Snape wie, że oszukiwałyśmy więc nie gadaj mi teraz o włosach!
– Nie krzycz – burknęła Marina. – Nie chcesz przecież, aby wiedziała cała szkoła.
Evangeline otworzyła energicznie drzwi do jednej z pustych klas i przekroczyła jej próg. Kiedy Puchonka weszła za nią do sali, usiadła na jednym z krzeseł i skrzyżowała nogi. Wzrok jej wyłupiastych oczów był nieprzenikniony, a Marina wyczuła, że naprawdę jest mocno wkurzona.
– Dlaczego mi nie napisałaś, że Snape coś podejrzewa? – zapytała.
– Nie chciałam cię o tym informować w liście – burknęła Blau, bawiąc się kredą i bazgrając coś w rogu tablicy. – Nie przejmuj się tym…
– Nie przejmuj się? Marina, jak ja mam się nie przejmować? Wiesz, jak ważny jest dla mnie ten konkurs. Zrezygnowałam z quidditcha, ledwo przeszłam pierwszy etap, a ty mi mówisz, że nie mam się przejmować?
Puchonka spojrzała na Evangeline. Jej twarz była napięta, a dolna warga drżała delikatnie. Ślizgonka rzadko okazywała uczucia, ale teraz złość wręcz z niej kipiała. Marina zastanowiła się przez chwilę. Ile powinna powiedzieć koleżance?
– Evie… – zaczęła ostrożnie panna Blau. – To się już nigdy nie powtórzy. Skoro Snape wie, a nikomu nic do tej pory nie powiedział, to znaczy, że przymknął na to oko.
Ślizgonka prychnęła, zrywając się z krzesła. Zrobiła kilka okrążeń po klasie. Niewielkie obcasy jej skórzanych butów stukały rytmicznie. Przystanęła dopiero obok Mariny. Popatrzyła koleżance prosto w oczy i pokręciła delikatnie głową. Chrobotanie po tablicy wyraźnie zaczęło ją drażnić i wyglądała, jakby chciała wyrwać koleżance kredę i rozdeptać ją z impetem na kamiennej posadzce.
– Żartujesz sobie ze mnie? – zapytała, krzyżując ręce na piersiach.
– Nie… – odpowiedziała przeciągle Marina. – Przypominam ci tylko, że to był twój pomysł. Nie byłam do końca przekonana.
– Super, teraz będziemy się wzajemnie obarczać odpowiedzialnością?
– Nie miałam nic złego na myśli – burknęła Puchonka, czując że i w niej powili wzbiera irytacja.
– Więc przestań w końcu zwracać na siebie uwagę. Idź do biblioteki, przysiądź nad książkami i przygotuj się w końcu porządnie na kolejne spotkanie z eliksirów. Snape mówił, że nas przepyta. Daję słowo, że jak znów przytoczysz te bzdury z Mistrzyni Eliksirów, to już nigdy się do ciebie nie odezwę, zrozumiałaś?
Marina zrozumiała, nie była przecież idiotką. Przytaknęła nieznacznie, choć już na końcu języka miała historię zaklęcia, które pomogło jej otworzyć sekretarzyk, a przecież znalazła je w swoim ulubionym cyklu. Milczała jednak. Ta opowieść wymagałaby obszernego wstępu. Musiała by opowiedzieć o podsłuchanej rozmowie Gebina z tajemniczą kobietą, o skrytce i skrzętnie zbieranych informacjach o rodzinie Lestrange, a także o największej tajemnicy Severusa Snape’a.
Evangeline uznała rozmowę za zakończoną. Odwróciła się na pięcie i już miała wyjść z klasy, jednak Marina odezwała się do jej pleców.
– Naprawdę się cieszę, że czujesz się już lepiej – rzekła.
– Nie czuję się lepiej – burknęła beznamiętnie Ślizgonka. – Tylko lepiej wyglądam.
A potem bezszelestnie opuściła salę, pozostawiając Marinę w samotności. Zupełnie, jakby nigdy jej tam nie było.
~*~
Pomimo żaru buchającego z ozdobnego kominka, zimowe wieczory  w wieży Ravenclawu nie należały do najcieplejszych. Bea owinęła się szczelniej dużą, kraciastą, wełnianą chustą i wtuliła w róg ciemnej kanapy. Emocje uczniów opadały, a pokój wspólny powoli pustoszał. Dziewczynie jednak niezbyt spieszyło się do sypialni. W jej przymrużonych oczach migotały czerwone iskierki ognia.
Bea nagryzła wargę, próbując powstrzymać falę smutku i melancholii, która powoli zaczęła zalewać jej umysł. Na początku grudnia, kiedy jej relacje z Molly zaczęły się psuć, chciała wrócić do dom i pobyć trochę z rodzicami. Gdy w końcu nastała przerwa świąteczna, a jej marzenie się spełniło, nadal czuła się nieswojo. W rodzinnej posiadłości praktycznie siedziała sama, a jej jedynym towarzystwem były mugolskie gosposie, z którymi i tak nie mogła zbyt wiele rozmawiać, bo kobiety nie miały pojęcia, że mają do czynienia z czarownicą, a w jej szkole nie uczą matematyki i literatury. A teraz znów była w Hogwarcie. I znów była sama.
Wszystko było nie tak. Bea miała wrażenie, że świat stanął na głowie. Przecież jeszcze we wrześniu była szczęśliwa i towarzyska. Miała przyjaciółkę, dużo też rozmawiała z rówieśniczkami. Pomyślała o Evangeline i Marinie. To przecież one były wiecznie same i zamknięte w swoim własnym świecie. A teraz? Wszystko było odwrotnie. Konkurs z eliksirów zmienił życie uczestnikom. Problem w tym, że Bea stała się jego największą ofiarą (a przynajmniej tak jej się zdawało, bo w tamtym momencie zapomniała o biednym Gregory’m, który nadal nie wybudził się ze śpiączki).
Beatrice już miała wstać z kanapy, kiedy tuż obok niej usiadła Molly. Dziewczyna wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Jej skóra promieniała, a włosy lśniły. W oczach czaiła się ogromna radość.
– Ach… Thomas jest boski – rzekła, a Bea zastanawiała się, jak jej przyjaciółka może nadal popadać w takie zachwyty nad swoim chłopakiem, skoro spotykają się już ponad dwa miesiące. – To jest miłość na całe życie. Wiem już ile będziemy mieć dzieci i jak damy im na imię.
– Mam nadzieję, że jeszcze się o nie staracie – powiedziała Bea.
– Oszalałaś? – Molly przybrała minę, która miała wyrażać oburzenie, choć niezbyt dobrze jej to wyszło, zważywszy na uśmiech, który nadal błąkał się po jej twarzy. – Przypominam ci, że jesteśmy w szkole, a ja mam dopiero szesnaście lat. Na dzieci przyjdzie czas.
– Grunt to rozsądne podejście – burknęła Beatrice.
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Pokój wspólny zupełnie opustoszał.
– Przestań się dąsać, Bea – powiedziała Molly, dając przyjaciółce lekkiego kuksańca w bok. – Przerwa świąteczna jednak nie wyglądała tak, jak sobie wyobrażałaś?
Bea wzruszyła ramionami.
– Wiesz, jak jest z moimi rodzicami – powiedziała. – Póki rozmawiam z nimi osobno, to jest ok. Jak już są razem, to lepiej się nie odzywać. Akurat obydwoje mieli wolne w święta. Nawet nie liczyłam ile razy zdążyli się pokłócić.
– O co się sprzeczali?
– O wszystko. Najwięcej o pracę. Jak zwykle… Choć najpierw nie omieszkali poruszyć tematu moich kolczyków. Tacie się nie podobały, więc mama musiała uznać, że są w porządku.
