Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

wtorek, 6 sierpnia 2019

Rozdział 17: Trudne decyzje

Evangeline wiedziała, że ukrywanie się w sypialni nic nie da. Zresztą nawet tam ciężko było jej się schować przed podejrzliwym wzrokiem swoich współlokatorek. Widziała, jak dziewczyny szeptają za jej plecami i milkną, gdy tylko napotkają jej wzrok.
Sama nie wiedziała, czy bardziej była wściekła na Fabiana, czy po prostu się na nim zawiodła. Może i nie darzyli się jakąś wielką miłością, ale wydawało jej się, że chłopak przynajmniej wie, czym jest szacunek dla drugiego człowieka. Jak to możliwe, że byli tak bardzo różni, a wychowały ich te same osoby?
Zachowuj się jak zawsze – upomniała się w myślach. – Jakby cię to zupełnie nie obchodziło.
Dziewczyna wyszła z lochów i skierowała swoje kroki w stronę Wielkiej Sali. Dochodziła piętnasta, od wczoraj nic nie jadła, więc słyszała, jak zaczyna burczeć jej w brzuchu. Czuła głód, a jednocześnie wiedziała, że z nerwów nie przełknie zbyt wiele.
Z daleka zobaczyła Fabiana. Siedział sam. Głowę miał spuszczoną i beznamiętnie dłubał w talerzu. Na jego twarzy malowało się przygnębienie i smutek. Jednak Evangeline nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. W zasadzie nie obchodziło ją nawet, co tak właściwie się wydarzyło, że jego towarzystwo uznało, że zje osobno.
Jej spojrzenie napotkało wzrok Billa. Kiwnęła do niego delikatnie głową. Na rozmowę przyjdzie czas. Ale nie dziś… dziś musiała załatwić coś innego.
Bez słowa usiadła obok wysokiego, dobrze zbudowanego Ślizgona, pogrążonego w rozmowie z kolegami. Odchrząknęła głośno, aby Antonii zwrócił na nią uwagę. Pałkarz jej drużyny odwrócił głowę lekko zaskoczony. Pozostali uczniowie również przyglądali jej się z zainteresowaniem.
– Możemy pogadać? – zapytała oschle, choć tak naprawdę miała ochotę krzyczeć. – Na osobności. Chodzi o quidditcha.
Antonii pokiwał głową i wstał ociężale z drewnianej ławki. Odeszli kawałek, tak, aby nikt ich nie podsłuchiwał.
– Cała szkołą mówi o tym, że… – zaczął chłopak, jakby czuł się zobowiązany do rozpoczęcia rozmowy.
– Nie ma to znaczenia – powiedziała, przerywając mu agresywnie. – To znaczy ma, ale nie zamierzam o tym z tobą rozmawiać.
– Więc o co chodzi?
– W sobotę jest mecz – przypomniała mu szybko. – A od poniedziałku przekazuję ci odznakę kapitana drużyny. Będziesz musiał znaleźć nowego szukającego.
Te słowa ledwo przeszły przez jej gardło. Chyba jeszcze nigdy nie poczuła się tak bardzo pokonana, jak w tamtym momencie. Antonii był wyraźnie zaskoczony. Patrzył na nią, jakby nie był pewny, czy dziewczyna nie postradała zmysłów. Sens jej słów w ogóle do niego nie docierał.
– Zwariowałaś? – wydusił z siebie po chwili. – Co to za głupi pomysł? Nigdy nie zajdę tak dobrego szukającego jak ty, a poza tym, kto powiedział, że ja w ogóle chcę być kapitanem? Co na to Snape?
– Nie rozmawiałam z nim jeszcze, ale nie sądzę, aby miał coś przeciwko – oznajmiła Evangeline, mając nadzieję, że ta rozmowa skończy się jak najszybciej. – Najlepiej się do tego nadajesz, a w młodszych klasach być może znajdzie się ktoś równie dobry jak ja.
– Chodzi o to, że wszyscy dowiedzieli się o twojej chorobie? Chcesz teraz schować głowę w piach i udawać, że cię nie ma? Kogo to, kurwa, obchodzi!
– Antonii, wyrażaj się. – Usłyszeli po chwili szorstki, męski głos za swoimi plecami.
Evangeline odwróciła głowę. Severus Snape był w tym momencie ostatnią osobą, z jaką chciała rozmawiać. Stał przed nią wyprostowany i szczupły, a dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przewyższa go o kilka cali. Na szczęście Antonii miał ponad sześć stóp wysokości, co odrobinę ratowało sytuację.
– Przepraszam, panie profesorze – rzekł szybko chłopak, dobrze wiedząc, że ujdzie mu to na sucho. – Ale Potter właśnie mi powiedziała, że zamierza zostawić drużynę!
– Nie przesadzaj – burknęła. – Zagram w sobotę.
– Ale będzie padać.
– I co z tego? Nie raz graliśmy w deszczu, wiesz?
Antonii zamyślił się na chwilę i podrapał z roztargnieniem po nosie. Czasem naprawdę wolno przetwarzał niektóre informacje.
– Dlaczego chcesz zrezygnować? – zapytał Snape podejrzliwie, lustrując Evangeline wzrokiem. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, wiedziała, że nie uda jej się tak łatwo spławić opiekuna domu.
Milczała, zastanawiając się, jak ubrać myśli w słowa tak, aby zabrzmiało to naturalnie.
– Chodź za mną – rzekł nauczyciel zanim w ogóle zdążyła się odezwać. – Porozmawiamy w moim gabinecie.
Evangeline się zawahała, a Antonii zrobił krok do przodu, jakby też poczuł się zaproszony.
– Ty nie, Rollston – oświadczył szybko Snape.
– Ach… No dobrze, ale jakby co, to w ostateczności mogę zostać tym kapitanem – oznajmił szybko chłopak. – Ale niech Potter nadal jest szukającą.
– Cóż za szlachetność – burknęła dziewczyna, po czym niechętnie skierowała swoje kroki za nauczycielem.

Gabinet nie zmienił się od momentu, kiedy Evangeline była tam po raz ostatni. Półki zapełnione książkami i słoikami, duże biurko i dwa krzesła. Dziewczyna westchnęła, zajmując jedno z nich. Czekała, układając w głowie odpowiedzi na pytania, które miała wrażenie zaraz usłyszeć. Miała już serdecznie dość całej tej sytuacji i tego, że w jednej chwili stało się coś, czego najbardziej się obawiała – znalazła się w centrum uwagi.
– Możesz mi to wyjaśnić, Potter? – Padło krótkie, dość ogólne pytanie.
– Co mam panu wyjaśniać? Jakiś miesiąc temu sam pan chciał zabrać moją odznakę kapitana – przypomniała mu cierpko.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że rezygnujesz ze względu na to, że cała szkoła dowiedziała się, na co chorujesz?
Evangeline nie bała się spojrzeć profesorowi w oczy. Poczuła, że jej serce zaczyna przyspieszać. Snape nie był osobą, której zamierzała się zwierzać, a jednocześnie wiedziała, że za chwilę zupełnie się rozklei.
– Mam gdzieś, co o mnie myślą – powiedziała, czując, że w gardle rośnie coraz większa gula. – Zawiodłam się na Fabianie, ale to tylko i wyłącznie moja wina. Chyba pokładałam w nim zbyt wiele wiary. I tak długo wytrzymał z rozpowiedzeniem tego wszystkiego.
– Więc co się stało?
Zapadła chwila milczenia, a Evangeline musiała zamrugać gwałtownie, czując, że do jej oczu napływają łzy. W jednej sekundzie straciła wszystko ze swojej twardej, niezależnej postawy, którą zawsze reprezentowała. Tak bardzo nie chciała patrzeć na twarz opiekuna, bo bała się zobaczyć emocje, które zupełnie do niego nie pasowały. Tak samo jak do niej…
Do tej pory na chwile słabości pozwalała sobie jedynie przy ojcu, czasem przy matce i raz przy Marinie. Zwykle starała się być sama ze swoim żalem, aby nikogo nie obarczać swoim smutkiem. Wolała, aby bliscy widzieli w niej wolę walki i przynajmniej mieli wrażenie, że dobrze sobie radzi z chorobą.
– Nie czuję się na siłach, aby dalej grać – powiedziała łamiącym się głosem, przerywając stanowczo zbyt długą chwilę milczenia.
Usłyszała głośne westchnięcie i dopiero wtedy uniosła głowę i popatrzyła na nauczyciela. Jego twarz nadal była nieodgadniona, choć Evangeline mogła przysiąc, że nie zaciska warg tak mocno jak zwykle.
– Co się dokładnie dzieje? – zapytał.
– Niemal cały czas czuję ból – powiedziała, siląc się na spokój. – Najgorzej jest rano, wtedy mam wrażenie, że cała moja skóra płonie. Nigdy wcześniej tak nie było. Jeśli trzymałam się z daleka od wody, to po prostu się przesuszała, pękała i dopiero wówczas bolało. Natłuszczam ją częściej niż zwykle, a i tak tworzą się rany.
– Gdzie jest najgorzej?
– Nie wiem… chyba na kolanach, łokciach, ale też dłoniach.
– Mogę zobaczyć.
Zawahała się, ale potem wzruszyła tylko ramionami. Czułą, że w tamtym momencie jest jej naprawdę wszystko jedno. Drżącymi palcami odpięła mankiety bluzki i podwinęła rękawy szaty, które od kilku dni coraz mocniej naciągała, aby ukryć okropną skórę na dłoniach. Knykcie miała niemal białe, wyschnięta skóra tworzyła grube płaty, które sprawiały ból, gdy zahaczyła nimi o cokolwiek. Gdzieniegdzie pojawiły się pęcherze wypełnione ropą i strupy zastygłej krwi.
Evangeline wyciągnęła rękę w kierunku nauczyciela. Wzdrygnęła się, gdy objął ją delikatnie i poczuła chłód jego skóry. Dotyk był czymś, co naruszało jej strefę prywatności i komfortu.
– Pani Pomfrey to widziała – zapytał Snape, marszcząc brwi.
– Wie, że jest gorzej.
– Informowałaś ojca? – wypytywał dalej.
– Przecież był tu niedawno, sam widział, co się dzieje.
– Napiszę do niego.
Evangeline wiedziała, że powinna coś powiedzieć. Może rzucić jednym ze swych wyćwiczonych tekstów, że tata ma dużo pracy i nie należy mu przeszkadzać? Może oświadczyć, że sama go poinformuje, aby nie zestresował się jeszcze mocniej widząc oficjalny list ze szkoły? W efekcie dziewczyna nie zrobiła nic.
– Jesteś w stanie zagrać w sobotę? – upewnił się jeszcze nauczyciel, nadal przyglądając się raną na jej dłoniach.
– Poradzę sobie. Nie chcę zostawiać drużyny bez szukającego kilka dni przed meczem.
– Mecz można przełożyć. Mogą zagrać Puchoni z Gryfonami, porozmawiam z dyrektorem.
– Nie. – W głosie dziewczyny nadal brakowało pewności siebie. Jej sprzeciw też zabrzmiał dość cicho i niemrawo. Znów musiała zamrugać, czując że do oczu napływają jej łzy. Wszystko, o co walczyła przez te kilka lat w Hogwarcie zaczęło wypadać jej z rąk.
– Możesz sobie mocno zaszkodzić. W dodatku cały czas pada.
– Przecież wie pan doskonale, że potrafię się ochronić przed deszczem.
– Przed deszczem może tak a wilgoć? To nie ma na ciebie wpływu?
Nie odpowiedziała. W poprzednich latach też były deszczowe okresy, zdarzało się, że padało dzień i noc przez długie tygodnie i faktycznie czuła się wówczas odrobinę gorzej, ale nie tak jak tej jesieni.
– Panie profesorze, ja po prostu proszę, aby pozwolił mi pan zagrać w tym meczu.
Snape się wahał. Widziała to dokładnie. A może po prostu udało mu się w tym wszystkim dostrzec coś, co dla niej było niewidoczne dla oka?
– Jeszcze dziś powiadomię twojego ojca – oświadczył. – On podejmie decyzję, nie zamierzam ci ulegać i brać na siebie odpowiedzialności, jak coś ci się stanie.
Puścił jej dłoń, a ona cofnęła ją tak gwałtownie, że łokciem uderzyła w oparcie krzesła. Nie była w stanie powstrzymać jęknięcia, gdy fala bólu przeszyła cała rękę.
– Uważaj – powiedział Snape, a jego głos zadrżał z nerwów.
Evangeline poczuła ciepło i wilgoć rozchodzącą się pod rękawem jej szaty. Przeklęła w duchu, wiedząc doskonale, co właśnie się wydarzyło. Po chwili spod mankietu zaczęła wypływać wąska stróżka krwi. Bardzo chciała, aby Snape tego nie zobaczył, ale było to niemożliwe.
– Wstawaj, idziemy do skrzydła szpitalnego – oświadczył, zrywając się z krzesła.
Dziewczyna nawet się nie poruszyła. Czuła, że czara goryczy się przelała. Najpierw z jej piersi wyrwał się głośny jęk, a potem szloch. Nie była już w stanie powstrzymać łez, które wąskim strumieniem spływały po bladej twarzy. Płacz był dla niej czymś tak nienaturalnym i dziwnym, że wręcz dławiła się własnym szlochem. Brakowało jej powietrza w płucach, gdy zakrywała twarz rękoma. Rozcieranie łez na policzkach było jednym z najgorszych pomysłów, ale ona już nad sobą nie panowała.
Wszystko to zaskoczyło Snape’a. Przez chwilę nie wiedział, jak zareagować na tę falę żalu i goryczy. Zdawał sobie sprawę, że Evangeline robi sobie coraz większą krzywdę. Jej chude ciało trzęsło się od nadmiaru emocji, wyglądała, jakby za chwilę miała zupełnie postradać zmysły.
Pewnym ruchem chwycił ją za nadgarstki i siłą opuścił jej dłonie. W jej czarnych oczach krył się strach i ból.
– Przepraszam – wydusiła z siebie ledwo dosłyszalnym głosem.
– Za co ty mnie przepraszasz, Potter?
Zawsze taka była. Święcie przekonana o tym, że jakakolwiek próba zwrócenia na siebie uwagi jest czymś złym.
– Masz chusteczkę? – zapytał nauczyciel. – Wytrzyj twarz, pani Pomfrey zaraz się tym zajmie.
Wykonała jego polecenie, uspakajając się powoli. Jej ciało nadal drżało i z trudem łapała oddech, ale z jej piersi nie wydobywały się już te niepokojące jęki. Wstała z krzesła, ale po chwili zachwiała się niebezpiecznie. Gdyby Snape jej nie przytrzymał, prawdopodobnie by upadła.
– Co się z tobą dzieje? – zapytał po raz któryś tego dnia.
– Nic… zakręciło mi się w głowie. Za szybko wstałam.
Nie uwierzył jej. Czuł, że z tą dziewczyną dzieje się coś złego. Severus wiedział, że czeka go poważna rozmowa z Archibaldem Potterem. Nie omieszka podzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami, tym bardziej, że jej ojciec był uzdrowicielem i rzekomo uchodził za mistrza klątw. Okaże się, czy ktoś nie działał na wyrost tytułując go w ten sposób.
Już bez słowa chwycił ją pod ramię. Kroki stawiała chwiejnie i niepewnie. Snape otworzył drzwi gabinetu i…
…trzask…
– Cholera jasna, Blau, co ty robisz pod moim gabinetem?! – krzyknął stanowczo zbyt głośno, widząc uczennicę Hufflepuffu.
Marina Blau stała niepewnie, mamrotała coś niezrozumiałego pod nosem i masowała dłonią czoło, o którego kilka sekund temu odbiły się drzwi.
– Auuu… – jęknęła przeciągle, a potem popatrzyła na nauczyciela i Evangeline, która ewidentnie nie wyglądała w tym momencie najlepiej. – Evie, co z tobą?
– Nic – burknęła Ślizgonka, a Snape czuł, że wkłada sporo energii w wyprostowanie się.
– Zjadłaś czekoladki? – zapytała Marina, a potem bez słowa ujęła ją za drugie ramię.
– Co? – wydusiła z siebie Evangeline. – Jakie znowu czekoladki?
– No… zatrute… tak jak Willson – wyjaśniła dziewczyna, a Snape zauważył, jak przez twarz Potter przechodzi cień zażenowania. Co więcej był pewny, że sam ma bardzo podobną minę.
– Blau, ja chyba nigdy nie zrozumiem, co siedzi w twojej głowie – oświadczył nauczyciel, kiedy we trójkę szli korytarzem. – O ile w ogóle masz tam cokolwiek. Poza tym, może odpowiesz mi na moje pytanie. Co robiłaś pod moim gabinetem?
Dziewczyna powinna się zakłopotać. Nie ważne jakie miała powody, każdy uczeń na jej miejscu odczułby strach przed nauczycielem i przyłapaniem na gorącym uczynku. Każdy prócz Mariny Blau, która jak zwykle wzruszyła ramionami i odpowiedziała swoim najzwyklejszym, lekko rozmarzonym głosem:
– Szukałam Evangeline. Jakiś Ślizgon powiedział, że jest u pana.
Snape przewrócił oczami, zastanawiając się, czy w Hogwarcie jest dziwniejszy duet od tych dwóch dziewcząt.
– Po co mnie szukałaś?
– Bo zaczęłam się trochę martwić – wyjaśniła Marina. – Nie widziałam cię od wczorajszego popołudnia w Hogsmeade. Chciałam zapytać, jak skończyła się randka z Billem.
Na te słowa Evangeline poplątały się nogi i omal znów nie upadła. Snape zaczął się poważnie zastanawiać, czy faktycznie musi słuchać tych miłosnych historyjek.
– Gdyby to była randka, to nie szłabyś z nami – powiedziała po chwili Ślizgonka.
– No niby tak, ale dałam wam jednak trochę prywatności, kiedy poszłam do księgarni. Chciałam wiedzieć, czy pocałowaliście się zanim Bill dowiedział się o twojej chorobie, czy dopiero później? No i jak na to zareagował? A może zdążyłaś mu wszystko powiedzieć?
Severus poczuł, że jego uczennicy zrobiło się odrobinę lepiej. Napięła mięśnie, dzięki czemu łatwiej było ją utrzymać. A na twarzy pojawił się cień złości, zasłaniający smutek i żal.
–Marina, ogarnij się – wysyczała.
Puchonka nie miała okazji powiedzieć nic więcej, bo w końcu doszli do skrzydła szpitalnego i dziewczyna musiała odsunąć się na bok i zrobić miejsce pani Pomfrey.
Snape wyjaśnił problem szkolnej pielęgniarce i dodał, że za chwilę sam powiadomi o całej sytuacji pana Pottera. Kątem oka dostrzegł, że Marina Blau powoli wycofuje się w stronę drzwi wyjściowych. Mężczyzna podążył jej śladem.
– Zaczekaj, Blau – powiedział do jej pleców, kiedy szybkim krokiem chciała pokonać korytarz. Dziewczyna odwróciła się niechętnie.
– Tak, pani profesorze?
– Dlaczego wspomniałaś o tych czekoladkach? Czy jest coś, co powinienem wiedzieć?
– Nie, panie profesorze – rzekła bez zawahania.
Marinę ciężko były rozgryźć. Snape widział, że jej twarz jest niemal nieprzenikniona. Kryła w sobie ogromną tajemnicę, ale jedno było pewne, kłamać potrafiła jak żaden inny uczeń w Hogwarcie.
– Blau, to nie są żarty – oświadczył, lustrując ją dokładnie wzrokiem.
– Wiem, ale ja naprawdę nie miałam nic konkretnego na myśli – odpowiedziała szybko. – Zauważyłam, że od jakiegoś Evangeline nie czuje się najlepiej, ale w Hogsmeade było w porządku. To był miły czas. Myślałam, że teraz będzie lepiej, ale przez tego małego głupka wszystko znów się posypało. Nie wiem, co pomyślał sobie Bill, ale jeśli dowiem się, że okazał się idiotą, to…
– Blau – upomniał ją Snape. – Nie pytam cię o wasze miłosne głupoty.
– Ach… no tak… – burknęła chicho. – Panie profesorze… uważa  pan, że to, co się z nią dzieje, nie jest wynikiem choroby?
Snape nie odpowiedział od razu. Był niemal pewny, że Puchonka coś wie, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że w tym momencie nic więcej mu nie powie. Rozmowa z nią nie należała do najłatwiejszych.
– Zobaczymy, co powie jej ojciec – odpowiedział cierpko. – Porozmawiamy później, Blau.
A potem się oddalił, zostawiając ją samą z jej największą tajemnicą.
***
To opko pobija rekordy. Nigdy po trzech miesiącach od założenia nie miałam opublikowanych 17 rozdziałów... 
Ostatni tydzień spędziłam na odnawianiu starej Barbie Malibu z 1971. Lalka już wróciła do właścicielki, a mi trochę smutno. Było szorowanie starej gumy, wszywanie nowych włosów i tworzenie ciuszków. Chcecie zobaczyć? KLIK 

2 komentarze:

  1. Ahh, uwielbiam! Zaczyna mi się przypominać, jak czytałam kilka opowiadań naraz, codziennie odświeżałam blogi w oczekiwaniu na nowy rozdział... A teraz mam tylko Ciebie i jeszcze tydzień muszę czekać :D
    Rozumiem, że stopniowo każdemu z uczestników konkursu coś się będzie działo? Wyobrażam sobie, że nad Potyczką wisi jakaś klątwa i w mądry sposób trzeba ją odczarować, żeby konkurs mógł się odbyć.
    Nie wiem, o których bohaterach lubię najbardziej czytać. Albert jest uroczy, za każdym razem wyobrażam sobie to jego poprawianie okularów, jego nieporadność przy tym, a także zwiększającą się odwagę. Marina i jej brak wyczucia wprowadza mnie w zażenowanie czasami, ale w takim pozytywnym znaczeniu, próbuję sobie wyobrazić tę scenę i wiem, że w kinie wyglądałoby to świetnie. Evangeline jest dobrym przykładem na to, że jakkolwiek silna nie wydaje nam się dana osoba, to i tak gdzieś w środku ma uczucia, może cierpieć i to kwestia czasu lub okoliczności, jak kogoś do siebie dopuści. Co do Billa, mogłabym powiedzieć to samo co Blau. Niech spróbuje tylko nie okazać się facetem, ja go znajdę! Muszę przyznać, że średnio darzę sympatią Beę, ale pewnie niedługo zdarzy się coś, co sprawi, że zmienię zdanie :)
    Genialne są te Twoje przykłady odnowy lalek, jakoś wcześniej nie zwróciłam na nie tak bardzo uwagi na Twoim instagramie, a naprawdę robią wrażenie. Też chciałabym znaleźć coś, co dawałoby mi tyle radości w życiu :) ale dziś może pierwszy krok, idę na rozmowę do innej pracy, mam nadzieję rzucić tę obecną w ciągu kilku dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech, jakby rozdziały były częściej, to opko mogłoby umrzeć śmiercią tragiczną po drodze :p już teraz mam tylko 5 rozdiałów zapasu, więc świeci mi się lampka ostrzegawcza :P
      No... wiadomo, że nad konkursem "wisi klątwa" albo ktoś macza paluchy, bo inaczej opko byłoby nudne :D choć i tak mam wrażenie, że robi się lekko przewidywanie. Ja też coraz bardziej lubię ALberta :) suprer mi się pisze z jego perspektywy. W Beę ciężko mi się wczuć, bo niewiele mam z nią wspólnego, ale za kilka rozdziałów dostanie większą rolę więc zobaczymy.
      Radość może i dają, ale pieniędzy z tego za dużo nie ma. No i można trochę zwariować na ich punkcie i stracić umiar, ale to szczegół :P mam nadzieję, że z nową pracą wypaliło.

      Usuń

Obserwatorzy