Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Rozdział 19: Najsłabsze ogniwo

Kilka dni po pamiętnej rozmowie Marina i Evangeline spotkały się ponownie dokładnie w tej samej klasie. Było to niedzielne przedpołudnie, więc wnętrza nie spowijał mrok, jak za pierwszym razem. Teraz wszystko wyglądało bardziej przytulnie i zwyczajnie. Ot, najzwyklejsze spotkanie dwóch koleżanek na ploteczki.
Przed tą rozmową Marina miała chwile zwątpienia. Wiedziała, że to, co robią jest złe, a jeśli ktoś by się o tym dowiedział, to skutki byłby gorzej niż fatalne. Puchonce nie zależało aż tak bardzo na konkursie, ale wiedziała, że Evangeline ma zgoła odwrotne zdanie na ten temat. Gdyby ktoś wyrzucił pannę Potter z rywalizacji, to byłby dla niej potężny cios. Najpierw straciła quidditcha, a teraz jeszcze to… I właśnie dlatego Marina się wahała, bo wiedziała, że znów może wyrządzić komuś okropną krzywdę. A co gorsza na osobie tej zaczynało jej zależeć.
Evangeline zdjęła z ramienia swoją przyciężką torbę i wyjęła potężny stos pergaminu. Marina przyglądała się z powątpiewaniem, kiedy tamta zaczęła segregować swoje nieczytelne, odręczne notatki.
– To miało być coś prostego – przypomniała jej Puchonka, a Evangeline podniosła na nią srogie, wyłupiaste oczy. Uwadze Mariny nie uszło, że od kilku dni były mocno zaczerwienione.
– To jest proste – burknęła. – Ale do rzeczy prostych też należy się należycie przygotować. Poza tym, przecież nie wszystko jest tu dla ciebie. Szukając informacji natknęłam się na kilka interesujących faktów i chciałam je zagłębić. Ale wczoraj nie miałam już siły, aby to posegregować.
– Aha. Rozumiem.
Prawda była taka, że Marina nic nie rozumiała. Uczyła się, wiadomo, jak każdy. Przed testem czy egzaminem potrafiła zakuwać długie godziny, ale polegało to raczej na wbijaniu do głowy treści z podręczników, a nie pochłanianie wszystkiego, co wpadło jej w ręce.
Evangeline w tym czasie podzieliła swoje notatki na dwie kupki. Ze względu na zabandażowane dłonie zajęło jej to stosunkowo więcej czasu. Ku uciesze Mariny odsunęła na kant stołu tę dużo większą, pozostawiając przed sobą tylko kilka arkuszy pergaminu.
– Ok – oświadczyła, krzyżując nogi. – Masz pióro i atrament?
– A po co? – zapytała głupio Marina, zajmując miejsce naprzeciwko koleżanki.
– Aby to wszystko napisać – oznajmiła lekko już zirytowana Evie. – Po pierwsze, nie doczytasz się mojego pisma,  po drugie, najlepiej się uczy z własnych notatek, a po trzecie,  Snape może chcieć to zobaczyć.
Marina wzruszyła ramionami. Zgadzała się tylko z punktem pierwszym i trzecim, choć i tak uważała, że przy odrobinie dobrej woli i wysiłku rozczytałaby bazgroły Evangeline. Przecież nie mogło być aż tak źle… prawda?
Wyciągnęła więc to, co miała, a potem popatrzyła na koleżankę. Evie najwyraźniej się zamyśliła. Jej wzrok utkwiony był w szybę, po której spływały krople jesiennego deszczu. Głośne bębnienie zagłuszało ich myśli. Marina nie była pewna, od jak dawna nie widziała słońca. Choć przywykła do brytyjskiej pogody, to i tak miała już dość tej szarugi i słoty. Woda w ogromnych kałużach stała na błoniach i boisku quidditcha. Dojście do cieplarni na zajęcia z zielarstwa było prawdziwą męczarnią i niemal za każdym razem przeciekały jej buty. Ale z drugiej strony Puchonka upominała się w duchu, że nie powinna marudzić. Przecież Evie ma znacznie gorzej.
Ślizgonka praktycznie nie przypominała siebie z początku roku. Wcześniej budziła respekt, teraz tylko żałość i litość. Oczy miała napuchnięte, twarz pokrywały liczne rany i płaty schodzącej skóry. Jej piękne włosy się przerzedziły. Teraz, kiedy i tak wszyscy wiedzieli, co jej dolega, Marina miała wrażenie, że zupełnie przestała się przejmować swoim wyglądem. Ale jednocześnie była pewna, że z koleżanką dzieje się coś okropnego. Wystarczyło spojrzeć na jej dłonie, które bandażowała od kilku dni i zaczerwienione oczy, które nie były już w stanie ukryć płaczu.
– Twój tata znów był w Hogwarcie, prawda Evie? – zapytała, wyrywając ją z zamyślenia.
Dziewczyna odwróciła głowę, a w pierwszej chwili nie była pewna, czy pytanie było skierowane do niej. Potrzebowała kilkunastu sekund na odpędzenie złowrogiej melancholii.
– Tak – potwierdziła, nie siląc się nawet na ironiczny ton.
– Widziałam go na korytarzu. Jest cholernie przystojny.
Evangeline prychnęła cicho.
– Jest stary – powiedziała po chwili.
– No już bez przesady… a poza tym, czy mężczyzna po sześćdziesiątce nie może być przystojny? Taki elegancki... Może nie jesteś do niego zbyt podobna, ale widać, że odziedziczyłaś po nim taką stanowczość i dystyngowanie. Na pewno masz więcej z ojca niż twój brat Fabian.
Marina była pewna, że te słowa poprawią lekko humor Evangeline. Nie miała jednak pojęcia, jak bardzo się pomyliła, uzyskując zupełnie odwrotny efekt. Ślizgonka jeszcze bardziej posmutniała. Przymknęła powieki, jakby za wszelką cenę chciała powstrzymać napływającą falę żalu.
– Dobrze się czujesz? – zapytała Marina. Nie odważyła się jednak wyciągnąć ręki i dotknąć choćby ramienia koleżanki. Wchodzenia do cudzej strefy komfortu nie było jej zwyczajem.
– Nie…
Jej zupełnie szczera odpowiedź zbiła Puchonkę z tropu. Pomyślała, że czasem lepiej usłyszeć kłamstwo.
– To przez chorobę? Co powiedział twój tata?
– Nic konkretnego. Trochę się posprzeczaliśmy. Chciał mnie zabrać do Munga, ale się nie zgodziłam ze względu na konkurs. Dał mi inne eliksiry i maści, ale sama widzisz, że niewiele mi one pomagają. Nie wiem, co się ze mną dzieje, bo nigdy nie było aż tak źle. Muszę jakoś wytrwać do świąt…
– A co z Billem?
Evangeline westchnęła głośno.
– Nie wiem..  – odpowiedziała. – W tym momencie nie mam do tego głowy. Musi zrozumieć, że zdrowie jest dla mnie ważniejsze.
Marina przytaknęła powoli.
– Wiesz, że możesz na mnie liczyć? – zapytała.
– Tak? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Evangeline, a ton jej głosu lekko się zmienił. – W tym momencie, to ty musisz polegać na mnie – dodała, przysuwając jej pod nos plik czystego pergaminu. – Pisz.
Panna Blau jęknęła, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. Pogaduszki się skończyły i przyszedł czas na ciężką pracę.
– Eliksir, który uwarzysz będzie opierał się na recepturze na wywar Płynny gorąc.
– Pierwsze słyszę…
– Tak myślałam. Po użyciu tego eliksiru twoja skóra stanie się tak gorąca, że ogień będzie przyjemnym łaskotaniem chłodu – wyjaśniła jej szybko Ślizgonka.
– A czy to boli?
– Nie wiem… w książkach tego nie napisali…
Marina nagryzła wargę. Sama nie była do końca pewna, czy chce wiedzieć, w co tak naprawdę się pakuje. Już teraz czuła gorąc. Zimne poty niespodziewanie oblały jej plecy. Wiedziała, że Evangeline nie chce jej krzywdy, ale nie potrafiła pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, że wszystko to zmierza w bardzo złym kierunku.
Skoro pierwszym etapem był ogień, to znaczy, że lont został już podpalony…
~*~
Bill miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie czuł się tak rozdarty i pogubiony we własnych myślach. Jego uczucie do Evangeline było czymś, co na początku próbował wyprzeć z głowy, a kiedy zrozumiał, że dziewczyna nie da tak łatwo o sobie zapomnieć, zaczął powoli oswajać się z myślą, że znaczy dla niego coś więcej. A teraz wszystko się posypało. A najgorsze było to, że Bill nie wiedział, jak to naprawić, ponieważ nie widział w tym swojej winy.
Wszystko przez tego małego głupka Fabiana Pottera, który tak fatalnie zakończył ich wspólne wyjście do Hogsmeade. No i po części przez Charliego, który musiał zaatakować ja swoimi fanaberiami dotyczącymi quidditcha. Chłopak musiał przyznać przed sobą, że tak naprawdę cieszył się z tego, że Evangeline zrezygnowała z gry. Wiedział, że wiele ją to kosztowało, ale jednocześnie nie musiał się o nią aż tak bardzo martwić. Szczególnie, że dziewczyna marniała w oczach…
Bill przeklął pod nosem. Cóż za fatalny rok! Po dobrze zdanych zeszłorocznych sumach miał skupić się na nauce, miał poświęcać wolny czas na konkurs z eliksirów, a nie zaprzątać sobie głowę dziewczynami!
Czy mogło być gorzej…?
TRZASK.
Drzwi jednej z klas otworzyły się z głośnym trzaskiem i omal nie uderzyły chłopaka w nos. W ostatniej chwili udało mu się odskoczyć i stanął twarzą w twarz z piętnastoletnią Krukonką Molly Kabbot, najlepszą przyjaciółką Beatrice Doyle. Bill próbował sobie przypomnieć czy kiedykolwiek zamienił z nią kilka słów, czy znał jej imię i nazwisko tylko dlatego, że grała w reprezentacji quidditcha swojego domu? Była całkiem niezłym pałkarzem (jak na dziewczynę – przeszło mu przez myśl).
– Wybacz – burknęła pod nosem, a potem wyminęła go i energicznym krokiem ruszyła przed siebie.
Bill też chciał odejść, ale wtedy zdał sobie sprawę, że w klasie, z której wyszła rozdrażniona Molly, ktoś siedzi.
Beatrice Doyle zajmowała jedno z krzeseł i wpatrywała się w krople deszczu spływające po szybie. Nie płakała, a przynajmniej chłopak nie był w stanie stwierdzić tego jednoznacznie  z takiej odległości, ale na pewno nie wyglądała na zachwyconą. Wręcz przeciwnie. Ona też od kilku dni wyglądała na przygaszoną, smutną i nieobecną. I jeszcze to omdlenie na eliksirach… (dziewczyny chyba faktycznie były bardziej skomplikowanym gatunkiem).
Bill przez chwilę bił się z myślami. Naprawdę chciał odejść, ale wówczas Bea odwróciła głowę i ich spojrzenia się spotkały. Kolczyki na jej twarzy zalśniły, a chłopak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że wygląda w nich naprawdę fajnie. W tym jej małym buncie było coś, co nawet mu imponowało. Może sam powinien przekłuć sobie ucho? Gdyby jego mama to zobaczyła, to pewnie nie wpuściłaby go do domu…
– Co tam? – zapytał, wchodząc do klasy. – Już lepiej się czujesz?
– Nic mi się jest – burknęła. – Nie wiesz, że każdy może czasem zasłabnąć? A dziewczyny to już w ogóle, bo nasze organizmy raz w miesiącu tracą mnóstwo żelaza.
– Jasne… nie będę ci przeszkadzać…
– Daj spokój, siadaj, jak nie masz nic innego do roboty – powiedziała, wskazując krzesło obok siebie.
Bill kiwnął głową, a potem zajął wskazane miejsce. Bea ewidentnie potrzebowała się komuś wygadać, ale sama nie wiedziała od czego zacząć. Gestem dłoni przeczesała włosy. Chłopak obserwował jej profil i musiał przyznać sam przed sobą, że była ładniejsza od Evangeline choć jednocześnie pospolicie normalna.
– Jak myślisz, jak bym wyglądała w krótkich włosach? – zapytała, przerywając ciszę.
Gryfon poczuł się lekko skołowany.
– Nie wiem… nie znam się na tym… może zapytaj swojej przyjaciółki.
Bea obdarzyła go jednym z tych dziwnych spojrzeń, którymi dziewczęta potrafią sypać, jak z rękawa, a chłopcy zwykle nie wiedzą o co im chodzi.
– Pokłóciłyśmy się – rzekła.
– Pewnie się pogodzicie. – To był raczej głupi komentarz.
– Pewnie tak… ale pokłóciłyśmy się o to, że ciągle chcę się zmieniać. Molly nie rozumie, że próbuję wyrażać siebie – wyjaśniła.
Bill pokiwał głową. Nie lubił uczestniczyć w tego typu rozmowach, bo nie miał pojęcia, co właściwie ma jej odpowiedzieć.
– Wiesz… może Molly ma trochę racji, ale  z drugiej strony, to twoje ciało i masz prawo robić z nim co chcesz. Oczywiście zawsze trzeba zachować umiar i rozsądek. No i wziąć pod uwagę, że jesteś niepełnoletnia. Co na to twoi rodzice?
I znów to spojrzenie. Ale teraz jakby bardziej przenikliwe.
– Rodzice?
Powiedziała to takim tonem, że Bill miał wrażenie, że popełnił największe faux pas w swoim życiu. Czy dziewczyna kiedykolwiek wspominała o rodzicach? Co jak za chwilę okaże się, że jest kolejną powojenną sierotą, która nie ma na świecie nikogo bliskiego? Chłopak poczuł, że robi się czerwony ze wstydu.
– Chyba ich to nie interesuje – dodała po chwili. – Och, nie rób takiej miny… Moi rodzice są zajęci sobą. Swoimi wiecznymi sprzeczkami, kłótniami i przekomarzaniem się, kto jest lepszy w swoim fachu.
– A kim są twoi rodzice?
– Mój tata jest magomedykiem w Ministerstwie Magii. No wiesz, w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof, w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym. A mama… mama jest chirurgiem ortopedą.
– Kim? – zapytał skołowany chłopak.
Bea uniosła brew w rozbawieniu.
– Moja mam jest mugolką. Chirurg ortopeda zajmuje się leczeniem kości. Głównie składa złamania – wyjaśniła. – I o to właśnie się sprzeczają. Mama pracuje nad nowym, innowacyjnym sposobem łączenia kości za pomocą drutów. Jest bardzo cenionym lekarzem, a tata takie złamania leczy w kilka sekund, a pracuje tylko w pogotowiu. Od kilku lat mają konflikt interesu.
– To rzeczywiście ciężka sprawa – przyznał Bill. – Jest wiele mieszanych małżeństw, niektórym się udaje.
– Jejku, Bill… mi przecież nie o to chodzi. Mam na myśli to, że nie każde światy można połączyć.
Chłopak zamyślił się nad jej słowami.
– Czy teraz ja mogą cię o coś zapytać? – wyszeptała Beatrice. – Jak to jest mieć tak liczne rodzeństwo?
Pytanie lekko go zaskoczyło. Popatrzył na dziewczynę.
– Jesteś jedynaczką? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. – Jest nas siedmioro. Więc łatwo sobie wyobrazić, jak głośno potrafi być w domu w czasie wakacji. Wiadomo, że moi bracia często mnie denerwują, bywają też chwile, kiedy chciałbym posiedzieć sam, a wtedy do pokoju wbiega moja siostra… ale generalnie nie narzekam.
– Zawsze chciałam mieć siostrę. No, brata w ostateczności też bym jakoś przebolała.
To było bardzo osobiste wyznanie. Bill wiedział, o co chodzi Beatrice. Gdyby miała rodzeństwo wówczas nie byłaby aż tak samotna w konflikcie swoich rodziców. Ale w tych słowach było coś jeszcze. Nakreślały one różnicę między nią a Evangeline. Przecież jeszcze nie tak dawno chłopak rozmawiał ze Ślizgonką o tym, że uduszenie Fabiana jest kwestią czasu.
Czy to zawsze musi być takie skomplikowane? Czy zawsze musimy chcieć tego, czego mieć nie możemy?
~*~
Marina Blau stanęła przed gabinetem i wzięła kilka głębokich oddechów. Chłód, panujący w lochach sprawił, że po jej plecach przebiegł zimny dreszcz. Przez ułamek sekundy poczuła nawet lekki strach i niedowierzanie, że ostatnimi czasy, tak często tu bywała.
Ostatni raz rzuciła okiem na notatki, które zapisała z pomocą Evangeline, a potem upchnęła je do kieszeni spodni. Kątem oka popatrzyła na wewnętrzną stronę dłoni i kilka słów, które tam zanotowała. Na szczęście atrament nie rozmazał się pod wpływem ciepła.
Zapukała głośno, a kiedy usłyszała krótki, doskonale jej znany komunikat – wejść – otworzyła drzwi i pewnym krokiem weszła do gabinetu. Zatrzymała się przed biurkiem profesora, ale tym razem postanowiła nie siadać bez pozwolenia.
– Dzień dobry – powiedziała, siląc się, aby ton jej głosu brzmiał jak zwykle lekkodusznie i wesoło. – Czy mogę zająć panu chwilę, panie profesorze?
– Nie sądzę, Blau, abyś miała coś mądrego do powiedzenia – odpowiedział cierpko, odkładając na bok sprawdzane prace domowe. Jedna z nich była wyjątkowo pokreślona czerwonym atramentem i Marina pomyślała, że praca nauczyciela musi być okropnie nudnym zajęciem. Co roku te same zadania, te same bzdury i tak samo głupi uczniowie (w tamtej chwili dziewczyna nie utożsamiała się z uczniowską społecznością Hogwartu).
– A jednak spróbuję – powiedziała dziarsko i usiadła, zapominając, co przed momentem sobie obiecała. Mina Snape’a napięła się jeszcze bardziej, ale nic nie powiedział.
– Zrozumiałam swój błąd – dodała szybko, choć nie do końca była to prawda. – Obiecuję, że nie będę się już powoływać na treści znalezione w powieściach o Mistrzyni Eliksirów. No chyba że uznam, że warto…
– Blau – przerwał jej nerwowo nauczyciel.
– To wtedy najpierw wszystko sprawdzę w książkach z dziedziny bardziej naukowej – dokończyła, nie zwracając uwagi na profesora.
– Jak pewnie się domyślasz, twoje zapewnienia nic minie nie obchodzą – oznajmił. – Jeśli to wszystko, co masz mi do powiedzenia, to wynocha.
– Co? Och, nie…. Mam coś jeszcze. Mam nową propozycję eliksiru na konkurs.
Marina była dobrą obserwatorką. Widziała, jak Snape odkłada pióro i chwilę bije się z myślami. Skoro wyrzucił ją z zajęć, to powinien trzymać się swojego zdania i pogonić ją ponownie. Ale z drugiej strony… każdy zasługuje na szansę. Pytanie, czy nauczyciel eliksirów miał takie same poglądy.
– Mów – oznajmił, a Marina poczuła się zwycięsko (przynajmniej na razie).
– Płynny gorąc – powiedziała szybko dziewczyna, a Snape uniósł brew.
Kiedy Marina powtarzała słowa Evangeline starała się mówić szybko, aby wydawało się, że nie przygotowała całego zwoju pergaminu notatek. Kto by uwierzył, że przesiedziała godzinami w bibliotece i przeprowadziła tak obszerne badania na temat tego eliksiru? Snape na pewno nie… Zresztą nawet teraz, z każdym jej słowem, wyglądał na coraz mniej przekonanego. Dziewczyna starała się nie wspominać zbyt wielu nazwisk i tytułów, aby jej wypowiedź nie przypominała tej, należącej od Ślizgonki.