Molly prychnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Nie wierzę, że twoja mama nie miała nic przeciwko – rzekła.
– A jednak…
– Wiem, że ostatnio nie miałyśmy dla siebie zbyt wiele czasu – zaczęła Molly ostrożnie. – Rozumiem, że masz konkurs i musisz się uczyć, ale musisz też zrozumieć mnie. Czuję się super w towarzystwie Thomasa i chcę spędzać z nim jak najwięcej czasu. Swoją drogą, może też powinnaś znaleźć sobie chłopaka…
– Oszalałaś? Ile razy mam ci mówić, że nie mam czasu na takie głupoty? Eliksiry, sumy…
– Zwariujesz od tej nauki – oznajmiła pewnie Molly, zrywając się energicznie z kanapy. – Po prostu musisz znaleźć takiego chłopaka, który będzie ci towarzyszyć w czasie zakuwania… pomyślmy…
Bea prychnęła, widząc zamyśloną twarz przyjaciółki. Molly naprawdę wkręciła się w całą tę akcję. Jej burza mózgu nie trwała jednak zbyt długo. Już po chwili energicznie klasnęła w dłonie i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
– Mam! – krzyknęła stanowczo zbyt głośno. – Bill Weasley!
– Co? Teraz, to już na prawdę cię pogięło – jęknęła Bea, zastanawiając się, jak najlepiej wycofać się do sypialni.
– Daj spokój… chyba mi nie powiesz, że Bill ci się nie podoba?
– Przecież to nie ma nic do rzeczy! – oburzyła się Beatrice.
– Ach, czyli jednak…
– Daj spokój, Molly… może i jest przystojny, ale jeśli umknęło to twojej uwadze, to on chyba jest zainteresowany kimś innym.
Dziewczyna uniosła brwi z zaskoczeniem, a potem uśmiechnęła się ironicznie.
– Mówisz o Potter? – zapytała, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Bea, każdy facet o zdrowych zmysłach wybierze normalną dziewczynę taką jak ty, a nie dziwaczkę, która nawet się nie myje. Ta Ślizgonka waży niezłe eliksiry… pewnie go czymś spoiła.
– Nie sądzę… Poza tym, nie jest taka zła. Jest wysoka, szczupła, ma niczego sobie włosy… W grudniu może faktycznie wyglądała tragicznie, ale dziś… dziś było w niej coś dziwnie ładnego.
Molly prychnęła wyniośle.
– Thomas mówi, że kijem by jej nie dotknął – powiedziała z taką powagą, jakby jej chłopak był co najmniej prorokiem. – Gregory Willson może i był idiotą, ale co do niej się nie mylił. Z tą laską jest coś nie tak… ciekawe, czy całowanie też jej szkodzi…
– Tego nie wiem… ale jak zaczęła się pocić w czasie pierwszego etapu, to omal nie zeszła przy kociołku. Może ślina też tak działa – zamyśliła się Bea, wspominając tamten dzień.
– Pewnie sika na stojąco… swoją drogą, czy ona w ogóle jest dziewczyną? Jest zupełnie płaska, a jej sylwetka jest prostokątna. Może te czarne spódnice, sznurowane lakierki i długie włosy to tylko przygrywka? – zamyśliła się Molly.
– Na pewno jest dziewczyną – wyjaśniła szybko Bea. – Tata mi mówił – dodała, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Przez twarz przyjaciółki przebiegł cień zainteresowania.
– Co ci mówił tata? – zapytała.
– Nic takiego… – Bea próbowała wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
Nie mogła się wygadać, że Evangeline nie jest córką Potterów. Przecież obiecała to ojcu. Co by sobie pomyślał pan Doyle, gdyby dowiedział się, że jego córka kłapnęła ozorem już pierwszego dnia?
– No weź, powiedz – nalegała Molly.
– Mówił tylko, że w przeszłości rozmawiał kilka razy z jej ojcem. Ponoć jak się urodziła, to wyglądała naprawdę fatalnie, a Archibald Potter zachował zimną krew i uratował jej życie – rzekła, naginając lekko fakty. Miała szczerą nadzieję, że zabrzmiała prawdomównie.
– Kurczę… to musiał być szok, jak urodził im się taki mały potwór. Pewnie nie jeden rodzic pozbyłby się czegoś takiego – stwierdziła Molly, a Bea nie wyczuła w jej głosie nawet odrobiny współczucia. – No cóż… Nie zmienia to jednak faktu, że może być hermafrodytą skoro już i tak jest wybrykiem natury. Uważam, że Bill powinien się od niej trzymać z daleka. Podrywając go, wyświadczasz mu przysługę. Zastanów się nad tym i wiedz, że zawsze jestem gotowa do pomocy. Z moim wsparciem już w walentynki pójdziecie razem do Hogsmeade.
Bea kiwnęła głową, choć nie czuła się zbyt przekonana. Była już mocno zmęczona i miała nadzieję, że rano emocje lekko opadną, a Molly wyleci z głowy ta rozmowa i da jej spokój. Choć z drugiej strony, perspektywa randki z Billem Weasleyem nie była taka zła…
Może w słowach przyjaciółki było trochę racji? Może faktycznie powinna przestać się mazgaić i sama zawalczyć o własne szczęście? Nie może przecież pozwolić, aby inni ciągle deptali jej po głowie. Sposób działania nie miał znaczenia. Liczył się tylko efekt.
***
Czas wracać na uczelnię. Przede mną ostatni rok, masakra jakaś... I z tego powodu od przyszłego tygodnia rozdziały będą pojawiać się w piątki, ponieważ wtorki mam całe zapełnione. 
Pozdrawiam i powodzenia dla moich czytelników - studentów! 

3 komentarze:

  1. W końcu udało mi się wszystko nadrobić i być na bieżąco :p Chociaż z drugiej strony trochę smutno, bo muszę aż tyle dni czekać na kolejny rozdział... :c
    Molly to straszna idiotka :p Wybacz, że tak piszę, ale jakoś działała mi na nerwy podczas czytania. W głowie jej tylko chłopcy i głupie teksty o Potter. Być może to dlatego, że zawsze miałam inne spojrzenie na świat. Bardziej jak Bea chyba. :p
    Aż zatęskniłam za śniegiem, wyobrażając sobie biały puch. Oczywiście Potter musiała już odburknąć, że nie czuje się gorzej, tylko lepiej wygląda. Typowa Ślizgonka. Gdzie się podziała ta miła osoba, która tak ciepło przyjęła Alberta? :D Żartuję, wolę tą zołzowatą twarz.
    No nic, pozostaje czekaj na dalszą część, niestety aż tak długo... ;p
    Również życzę powodzenia na studiach, jak i weny oraz czasu do pisania. Mnie też ściga ostatni rok, ale staram się nie poddawać.
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że Eve wróciła do szkoły. Znajomi ucieszyli się na jej widok. Myślę, że uczestnicy turnieju mimo wszystko trochę się z sobą zżyli.
    Rozmowa Beatrice z Molly była niesmaczna... Nie spodziewałam się, że młoda dziewczyna może z takim jadem wypowiadać się o koleżance, ale w sumie niektóre dziewczyny w tym wieku są najgorsze. Molly awansowała na drugą po Gregorym antypatyczną postać. Przeczuwam, że pomysł randki z Billem nie skończy się dobrze.
    Jako studentka rozumiem Twój ból i życzę powodzenia na ostatnim roku <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No i teraz nie wiem kogo bardziej nie lubię Gregory'ego czy Molly? Serio. No zobaczymy kto bardziej namiesza.
    Ach wraca stara wredna Evangeline!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy