Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

wtorek, 3 września 2019

Rozdział 21: Listy i obietnice

Ostatnie tygodnie przed świętami zawsze były najmniej produktywnym czasem w Hogwarcie. Większość uczniów myślami była już w swoich rodzinnych domach i czekała na tradycyjne przysmaki. W skupieniu nie pomagały też ogromne choinki ustawione w Wielkiej Sali i zwisające z sufitów girlandy. W dodatku wśród duchów najwyraźniej zapanował konkurs na to, kto lepiej wykona kolędę, bo mijając jakiegokolwiek z nich, słyszało się, jak wyśpiewuj coraz to bardziej wymyślne świąteczne melodie. Czasem naprawdę nie dało się tego znieść. A szczególnie, kiedy do chóru dołączał roześmiany Irytek, który wymyślał własne wersje dodając do nich kilka przekleństw.
Nauczyciele lekko odpuścili naukę, ale zaznaczyli tym samym, że na ferie zimowe nie omieszkają zadać sporej pracy domowej.
Opiekunowie domów zamknęli listy uczniów wyjeżdżających na święta do rodziny. Jak zwykle w zamku zostawała tylko garstka osób a wśród nich Marina Blau, której nawet przez myśl nie przeszło, aby w czasie świąt stawiać swoją stopę w domu. Ten nieprzyjemny powrót wolała odwlec jak najmocniej się dało. Czyli do lipca.
Zwykle jej nie przeszkadzały pustki w Hogwarcie. Wręcz przeciwnie. Fajnie było wałęsać się po korytarzach i nie mijać roześmianych uczniów. Tym razem jednak było odrobinę inaczej. Evangeline nie było już od tygodnia, a niedługo wyjadą też Bea, Bill i Albert, a od kilku dni spędzali razem zaskakująco dużo czasu. W dodatku zaskakująco miłego czasu.
No trudno – pomyślała. – Przynajmniej znajdę chwilę, aby w spokoju przyjrzeć się Gebinowi… Może uda mi się odszukać coś, co będzie świadczyło o jego winie? No i poczytam nową część Mistrzyni Eliksirów i nikt mi nie powie, że mam sobie dać spokój z tymi bzdurami.
– W sumie też mi się nie chce wracać do domu – rzekła Bea, kiedy w czwórkę pałaszowali ostatnie śniadanie przed wyjazdem. – Rodzice zapewniają mnie w listach, że wszystko jest ok, ale ja wiem swoje. Posiedzenie przy świątecznym stole zakończy się katastrofą.
– To normalne – burknął Albert. – Na rodzinnych zjazdach zawsze wszyscy się kłócą. Nie wiem kto wymyśla te historie o cudownych świętach w ciepłej atmosferze.
– U mnie nie jest tak źle – przyznał Bill, a uszy mu lekko zaczerwieniały. – No chyba że moje młodsze rodzeństwo uzna, że ktoś dostał lepsze prezenty. Wtedy zaczyna się wojna. No i Ron pewnie znów będzie marudzić, że nie chce brązowego swetra. A Ginny zamieni się z George’em. To już stały punkt.
– Skoro twój brat nie chce brązowego, to czemu nie dostanie w innym kolorze? – zapytała Bea, nakładając na talerz drugą porcję jajecznicy. Zawsze sporo jadła, kiedy się denerwowała.
– To dobre pytanie – stwierdził chłopak, wzruszając ramionami. – Mama chyba w momencie urodzenia przypisała nam kolory.
Chwilę jedli w milczeniu, a stukaniem widelców o talerze próbowali zagłuszyć gwar Wielkiej Sali.
– Marino, czy Evangeline coś do ciebie napisała? – zapytał w końcu Bill, bo pytanie to wyraźnie go nurtowało. – Wysłałem do niej ostatnio te notatki, o których mówiłaś, ale nie dostałem żadnej zwrotnej wiadomości.
– Ja też nie – przyznała szczerze dziewczyna. – Byłam nawet u Snape’a zapytać, czy coś wie, ale zbył mnie, mówiąc, że nie jest upoważniony do udzielania takich informacji. Wydaje mi się, że nieźle mu się za to wszystko oberwało.
– A dziwisz się? – wtrąciła się Bea z pełnymi ustami. – Jej tata jest uzdrowicielem. Pewnie był wściekły na Snape’a, że ten pozwolił jej podejść do zadania w tak złym stanie. Przez cały czas nie mogłam się skupić, bo miałam wrażenie, że ona zaraz się przewróci, albo potnie ręce. Daj spokój… chwiała się, jakby była kompletnie pijana.
– To prawda – przyznał cierpko Bill. – Słyszałem, jak w trakcie rozmawiała ze Snape’em. Kazał jej przerwać, ale ona oczywiście się uparła, że musi dokończyć swój eliksir. Jak ją tylko zobaczę, to powiem, że zachowała się jak prawdziwy nadęty Gryfon. Wkurzy się przynajmniej.
– Pewnie tak – przyznała mu rację Bea. – A pytaliście jej brata? On zwykle jest skory do pogaduszek.
– Powiedział mi tylko, że Evangeline jest w Mungu – odpowiedział Weasley. – Prosiłem też Percy’ego, aby coś od niego wyciągnął, ale też raczej bez skutku.
– Pewnie go to nie interesuje – oznajmił Albert, odkładając sztućce po skończonym posiłku. – Nie ma co się martwić na zapas. W końcu odpisze na listy.
– Tak – przytaknęła Marina. – Przecież nie zapadła w śpiączkę… przepraszam, to było nie na miejscu.
Bea wzruszyła ramionami, Bill westchnął, a Albert nie zareagował, choć przeprosiny były skierowane głównie w jego stronę. Od kilku dni nawet nie pomyślał o Gregory’m Willsonie, który podobno był jego przyjacielem. Poczuł delikatnie ukłucie wstydu. Mimowolnie poprawił odznakę prefekta naczelnego, która błyszczała na jego piersi.
– Lepiej się zbierajmy – powiedział w końcu Bill. – Bo zaraz pociąg odjedzie bez nas.
– W sumie nie byłaby to taka zła perspektywa – burknęła Bea.
Wstali niechętnie od stołu. Pożegnali się z Mariną, życzyli jej wesołych świąt i obiecali, że na pewno coś napiszą. Dziewczyna też ich o tym zapewniła, a potem machała przez chwilę do oddalających się sylwetek kolegów. Była jedynym konkursowiczem, który został w zamku. Jeśli ktoś faktycznie na nich czyhał, to właśnie stała się łatwym łupem.
~*~
Sala była biała, cicha i spokojna. Była też stosunkowo niewielka. Najwięcej miejsca zajmowało w niej wąskie, zaścielone na biało łóżko, mała szafka i zlew przymocowany do ściany. Było tu też krzesło wykonane z jasnego drewna.
Postać leżąca na łóżku również wpasowywała się w kolorystykę. Był to chłopka o jasnych, mocno przerzedzonych włosach i skórze w kolorze mleka. Nawet jego wargi utraciły dawny kolor. Wyglądał jakby umarł, choć tak naprawdę tylko spał.
Coś jednak nie pasowało do tego nieskalanego, białego wnętrza. Młoda dziewczyna o czarnych włosach i oczach nachyliła się nad chłopakiem. Jej długi, wąski noc niemal dotknął jego policzka. Evangeline pogładziła jego dłoń, lecz przez grube bandaże na swoich rękach nie czuła jej chłodu.
– I co tam, Gregory? – wyszeptała mu do ucha. – Dziwne uczucie, stać tak blisko ciebie i wiedzieć, że w żaden sposób nie możesz zareagować. Pewnie teraz byś odskoczył, co? Brzydziłeś się mną więc nie byłoby ci na rękę, że dotykam twojej skóry.
Chłopak oddychał spokojnie. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie przy każdym wdechu. Spał od prawie dwóch miesięcy i nie zapowiadało się, aby coś miało się zmienić w najbliższym czasie.
– Cóż… jeśli coś w ogóle do ciebie dociera, to przynajmniej wiesz, że świat nie jest sprawiedliwy. Twoja piękna buźka, pieniądze twoich rodziców i charyzma nie uchronią cię przed wszystkim. I przed wszystkimi… Szkoda, że nie jesteś troszkę bardziej świadomy, bo wówczas…
– Co tu się dzieje? – rozległ się kobiecy głos za jej plecami.
Evangeline odskoczyła zbyt energicznie, przewracając przy tym stojące obok łóżka krzesło. Stanęła oko w oko ze starszą kobietą w zielonym fartuchu. Uzdrowicielka popatrzyła na nią podejrzliwie, a potem na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Ach, jesteś córką Archibalda Pottera – rzekła po chwili. – Nie poznałam cię w pierwszym momencie. Kiedy ostatnio cię widziałam byłaś o połowę mniejsza.
– No tak, to ja – przyznała Evangeline, siląc się aby ton jej głosu brzmiał naturalnie. Poprawiła szlafrok i splotła ręce na piersiach. – Przepraszam, że tak tu weszłam, ale… to mój kolega ze szkoły i chciałam tylko…
– Chciałaś zobaczyć jak się czuje? – dokończyła za nią uzdrowicielka. – To miłe… ale obawiam się, że chyba nie zdaje sobie sprawy z twojej obecności. Jeszcze nie dał nam żadnego znaku, że nas słyszy. Okropna tragedia… mam nadzieję, że odnajdą tego, kto to mu to zrobił.
– Tak… wszyscy mamy taką nadzieję.
Zapadło krótkie milczenie, a potem kobieta obdarzyła ją podejrzliwym spojrzeniem.
– Ale nie powinnaś sama się tu wałęsać. Szybko wracaj do swojej sali, bo uzdrowiciele zaczną cię szukać i zrobi się niemałe zamieszanie.
– Tak… jasne… już idę – powiedziała Evangeline, a potem wycofała się z pomieszczenia. W progu odwróciła się jeszcze na chwilę, aby spojrzeć na bezbronną twarz Gregory’ego Willsona.

Kochana Evie!
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Ucieszyłabym się nawet z krótkiego listu od Ciebie. W Hogwarcie zrobiło się dziwnie smutno bez Ciebie, a czwartkowe zajęcia ze Snape’em to już w ogóle tragedia. Chyba tylko Ty przygotowywałaś się z tych głupich książek. Nie wspomnę już o innych przedmiotach. Gebin, na ostatniej lekcji obrony, nie omieszkał wspomnieć, że gdyby Ministerstwo wiedziało, że konkurs jest tak niebezpieczny, to pewnie wysłałoby do szkoły członków brygady uderzeniowej, aby odwalali brudną robotę. Ten człowiek naprawdę powinien się leczyć…
Snape podał nam też temat kolejnego etapu konkursu. Mamy myśleć o tym przez święta. Chodzi o eliksir, który poprawia skupienie i sprawia, że znika nam mętlik z głowy. Czy jakoś tak… oczywiście znów dał wytyczne. Wszystko jest zapisane w notatkach Billa, które obiecał, że Ci wyśle.
Taki eliksir pomagający w spokoju myśleć, to chyba dobra rzecz. Przydałaby się czasem szalonym zakochańcom. Bill chyba powinien wsiąść łyka, bo od tygodni wydaje się kompletnie nieobecny. Chyba ma wyrzuty sumienia, że nie zdążyliście porozmawiać i wyjaśnić sobie wielu kwestii.
Ściskam Cię i całuję, Marina Blau

Droga Evangeline,
Mam wielką nadzieję, że czujesz się już lepiej, a to, co się wydarzyło nie jest niczym niebezpiecznym i nie niesie za sobą większych konsekwencji. W Hogwarcie cały czas czekamy na jakąkolwiek wiadomość od Ciebie. Od Fabiana wiemy tylko tyle, że jesteś w Szpitalu Świętego Munga.
Niedługo święta i rozjedziemy się do domów. Jednak w natłoku obowiązków nie przestanę myśleć o Tobie i o tym, co się wydarzyło. Nie przestanę też wściekać się na siebie, że nie udało nam się szczerze porozmawiać. Chciałbym, abyś wiedziała, że Twoja choroba nie przeszkadza mi nawet w najmniejszym calu. Pragnę tylko wiedzieć, jak zachowywać się względem Ciebie. Co ci szkodzi, a co koi ból? Mam nadzieję, że w styczniu uda nam się o tym długo i spokojnie porozmawiać.
W czwartek poznaliśmy wytyczne dotyczące kolejnego etapu konkursu. Snape mówił nam też, co sądzi o naszych eliksirach. Jak zwykle nie szczędził gorzkich słów i cierpkich uwag. Jemu chyba nie udziela się świąteczna atmosfera. Pokładam jednak nadzieję, że udzieli się ona Tobie i spędzisz w domu ten czas. Odpoczywaj i nabieraj sił do dalszej walki.
Przesyłam Ci też wszystkie notatki. Starałem się zapisać wszystko, co mogłem, ale wiadomo, że nikt nie zrobiłby tego lepiej od Ciebie.
Pozdrawiam, Bill Weasley

Evangeline od kilku dni miętoliła w dłoni list od Bill. Powinna odpisać na te wiadomości, ale jej palce nadal były zdrętwiałe, a rany goiły się stanowczo zbyt wolno. Co prawda było lepiej niż przed dwoma tygodniami. Kiedy patrzyła w lustro nie miała ochoty krzyczeć na widok swojej pokaleczonej twarzy, a to już było coś.
Gorączkowo myślała nad wszystkim, co się wydarzyło i nie żałowała.
Czas spędzony w szpitalu dłużył się niemiłosiernie. W sali leżała sama, co było zasługą jej ojca, który codziennie dawał jej wykłady o odpowiedzialności. Mama też wpadała każdego dnia, ale ona była zbyt zajęta szlochem, aby strofować córkę. Przynosiła też obiady i była kompletnie głucha na zapewnienia, że Evangeline ma co jeść i nie jest w stanie zmieścić w siebie tego wszystkiego.
Ktoś zapukał cicho, a potem drzwi się otworzyły. Archibald Potter był jak zwykle elegancki, nienagannie uczesany i ogolony. A zielony kitel uzdrowiciela dodawał mu jeszcze więcej powagi. Mężczyzna obdarzył córkę jednym ze swych zatroskanych spojrzeń, a potem usiadł na krześle, znajdującym się w pobliżu łóżka.
Dziewczyna siedziała wyprostowana, opierając się plecami o zagłówek. Liczyła na kolejny wykład, ale Archibald najwyraźniej lekko odpuścił drażniący temat.
– Dlaczego doszły mnie słuchy, że szwendasz się po szpitalu? – zapytał, splatając ręce na piersiach.
Ach… więc o to chodzi…
– Nie szwendałam się – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Chciałam tylko zobaczyć, jak się czuje Willson.
– Przecież ci mówiłem, że jest w śpiączce.
– To takich się nie odwiedza? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, wiedząc doskonale, że cierpliwość ojca też miała swoje granice.
– Evie… Spójrz, przez ciebie zaczynam siwieć. Chcesz, abym też wyłysiał?
Dziewczyna prychnęła mimochodem.
– Och, super, nawet za twoje włosy muszę być odpowiedzialna – rzekła, zaciskając w pięści list od Billa.
Mężczyzna pokręcił głową. Wcale nie był zły. Na jego twarzy gościł delikatny uśmiech. Wstał z krzesła i podszedł bliżej do córki. Przyjrzał się jej twarzy, chcąc ocenić stan skóry.
– Dużo lepiej, prawda? – zapytał. – Ten nowy eliksir chyba jest skuteczniejszy.
– Mhm… To kiedy wrócę do domu?
– Zobaczę, co da się zrobić – oznajmił. – Co tam masz?
Archibald wskazał na zwitek pergaminu, wystający z jej dłoni.
– To? List od… – zawahała się na kilka chwil. – Tato, pomożesz mi odpisać?
– Evie… ja tu pracuję. Przyjdę do ciebie po dyżurze, ok?
Dziewczyna nie wydawała się być zadowolona z tej odpowiedzi. Na jej twarzy zagościł lekki grymas, choć doskonale wiedziała, że mężczyzna ma rację.
– Jak będziesz po dyżurze, to zmienię zdanie i wcale nie będę mieć ochoty na pisanie listów – burknęła pod nosem.
– Daj ten pergamin, byle szybko – powiedział krótko Archibald. – Na urodziny kupię ci samopiszące pióro. Przynajmniej będzie pisać wyraźniej od ciebie i w końcu nie będę miał problemów z rozczytaniem twoich listów.
Evangeline nic nie odpowiedziała. Nigdy nie uważała się za osobę rozpieszczoną przez rodziców. Wręcz przeciwnie. Choć zdawała sobie sprawę, że matka kocha Fabiana nad życie i nawet nie kryje się z tym, że faworyzuje biologicznego syna, to jednak Archibald zawsze zachowywał w tej kwestii zdrowy rozsądek. Jako uzdrowiciel siłą rzeczy poświęcał więcej czasu córce, ale nie przytakiwał na każdą jej głupotę.
Mężczyzna podłożył pod pergamin podręcznik leżący na małej szafce i czekał na to, co zaraz podyktuje mu córka.
– Ok, więc tak… jakby to zacząć… Niech będzie: Williamie.
– Williamie? – powtórzył zaskoczony. – Mogłaś mnie ostrzec, że piszesz do chłopaka. Nie możesz zacząć jakoś inaczej? Drogi Willu, czy coś?
– Nikt nie mówi na niego Will. A poza tym, jak będziesz dyskutować, to wszystko potrwa dłużej – oświadczyła, rozprostowując w dłoniach list od chłopaka. Pergamin był tak wymiętolony, że prawie przedarła go na pół.
– Dobrze już… dyktuj.
Williamie,
Nie mam teraz ochoty rozdrabiać się nad stanem mojego zdrowia. Odpowiadając jednak na Twoje pytanie – tak, czuję się już odrobinę lepiej. Jestem w szpitalu, ale za kilka dni wrócę do domu.
Nie zaprzątaj sobie mną swojej rudej główki. Skup się na czasie, który możesz spędzić razem z rodziną i odpocznij trochę po tych intensywnych miesiącach. Przyznaj, że nigdy w życiu tyle się nie uczyłeś.
Nie wiem, czy czekająca nas rozmowa będzie długa i spokojna, bo nie wiem, czy temat jest na tyle obszerny, aby poświęcić mu sporo czasu. Może lepiej wykorzystać go inaczej?
Dziękuję Ci za notatki, choć muszę przyznać, że Snape miał rację, kiedy na początku roku powiedział, że nie umiesz budować zdań. Choć może dzieje się tak tylko wtedy, kiedy się spieszysz, bo list od Ciebie jest zaskakująco poprawnym.
Evangeline
PS: Widzę, że nasza gra działa tylko w jedną stronę. Przez cały pierwszy etap konkursu przygotowywałeś swój eliksir za moimi plecami. Ani razu nie usłyszałam głośnego westchnienia. I jak miałam wzdrygnąć ramionami w odpowiedzi?

– Co to za bzdury w tym postscriptum? – zapytał pan Potter, odkładając swoje eleganckie pióro.
– Takie tam głupoty, nie zrozumiesz – rzekła szybko, zabierając ojcu zapisany pergamin. – Dzięki za pomoc. Mam w sumie jeszcze jeden list, ale mogę poczekać aż skończysz dyżur.
– Drugi też do chłopaka?
– Tato, proszę cię… – burknęła, siląc się, aby jej ton brzmiał naturalnie.
– Czyli z tym Williamem, to coś poważnego?
– Zwariowałeś? Nie mam ochoty dalej kontynuować tej głupiej rozmowy – oznajmiła, a ojciec uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wyciągnął rękę i pogładził ją delikatnie po policzku. Był jednym z bardzo niewielu osób, którym pozwalała się dotknąć.
– Dobrze już… podyktuj ten drugi list. Ale następnym razem będziesz pisać sama Wiem, że masz zdrętwiałe ręce, ale musisz ćwiczyć.
Evangeline kiwnęła głową, a potem rzuciła okiem na wiadomość od Mariny, aby dobrze dobrać słowa.
Kochana Marino,
Moje samopoczucie się poprawiło. Przykro mi, że się martwiłaś i denerwowałaś. Za kilka dni wrócę do domu, a po feriach zimowych zobaczymy się w Hogwarcie. Co czwartek będę przygotowana, abyś nie musiała sprzedawać Snape’owi bzdur wymyślonych na poczekanie. Albert zapewne też czyta te książki, ale boi się odezwać. Trzeba było jego przycisnąć. O Gebinie nie chce mi się pisać, bo nie mam ochoty nawet o nim myśleć. Uważaj jednak, i nie narażaj się na niepotrzebne szlabany u niego. Pewnie tylko na to czeka.
Eliksir, o którym piszesz bardziej przydałby się Tobie niż wspomnianym zakochańcom. Może zaczęłabyś odróżniać fikcję od rzeczywistości? Mam nadzieję, że już dałaś sobie spokój z tymi głupimi książkami i należycie przygotujesz się do kolejnego etapu.
Bill wysłał mi swoje notatki. Do idealnych im daleko, ale jakoś to przeboleję.
Nie martw się o mnie, Marino.
Pozdrawiam, Evangeline

– To wszystko? – zapytał Archibald, zamykając kałamarz z czarnym atramentem.
– Tak, dziękuję.
– Wysłać?
Dziewczyna przytaknęła ponownie, podając mu obydwa listy. W jednej chwili poczuła się dziwnie zmęczona. Emocje długo czekały, aż da im w końcu upust na arkuszach pergaminu. Przymknęła powieki, kiedy jej ojciec podniósł się z krzesła i skierował swoje kroki w stronę drzwi.
* * *
Kolejny rozdział wyjątkowo za dwa tygodnie. Ale na przeprosiny dodam, że będzie prawie dwa razy dłuższy od dzisiejszego :) 

5 komentarzy:

  1. Ten rozdział sprawił, że zaczęłam się baczniej przyglądać zachowaniu Evie. Może to jednak ona miała coś wspólnego z atakiem na Gregory'ego? Ale być może po prostu czuła satysfakcję, że on też dostał nauczkę.
    Cieszę się, że jej stan się poprawił.
    Fajna scena z ojcem. Widać, że to człowiek praktyczny, ale do swojej przybranej córki ma słabość.
    Bardzo mi się podobał list Billa. Był taki troskliwy, elokwentny i ciepły. Tym bardziej odpowiedź Evie mnie zmroziła. Co za dziewczyna!:(
    Przynajmniej Marinie miło odpisała. Myślę, że między dziewczynami pojawiła się prawdziwa więź.

    OdpowiedzUsuń
  2. Evangeline jest jakoś zamieszana w sprawę wypadku? Czy teraz po kolei każdy będzie nam się wydawał podejrzany? Pewnie to drugie :) Ale kurczę, ta dziewczyna naprawdę nie może okazać choć trochę wdzięczności i uczucia? W końcu ma wokół siebie ludzi, którym na niej zależy, a za wszelką cenę nie chce ich do siebie dopuścić. Heh, chyba kiedyś sama tak robiłam :D
    Coś czuję, że Marina będzie miała parę przygód przez Święta. Tym bardziej czekam na następny rozdział :)
    Ściskam cieplutko w ten paskudny, deszczowy dzień (przynajmniej u mnie) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jej długi, wąski noc", chyba chodziło o nos. :)
    Przyjemnie się czytało ten rozdział, zwłaszcza, że był bogaty w listy, które uwielbiam czytać w opowiadaniach. Szkoda jednak, że dziewczyna jest nadal chłodna jeśli chodzi o stosunki z Billem. Chłopak jednak wykazuje zaangażowanie, a ona go zazwyczaj olewa ;p
    Podoba mi się bardzo postać ojca Evangeline :p

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie co ta Evangeline, wyprawia? Bill się stara, a ona... Eh szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ta Ev wyprawia?!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy