Kilka
dni po pamiętnej rozmowie Marina i Evangeline spotkały się ponownie dokładnie w
tej samej klasie. Było to niedzielne przedpołudnie, więc wnętrza nie spowijał
mrok, jak za pierwszym razem. Teraz wszystko wyglądało bardziej przytulnie i
zwyczajnie. Ot, najzwyklejsze spotkanie dwóch koleżanek na ploteczki.
Przed
tą rozmową Marina miała chwile zwątpienia. Wiedziała, że to, co robią jest złe,
a jeśli ktoś by się o tym dowiedział, to skutki byłby gorzej niż fatalne.
Puchonce nie zależało aż tak bardzo na konkursie, ale wiedziała, że Evangeline
ma zgoła odwrotne zdanie na ten temat. Gdyby ktoś wyrzucił pannę Potter z
rywalizacji, to byłby dla niej potężny cios. Najpierw straciła quidditcha, a
teraz jeszcze to… I właśnie dlatego Marina się wahała, bo wiedziała, że znów
może wyrządzić komuś okropną krzywdę. A co gorsza na osobie tej zaczynało jej zależeć.
Evangeline
zdjęła z ramienia swoją przyciężką torbę i wyjęła potężny stos pergaminu.
Marina przyglądała się z powątpiewaniem, kiedy tamta zaczęła segregować swoje
nieczytelne, odręczne notatki.
–
To miało być coś prostego – przypomniała jej Puchonka, a Evangeline podniosła
na nią srogie, wyłupiaste oczy. Uwadze Mariny nie uszło, że od kilku dni były
mocno zaczerwienione.
–
To jest proste – burknęła. – Ale do rzeczy prostych też należy się należycie
przygotować. Poza tym, przecież nie wszystko jest tu dla ciebie. Szukając
informacji natknęłam się na kilka interesujących faktów i chciałam je zagłębić.
Ale wczoraj nie miałam już siły, aby to posegregować.
–
Aha. Rozumiem.
Prawda
była taka, że Marina nic nie rozumiała. Uczyła się, wiadomo, jak każdy. Przed
testem czy egzaminem potrafiła zakuwać długie godziny, ale polegało to raczej
na wbijaniu do głowy treści z podręczników, a nie pochłanianie wszystkiego, co wpadło
jej w ręce.
Evangeline
w tym czasie podzieliła swoje notatki na dwie kupki. Ze względu na
zabandażowane dłonie zajęło jej to stosunkowo więcej czasu. Ku uciesze Mariny
odsunęła na kant stołu tę dużo większą, pozostawiając przed sobą tylko kilka
arkuszy pergaminu.
–
Ok – oświadczyła, krzyżując nogi. – Masz pióro i atrament?
–
A po co? – zapytała głupio Marina, zajmując miejsce naprzeciwko koleżanki.
–
Aby to wszystko napisać – oznajmiła lekko już zirytowana Evie. – Po pierwsze, nie
doczytasz się mojego pisma, po drugie,
najlepiej się uczy z własnych notatek, a po trzecie, Snape może chcieć to zobaczyć.
Marina
wzruszyła ramionami. Zgadzała się tylko z punktem pierwszym i trzecim, choć i
tak uważała, że przy odrobinie dobrej woli i wysiłku rozczytałaby bazgroły
Evangeline. Przecież nie mogło być aż tak źle… prawda?
Wyciągnęła
więc to, co miała, a potem popatrzyła na koleżankę. Evie najwyraźniej się
zamyśliła. Jej wzrok utkwiony był w szybę, po której spływały krople jesiennego
deszczu. Głośne bębnienie zagłuszało ich myśli. Marina nie była pewna, od jak
dawna nie widziała słońca. Choć przywykła do brytyjskiej pogody, to i tak miała
już dość tej szarugi i słoty. Woda w ogromnych kałużach stała na błoniach i
boisku quidditcha. Dojście do cieplarni na zajęcia z zielarstwa było prawdziwą
męczarnią i niemal za każdym razem przeciekały jej buty. Ale z drugiej strony
Puchonka upominała się w duchu, że nie powinna marudzić. Przecież Evie ma
znacznie gorzej.
Ślizgonka
praktycznie nie przypominała siebie z początku roku. Wcześniej budziła respekt,
teraz tylko żałość i litość. Oczy miała napuchnięte, twarz pokrywały liczne
rany i płaty schodzącej skóry. Jej piękne włosy się przerzedziły. Teraz, kiedy
i tak wszyscy wiedzieli, co jej dolega, Marina miała wrażenie, że zupełnie
przestała się przejmować swoim wyglądem. Ale jednocześnie była pewna, że z
koleżanką dzieje się coś okropnego. Wystarczyło spojrzeć na jej dłonie, które
bandażowała od kilku dni i zaczerwienione oczy, które nie były już w stanie
ukryć płaczu.
–
Twój tata znów był w Hogwarcie, prawda Evie? – zapytała, wyrywając ją z
zamyślenia.
Dziewczyna
odwróciła głowę, a w pierwszej chwili nie była pewna, czy pytanie było
skierowane do niej. Potrzebowała kilkunastu sekund na odpędzenie złowrogiej
melancholii.
–
Tak – potwierdziła, nie siląc się nawet na ironiczny ton.
–
Widziałam go na korytarzu. Jest cholernie przystojny.
Evangeline
prychnęła cicho.
–
Jest stary – powiedziała po chwili.
–
No już bez przesady… a poza tym, czy mężczyzna po sześćdziesiątce nie może być
przystojny? Taki elegancki... Może nie jesteś do niego zbyt podobna, ale widać,
że odziedziczyłaś po nim taką stanowczość i dystyngowanie. Na pewno masz więcej
z ojca niż twój brat Fabian.
Marina
była pewna, że te słowa poprawią lekko humor Evangeline. Nie miała jednak
pojęcia, jak bardzo się pomyliła, uzyskując zupełnie odwrotny efekt. Ślizgonka
jeszcze bardziej posmutniała. Przymknęła powieki, jakby za wszelką cenę chciała
powstrzymać napływającą falę żalu.
–
Dobrze się czujesz? – zapytała Marina. Nie odważyła się jednak wyciągnąć ręki i
dotknąć choćby ramienia koleżanki. Wchodzenia do cudzej strefy komfortu nie
było jej zwyczajem.
–
Nie…
Jej
zupełnie szczera odpowiedź zbiła Puchonkę z tropu. Pomyślała, że czasem lepiej
usłyszeć kłamstwo.
–
To przez chorobę? Co powiedział twój tata?
–
Nic konkretnego. Trochę się posprzeczaliśmy. Chciał mnie zabrać do Munga, ale
się nie zgodziłam ze względu na konkurs. Dał mi inne eliksiry i maści, ale sama
widzisz, że niewiele mi one pomagają. Nie wiem, co się ze mną dzieje, bo nigdy
nie było aż tak źle. Muszę jakoś wytrwać do świąt…
–
A co z Billem?
Evangeline
westchnęła głośno.
–
Nie wiem.. – odpowiedziała. – W tym
momencie nie mam do tego głowy. Musi zrozumieć, że zdrowie jest dla mnie
ważniejsze.
Marina
przytaknęła powoli.
–
Wiesz, że możesz na mnie liczyć? – zapytała.
–
Tak? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Evangeline, a ton jej głosu lekko się
zmienił. – W tym momencie, to ty musisz polegać na mnie – dodała, przysuwając
jej pod nos plik czystego pergaminu. – Pisz.
Panna
Blau jęknęła, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. Pogaduszki się skończyły i
przyszedł czas na ciężką pracę.
–
Eliksir, który uwarzysz będzie opierał się na recepturze na wywar Płynny gorąc.
–
Pierwsze słyszę…
–
Tak myślałam. Po użyciu tego eliksiru twoja skóra stanie się tak gorąca, że
ogień będzie przyjemnym łaskotaniem chłodu – wyjaśniła jej szybko Ślizgonka.
–
A czy to boli?
–
Nie wiem… w książkach tego nie napisali…
Marina
nagryzła wargę. Sama nie była do końca pewna, czy chce wiedzieć, w co tak
naprawdę się pakuje. Już teraz czuła gorąc. Zimne poty niespodziewanie oblały
jej plecy. Wiedziała, że Evangeline nie chce jej krzywdy, ale nie potrafiła
pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, że wszystko to zmierza w bardzo złym
kierunku.
Skoro
pierwszym etapem był ogień, to znaczy, że lont został już podpalony…
~*~
Bill
miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie czuł się tak rozdarty i pogubiony we
własnych myślach. Jego uczucie do Evangeline było czymś, co na początku
próbował wyprzeć z głowy, a kiedy zrozumiał, że dziewczyna nie da tak łatwo o
sobie zapomnieć, zaczął powoli oswajać się z myślą, że znaczy dla niego coś
więcej. A teraz wszystko się posypało. A najgorsze było to, że Bill nie
wiedział, jak to naprawić, ponieważ nie widział w tym swojej winy.
Wszystko
przez tego małego głupka Fabiana Pottera, który tak fatalnie zakończył ich
wspólne wyjście do Hogsmeade. No i po części przez Charliego, który musiał
zaatakować ja swoimi fanaberiami dotyczącymi quidditcha. Chłopak musiał
przyznać przed sobą, że tak naprawdę cieszył się z tego, że Evangeline
zrezygnowała z gry. Wiedział, że wiele ją to kosztowało, ale jednocześnie nie
musiał się o nią aż tak bardzo martwić. Szczególnie, że dziewczyna marniała w
oczach…
Bill
przeklął pod nosem. Cóż za fatalny rok! Po dobrze zdanych zeszłorocznych sumach
miał skupić się na nauce, miał poświęcać wolny czas na konkurs z eliksirów, a
nie zaprzątać sobie głowę dziewczynami!
Czy
mogło być gorzej…?
TRZASK.
Drzwi
jednej z klas otworzyły się z głośnym trzaskiem i omal nie uderzyły chłopaka w
nos. W ostatniej chwili udało mu się odskoczyć i stanął twarzą w twarz z
piętnastoletnią Krukonką Molly Kabbot, najlepszą przyjaciółką Beatrice Doyle.
Bill próbował sobie przypomnieć czy kiedykolwiek zamienił z nią kilka słów, czy
znał jej imię i nazwisko tylko dlatego, że grała w reprezentacji quidditcha
swojego domu? Była całkiem niezłym pałkarzem (jak na dziewczynę – przeszło mu przez myśl).
–
Wybacz – burknęła pod nosem, a potem wyminęła go i energicznym krokiem ruszyła
przed siebie.
Bill
też chciał odejść, ale wtedy zdał sobie sprawę, że w klasie, z której wyszła
rozdrażniona Molly, ktoś siedzi.
Beatrice
Doyle zajmowała jedno z krzeseł i wpatrywała się w krople deszczu spływające po
szybie. Nie płakała, a przynajmniej chłopak nie był w stanie stwierdzić tego
jednoznacznie z takiej odległości, ale
na pewno nie wyglądała na zachwyconą. Wręcz przeciwnie. Ona też od kilku dni
wyglądała na przygaszoną, smutną i nieobecną. I jeszcze to omdlenie na
eliksirach… (dziewczyny chyba faktycznie były bardziej skomplikowanym
gatunkiem).
Bill
przez chwilę bił się z myślami. Naprawdę chciał odejść, ale wówczas Bea
odwróciła głowę i ich spojrzenia się spotkały. Kolczyki na jej twarzy zalśniły,
a chłopak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że wygląda w nich naprawdę fajnie. W
tym jej małym buncie było coś, co nawet mu imponowało. Może sam powinien
przekłuć sobie ucho? Gdyby jego mama to zobaczyła, to pewnie nie wpuściłaby go
do domu…
–
Co tam? – zapytał, wchodząc do klasy. – Już lepiej się czujesz?
–
Nic mi się jest – burknęła. – Nie wiesz, że każdy może czasem zasłabnąć? A
dziewczyny to już w ogóle, bo nasze organizmy raz w miesiącu tracą mnóstwo
żelaza.
–
Jasne… nie będę ci przeszkadzać…
–
Daj spokój, siadaj, jak nie masz nic innego do roboty – powiedziała, wskazując
krzesło obok siebie.
Bill
kiwnął głową, a potem zajął wskazane miejsce. Bea ewidentnie potrzebowała się
komuś wygadać, ale sama nie wiedziała od czego zacząć. Gestem dłoni przeczesała
włosy. Chłopak obserwował jej profil i musiał przyznać sam przed sobą, że była
ładniejsza od Evangeline choć jednocześnie pospolicie normalna.
–
Jak myślisz, jak bym wyglądała w krótkich włosach? – zapytała, przerywając
ciszę.
Gryfon
poczuł się lekko skołowany.
–
Nie wiem… nie znam się na tym… może zapytaj swojej przyjaciółki.
Bea
obdarzyła go jednym z tych dziwnych spojrzeń, którymi dziewczęta potrafią
sypać, jak z rękawa, a chłopcy zwykle nie wiedzą o co im chodzi.
–
Pokłóciłyśmy się – rzekła.
–
Pewnie się pogodzicie. – To był raczej głupi komentarz.
–
Pewnie tak… ale pokłóciłyśmy się o to, że ciągle chcę się zmieniać. Molly nie
rozumie, że próbuję wyrażać siebie – wyjaśniła.
Bill
pokiwał głową. Nie lubił uczestniczyć w tego typu rozmowach, bo nie miał
pojęcia, co właściwie ma jej odpowiedzieć.
–
Wiesz… może Molly ma trochę racji, ale z
drugiej strony, to twoje ciało i masz prawo robić z nim co chcesz. Oczywiście
zawsze trzeba zachować umiar i rozsądek. No i wziąć pod uwagę, że jesteś
niepełnoletnia. Co na to twoi rodzice?
I
znów to spojrzenie. Ale teraz jakby bardziej przenikliwe.
–
Rodzice?
Powiedziała
to takim tonem, że Bill miał wrażenie, że popełnił największe faux pas w swoim
życiu. Czy dziewczyna kiedykolwiek wspominała o rodzicach? Co jak za chwilę
okaże się, że jest kolejną powojenną sierotą, która nie ma na świecie nikogo
bliskiego? Chłopak poczuł, że robi się czerwony ze wstydu.
–
Chyba ich to nie interesuje – dodała po chwili. – Och, nie rób takiej miny… Moi
rodzice są zajęci sobą. Swoimi wiecznymi sprzeczkami, kłótniami i przekomarzaniem
się, kto jest lepszy w swoim fachu.
–
A kim są twoi rodzice?
–
Mój tata jest magomedykiem w Ministerstwie Magii. No wiesz, w Departamencie
Magicznych Wypadków i Katastrof, w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym. A mama…
mama jest chirurgiem ortopedą.
–
Kim? – zapytał skołowany chłopak.
Bea
uniosła brew w rozbawieniu.
–
Moja mam jest mugolką. Chirurg ortopeda zajmuje się leczeniem kości. Głównie
składa złamania – wyjaśniła. – I o to właśnie się sprzeczają. Mama pracuje nad
nowym, innowacyjnym sposobem łączenia kości za pomocą drutów. Jest bardzo
cenionym lekarzem, a tata takie złamania leczy w kilka sekund, a pracuje tylko w pogotowiu. Od kilku lat mają
konflikt interesu.
–
To rzeczywiście ciężka sprawa – przyznał Bill. – Jest wiele mieszanych
małżeństw, niektórym się udaje.
–
Jejku, Bill… mi przecież nie o to chodzi. Mam na myśli to, że nie każde światy
można połączyć.
Chłopak
zamyślił się nad jej słowami.
–
Czy teraz ja mogą cię o coś zapytać? – wyszeptała Beatrice. – Jak to jest mieć
tak liczne rodzeństwo?
Pytanie
lekko go zaskoczyło. Popatrzył na dziewczynę.
–
Jesteś jedynaczką? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. – Jest nas
siedmioro. Więc łatwo sobie wyobrazić, jak głośno potrafi być w domu w czasie
wakacji. Wiadomo, że moi bracia często mnie denerwują, bywają też chwile, kiedy
chciałbym posiedzieć sam, a wtedy do pokoju wbiega moja siostra… ale generalnie
nie narzekam.
–
Zawsze chciałam mieć siostrę. No, brata w ostateczności też bym jakoś
przebolała.
To
było bardzo osobiste wyznanie. Bill wiedział, o co chodzi Beatrice. Gdyby miała
rodzeństwo wówczas nie byłaby aż tak samotna w konflikcie swoich rodziców. Ale
w tych słowach było coś jeszcze. Nakreślały one różnicę między nią a
Evangeline. Przecież jeszcze nie tak dawno chłopak rozmawiał ze Ślizgonką o
tym, że uduszenie Fabiana jest kwestią czasu.
Czy
to zawsze musi być takie skomplikowane? Czy zawsze musimy chcieć tego, czego
mieć nie możemy?
~*~
Marina
Blau stanęła przed gabinetem i wzięła kilka głębokich oddechów. Chłód, panujący
w lochach sprawił, że po jej plecach przebiegł zimny dreszcz. Przez ułamek
sekundy poczuła nawet lekki strach i niedowierzanie, że ostatnimi czasy, tak
często tu bywała.
Ostatni
raz rzuciła okiem na notatki, które zapisała z pomocą Evangeline, a potem
upchnęła je do kieszeni spodni. Kątem oka popatrzyła na wewnętrzną stronę dłoni
i kilka słów, które tam zanotowała. Na szczęście atrament nie rozmazał się pod
wpływem ciepła.
Zapukała
głośno, a kiedy usłyszała krótki, doskonale jej znany komunikat – wejść – otworzyła drzwi i pewnym krokiem
weszła do gabinetu. Zatrzymała się przed biurkiem profesora, ale tym razem
postanowiła nie siadać bez pozwolenia.
–
Dzień dobry – powiedziała, siląc się, aby ton jej głosu brzmiał jak zwykle
lekkodusznie i wesoło. – Czy mogę zająć panu chwilę, panie profesorze?
–
Nie sądzę, Blau, abyś miała coś mądrego do powiedzenia – odpowiedział cierpko,
odkładając na bok sprawdzane prace domowe. Jedna z nich była wyjątkowo
pokreślona czerwonym atramentem i Marina pomyślała, że praca nauczyciela musi
być okropnie nudnym zajęciem. Co roku te same zadania, te same bzdury i tak
samo głupi uczniowie (w tamtej chwili dziewczyna nie utożsamiała się z
uczniowską społecznością Hogwartu).
–
A jednak spróbuję – powiedziała dziarsko i usiadła, zapominając, co przed
momentem sobie obiecała. Mina Snape’a napięła się jeszcze bardziej, ale nic nie
powiedział.
–
Zrozumiałam swój błąd – dodała szybko, choć nie do końca była to prawda. –
Obiecuję, że nie będę się już powoływać na treści znalezione w powieściach o
Mistrzyni Eliksirów. No chyba że uznam, że warto…
–
Blau – przerwał jej nerwowo nauczyciel.
–
To wtedy najpierw wszystko sprawdzę w książkach z dziedziny bardziej naukowej –
dokończyła, nie zwracając uwagi na profesora.
–
Jak pewnie się domyślasz, twoje zapewnienia nic minie nie obchodzą – oznajmił.
– Jeśli to wszystko, co masz mi do powiedzenia, to wynocha.
–
Co? Och, nie…. Mam coś jeszcze. Mam nową propozycję eliksiru na konkurs.
Marina
była dobrą obserwatorką. Widziała, jak Snape odkłada pióro i chwilę bije się z
myślami. Skoro wyrzucił ją z zajęć, to powinien trzymać się swojego zdania i
pogonić ją ponownie. Ale z drugiej strony… każdy zasługuje na szansę. Pytanie,
czy nauczyciel eliksirów miał takie same poglądy.
–
Mów – oznajmił, a Marina poczuła się zwycięsko (przynajmniej na razie).
–
Płynny gorąc – powiedziała szybko dziewczyna, a Snape uniósł brew.
Kiedy
Marina powtarzała słowa Evangeline starała się mówić szybko, aby wydawało się,
że nie przygotowała całego zwoju pergaminu notatek. Kto by uwierzył, że
przesiedziała godzinami w bibliotece i przeprowadziła tak obszerne badania na
temat tego eliksiru? Snape na pewno nie… Zresztą nawet teraz, z każdym jej
słowem, wyglądał na coraz mniej przekonanego. Dziewczyna starała się nie
wspominać zbyt wielu nazwisk i tytułów, aby jej wypowiedź nie przypominała tej,
należącej od Ślizgonki.
–
Dodając do wywaru sproszkowane nasiona przywrotnika osiągniemy efekt ochronny,
natomiast wyciąg z… – tu spojrzała na dłoń, bo była to jedna z tych nazw,
których zapamiętać nie potrafiła – … z… agapantu sprawi, że czas działania
eliksiru wydłuży się o kilka minut. Co więcej…
–
Skąd odczytałaś tę nazwę? – przerwał jej w pół zdania nauczyciel.
No
tak, przed Snape’em nic się nie ukryje…
–
Z ręki – powiedziała, uznając, że kłamstwo nie ma sensu.
–
Z ręki? – powtórzył. – To nie wróżbiarstwo, aby czytać z ręki.
Marina
westchnęła. Cóż za wyrafinowane poczucie humoru.
–
Zapisałam to sobie na ręce, bo nie mogłam zapamiętać nazwy – wyjaśniła.
Na
chwilę zapadło milczenie. W lochach nie było okien, więc bębniące krople
deszczu w szyby nie naruszały panującej w gabinecie ciszy.
–
Jedno pytanie, Blau – rzekł mężczyzna, nie spuszczając z niej wzroku. – Ten
eliksir, o którym mówisz, zamierzasz wypić czy się nim nasmarować?
W
jednej chwili dziewczyna poczuła, że robi jej się słabo. Nie zastanawiała się
nad tym, a dla Evangeline pewnie było to tak oczywiste, że zapomniała
wspomnieć. A może coś napomknęła, ale Marina puściła tę uwagę mimo uszu?
Cholera jasna…
Uśmiechnęła
się delikatnie. Czuła, że Snape podejrzewał, że nie miała pełnego udziału w
wymyśleniu tego eliksiru. Chciał ją zagiąć najprostszym pytaniem, a potem mieć
podstawy do wyrzucenia z konkursu. Gorzej, jak razem z nią wyleci też Evie.
–
No… – zaczęła. – To dość oczywiste, że…
–
Że tego nie wiesz – dokończył za nią.
I
znów cisza. Okropna, ciężka cisza. Marina starała się oddychać głośniej, aby ją
zagłuszyć. Popatrzyła na zmęczoną twarz Snape. Wiedziała, że mężczyzna nie ma
nawet trzydziestu lat, a wyglądał na dużo starszego. Był chudy, a jego cera
przybrała odcień niezdrowej bladości. Jego oczy były tak czarne, jakby w ogóle
nie posiadały tęczówek. Zabawne, ale w tamtej chwili nauczyciel zaczął jej
przypominać Evangeline. A może to jej wyobraźnia zaczęła płatać figle? Może to
przez jego niedostępność, którą próbował kamuflować ogromną samotność?
–
Idź już Blau – oznajmił w końcu. – W kolejny czwartek przepytam cię dokładnie z
książki, którą macie opracować na ten tydzień. Jedna głupia odpowiedź, a
Hogwart zostanie z czterema reprezentantami.
–
Dobrze, panie profesorze. Nauczę się wszystkiego – zapewniła, choć wiedziała,
że Snape nie jest idiotą i prawdopodobnie jej w to nie uwierzy.
Wstała
z krzesła stanowczo zbyt energicznie, pożegnała się, a potem szybkim krokiem
opuściła gabinet. Zamykając drzwi miała dziwne wrażenie, jakby coś w niej
pękło. Jakaś mała nić łącząca jej umysł z innym, bliżej nieokreślonym punktem.
Przełknęła głośno ślinę, bo w jednej krótkiej chwili czuła, jak zalewa ją fala
wspomnień z wakacji.
Ojej trochę mnie tutaj nie było, a akcja poszła do przodu! Co za przeklęty dzieciak z tego Fabiana, zdradzić tajemnicę Evangeline tak kompletnie bez sensu, żeby tylko jej dopiec... A swoją drogą ciekawe co się z nią dzieje, z dnia na dzień wydaje się być coraz gorzej... Oby miało to szczęśliwe zakończenie, mam nadzieję. Intryguje mnie Marina, co naprawdę stało się w wakacje? Czyżby jej ojczym ją wykorzystywał i dlatego udaje taką beztroskę, żeby oddalić od siebie przykre wspomnienia? Mam też nadzieję, że jednak nie wyjdzie na jaw fakt, że Evangeline pomaga Marinie. Biedna Beatrice zagłodzi się na śmierć, chcąc tak bardzo schudnąć... Podobała mi się ta jej chwila z Billem, ona potrzebuje również kogoś do zwierzeń, a Bill przekłuje ucho w przyszłości, niech się wcale nie zastanawia, oj tak :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdeczenie i życzę weny!
No witam po przerwie :D ja cały czas systematyczna. Dziś opublikowałam rozdział wieczorem bo myślałam że nikt nie zauważy tej przedpremiery a tu jednak :p oj opko się rozkręca a ja już nie mogę się doczekać publikowania dalszych rozdziałów. Obiecuję zagmatwac jeszcze bardziej :]
UsuńMarina mnie rozwala :P Evangelina jej pomogła, a ona i tak nie przygotowała się jak trzeba. Cholibka, przecież to Snape ją przepytuje, nie Hagrid xd I tak dobrze, że dał jej jeszcze jedną szansę. Pewnie nie chce zdyskwalifikować Hogwartu. Lubię Twojego Snape'a. Jest mniej oziębły i poważny niż ten książkowy, i mimo woli budzi sympatię.
OdpowiedzUsuńNigdy się nie zastanawiałam nad małżeństwami mieszanymi, ale faktycznie lekarz i magomedyk mogą nie mieć łatwo. Ta frustracja, że mugolskie wynalazki nigdy nie dościgną magii :/ Biedna Bea. Nie jest jej łatwo.
cóż, Marina faktycznie się nie popisała :P
Usuńco do Snape'a, to wyszłam z założenia, że ma 26 lat (tyle co ja!) więc może życie jeszcze go aż nie zmęczyło. Poza tym, myślę, ze książkowy Snape był wredny głównie dla Harry'ego i Gryfonów :D
W sumie sama byłam zaskoczona, ze wpadłam na taki konflikt interesów w rodzinie Doyle. W jednym z kolejnych rozdziałów będzie scena przy świątecznym stole u Bei, tam się będzie działo :P
Pozdrawiam!
Co z tym Snapem? Czemu dał jej drugą szansę? Jestem w szoku :D a obstawiam, że trzeba było się nasmarować tym eliksirem :) w ogóle skąd bierzesz składniki i ich działanie, z głowy?
OdpowiedzUsuńTylko niech Bill się nie skłania w stronę Bei! To jakoś nie gra, po prostu.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)
ej, to ty masz radar na romanse więc chyba powinnaś lepiej wiedzieć, skąd ta druga szansa, nie? :D żarcik :P
Usuńz tymi składnikami to zwykle jest tak, że jak piszę to daję "xyz" albo 'blablabla' a w ekstremalnych przypadkach piszę: "dodaj szczyptę ptasiego mleczka" potem dzień przed publikacją się na siebie wkurzam bo wszystko muszę poprawiać :P czasem z neta, czasem z głowy, niektóre rośliny czy robaki istnieją na prawdę :D
Kurde, tak mnie wciągnęłaś, że porzuciłam moje tematy dotyczące terroryzmu i olałam cały rozdział, żeby czytać :D Nie komentowałam poperzednich rozdziałów, gdyż czytałam w komórki i wyskakiwał mi błąd, przy próbie dodania komentarza :/ nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńDziś mam chwilę, to lecę dalej.
Fajnie się zachował Snape :D szkoda tylko, że tak wybrnęła z tej sytuacji, że napisała sobie na ręce haha powinna była się lepiej jednak przygotować, chcąc zyskać kolejną szansę.
Wow Snape dający drugą szansę? Wow!
OdpowiedzUsuńWidać że nawet Severus czasem potrafi się zachować jak człowiek 😃
OdpowiedzUsuń