– Dodając do wywaru sproszkowane nasiona przywrotnika osiągniemy efekt ochronny, natomiast wyciąg z… – tu spojrzała na dłoń, bo była to jedna z tych nazw, których zapamiętać nie potrafiła – … z… agapantu sprawi, że czas działania eliksiru wydłuży się o kilka minut. Co więcej…
– Skąd odczytałaś tę nazwę? – przerwał jej w pół zdania nauczyciel.
No tak, przed Snape’em nic się nie ukryje…
– Z ręki – powiedziała, uznając, że kłamstwo nie ma sensu.
– Z ręki? – powtórzył. – To nie wróżbiarstwo, aby czytać z ręki.
Marina westchnęła. Cóż za wyrafinowane poczucie humoru.
– Zapisałam to sobie na ręce, bo nie mogłam zapamiętać nazwy – wyjaśniła.
Na chwilę zapadło milczenie. W lochach nie było okien, więc bębniące krople deszczu w szyby nie naruszały panującej w gabinecie ciszy.
– Jedno pytanie, Blau – rzekł mężczyzna, nie spuszczając z niej wzroku. – Ten eliksir, o którym mówisz, zamierzasz wypić czy się nim nasmarować?
W jednej chwili dziewczyna poczuła, że robi jej się słabo. Nie zastanawiała się nad tym, a dla Evangeline pewnie było to tak oczywiste, że zapomniała wspomnieć. A może coś napomknęła, ale Marina puściła tę uwagę mimo uszu? Cholera jasna…
Uśmiechnęła się delikatnie. Czuła, że Snape podejrzewał, że nie miała pełnego udziału w wymyśleniu tego eliksiru. Chciał ją zagiąć najprostszym pytaniem, a potem mieć podstawy do wyrzucenia z konkursu. Gorzej, jak razem z nią wyleci też Evie.
– No… – zaczęła. – To dość oczywiste, że…
– Że tego nie wiesz – dokończył za nią.
I znów cisza. Okropna, ciężka cisza. Marina starała się oddychać głośniej, aby ją zagłuszyć. Popatrzyła na zmęczoną twarz Snape. Wiedziała, że mężczyzna nie ma nawet trzydziestu lat, a wyglądał na dużo starszego. Był chudy, a jego cera przybrała odcień niezdrowej bladości. Jego oczy były tak czarne, jakby w ogóle nie posiadały tęczówek. Zabawne, ale w tamtej chwili nauczyciel zaczął jej przypominać Evangeline. A może to jej wyobraźnia zaczęła płatać figle? Może to przez jego niedostępność, którą próbował kamuflować ogromną samotność?
– Idź już Blau – oznajmił w końcu. – W kolejny czwartek przepytam cię dokładnie z książki, którą macie opracować na ten tydzień. Jedna głupia odpowiedź, a Hogwart zostanie z czterema reprezentantami.
– Dobrze, panie profesorze. Nauczę się wszystkiego – zapewniła, choć wiedziała, że Snape nie jest idiotą i prawdopodobnie jej w to nie uwierzy.
Wstała z krzesła stanowczo zbyt energicznie, pożegnała się, a potem szybkim krokiem opuściła gabinet. Zamykając drzwi miała dziwne wrażenie, jakby coś w niej pękło. Jakaś mała nić łącząca jej umysł z innym, bliżej nieokreślonym punktem. Przełknęła głośno ślinę, bo w jednej krótkiej chwili czuła, jak zalewa ją fala wspomnień z wakacji.

9 komentarzy:

  1. Ojej trochę mnie tutaj nie było, a akcja poszła do przodu! Co za przeklęty dzieciak z tego Fabiana, zdradzić tajemnicę Evangeline tak kompletnie bez sensu, żeby tylko jej dopiec... A swoją drogą ciekawe co się z nią dzieje, z dnia na dzień wydaje się być coraz gorzej... Oby miało to szczęśliwe zakończenie, mam nadzieję. Intryguje mnie Marina, co naprawdę stało się w wakacje? Czyżby jej ojczym ją wykorzystywał i dlatego udaje taką beztroskę, żeby oddalić od siebie przykre wspomnienia? Mam też nadzieję, że jednak nie wyjdzie na jaw fakt, że Evangeline pomaga Marinie. Biedna Beatrice zagłodzi się na śmierć, chcąc tak bardzo schudnąć... Podobała mi się ta jej chwila z Billem, ona potrzebuje również kogoś do zwierzeń, a Bill przekłuje ucho w przyszłości, niech się wcale nie zastanawia, oj tak :D
    Pozdrawiam serdeczenie i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No witam po przerwie :D ja cały czas systematyczna. Dziś opublikowałam rozdział wieczorem bo myślałam że nikt nie zauważy tej przedpremiery a tu jednak :p oj opko się rozkręca a ja już nie mogę się doczekać publikowania dalszych rozdziałów. Obiecuję zagmatwac jeszcze bardziej :]

      Usuń
  2. Marina mnie rozwala :P Evangelina jej pomogła, a ona i tak nie przygotowała się jak trzeba. Cholibka, przecież to Snape ją przepytuje, nie Hagrid xd I tak dobrze, że dał jej jeszcze jedną szansę. Pewnie nie chce zdyskwalifikować Hogwartu. Lubię Twojego Snape'a. Jest mniej oziębły i poważny niż ten książkowy, i mimo woli budzi sympatię.

    Nigdy się nie zastanawiałam nad małżeństwami mieszanymi, ale faktycznie lekarz i magomedyk mogą nie mieć łatwo. Ta frustracja, że mugolskie wynalazki nigdy nie dościgną magii :/ Biedna Bea. Nie jest jej łatwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, Marina faktycznie się nie popisała :P
      co do Snape'a, to wyszłam z założenia, że ma 26 lat (tyle co ja!) więc może życie jeszcze go aż nie zmęczyło. Poza tym, myślę, ze książkowy Snape był wredny głównie dla Harry'ego i Gryfonów :D
      W sumie sama byłam zaskoczona, ze wpadłam na taki konflikt interesów w rodzinie Doyle. W jednym z kolejnych rozdziałów będzie scena przy świątecznym stole u Bei, tam się będzie działo :P
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Co z tym Snapem? Czemu dał jej drugą szansę? Jestem w szoku :D a obstawiam, że trzeba było się nasmarować tym eliksirem :) w ogóle skąd bierzesz składniki i ich działanie, z głowy?
    Tylko niech Bill się nie skłania w stronę Bei! To jakoś nie gra, po prostu.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej, to ty masz radar na romanse więc chyba powinnaś lepiej wiedzieć, skąd ta druga szansa, nie? :D żarcik :P
      z tymi składnikami to zwykle jest tak, że jak piszę to daję "xyz" albo 'blablabla' a w ekstremalnych przypadkach piszę: "dodaj szczyptę ptasiego mleczka" potem dzień przed publikacją się na siebie wkurzam bo wszystko muszę poprawiać :P czasem z neta, czasem z głowy, niektóre rośliny czy robaki istnieją na prawdę :D

      Usuń
  4. Kurde, tak mnie wciągnęłaś, że porzuciłam moje tematy dotyczące terroryzmu i olałam cały rozdział, żeby czytać :D Nie komentowałam poperzednich rozdziałów, gdyż czytałam w komórki i wyskakiwał mi błąd, przy próbie dodania komentarza :/ nie wiem dlaczego.
    Dziś mam chwilę, to lecę dalej.
    Fajnie się zachował Snape :D szkoda tylko, że tak wybrnęła z tej sytuacji, że napisała sobie na ręce haha powinna była się lepiej jednak przygotować, chcąc zyskać kolejną szansę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow Snape dający drugą szansę? Wow!

    OdpowiedzUsuń
  6. Widać że nawet Severus czasem potrafi się zachować jak człowiek 😃

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy