Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

wtorek, 30 lipca 2019

Rozdział 15: Siła zazdrości


Evangeline, kiedy razem z Billem wracała z Hogsmeade, miała wrażenie, że ten dzień być może był tylko snem. Marina zostawiła ich samych jakieś dwie godziny temu i pognała załatwiać swoje sprawy, zaznaczając przy tym, że nie muszą na nią czekać i mogą robić co chcą. Powiedziała to z tak przebiegłym uśmiechem, że Ślizgonka mogła się tylko domyślać, o czym pomyślała jej koleżanka.
Dziewczyna musiała przyznać przed samą sobą, że był to naprawdę udany dzień. Billa Weasleya widywała na korytarzach od ponad pięciu lat, ale nigdy nie pomyślała, że jest w stanie rozmawiać z nim przez tyle godzin i nie odczuwać znużenia jego osobą.
Nawet teraz, wracając do zamku pod sporym, czarnym parasolem, swobodnie rozmawiali. Zupełnie jakby ich wspólne tematy miały się nigdy nie kończyć.
Chroniąc się przed deszczem, Evangeline rozmyślała nad słowami Mariny i nad tym, czy nie powiedzieć Gryfonowi prawdy o swojej chorobie. Może rzeczywiście powinna obdarzyć chłopaka większym zaufaniem? Ale z drugiej strony, Marinie też by nic nie powiedziała, gdyby nie specyficzna sytuacja z Willsonem. W sumie ze zdradzenia Puchonce prawdy wyniknęło więcej dobrego niż złego, ale przecież nie mogła przewidzieć reakcji Billa.
– Jak myślisz, kto podrzucił Willsonowi te czekoladki? – zapytał w pewnym momencie chłopak, kiedy powoli zbliżali się do bramy szkoły.
– Hm? – Te słowa wyrwały Evangeline z zamyślenia. – Przecież już mówiłam, gdybym podejrzewała kogoś z konkursowiczów, to stawiałabym na ciebie.
Bill przystanął tak nagle, że dziewczyna idąc z nim pod ramię omal nie poślizgnęła się na błocie. Cofnęła się mechanicznie, aby schować się pod parasolem.
– Oszalałaś?! – zapytał chłopak, podnosząc głos. – Nigdy bym nie zrobił czegoś takiego.
Ślizgonka popatrzyła na twarz Weasleya. Widziała, jak jego usta zaciskają się w cienką linię złości, nozdrza mu nieznacznie drżały. Naprawdę się wkurzył.
– Daj spokój – burknęła. – Chodź  już…
Pociągnęła go lekko za rękaw kurtki. Nawet nie raczył ruszyć się z miejsca. Evangeline miała wrażenie, że pada coraz mocniej, więc zupełnie nie uśmiechało jej się tak stać.
– Naprawdę uważasz, że mógłbym to zrobić? Dlaczego ja? Dlaczego nie na przykład Beatrice?
Uderz w stół, a nożyce się odezwą – pomyślała Ślizgonka, ale tym razem powstrzymała się od wypowiedzenia tego komentarza na głos.
– Bo Bea jest za głupia – oznajmiła, wzruszając ramionami.
– Ach, więc to miał być dla mnie komplement?
Dlaczego dni miały to do siebie, że jak zaczynały się miło, to kończyły się tragicznie? Tego Evangeline nie wiedziała. Tak samo, jak nie wiedziała, że w zamku czeka ją coś gorszego od tej krótkiej wymiany zdań z Billem.
– Możemy skończyć ten temat? – zapytała, ponownie ciągnąć go za ramię. Tym razem powoli ruszył przed siebie. – Powiedziałam, że gdyby chodziło o konkursowiczów, to stawiałabym na ciebie. Ale mając do dyspozycji wszystkich, to uważam, że zrobił to ktoś zupełnie inny i nie miało to związku z eliksirami. Willson to debil, na pewno podpadł większości uczniów w tej szkole.
– Tobie też podpadł – stwierdził cicho Bill.
– Więc teraz zamieniamy się rolami i ty oczerniasz mnie?
Nie odpowiedział. Resztę drogi pokonali w milczeniu. Do Hogwartu też weszli wspólnie. Dopiero w holu Bill zamknął parasol. Otrzepał go mechanicznie, choć z jego powierzchni nie spłynęła nawet kropla deszczu. Podał go dziewczynie. Przez kilka sekund trzymali go jednocześnie.
– Dzięki za miły dzień – rzekł po chwili. – Cieszę się, że mimo tego, że nie chodzisz do Hogsmeade, nie pijesz herbaty i nie jesz kolacji, postanowiłaś jednak spędzić ze mną ten czas.
– Długo nad tym myślałeś, czy nagle wpadło ci do głowy? – zapytała.
Uspokoiła się lekko, kiedy kąciki jego warg uniosły się delikatnie. W oczach też dostrzegła radosne iskry.
– Kilka minut układałem to w głowie – odpowiedział. – Nie jestem tak dobry jak ty w rzucaniu ripostami.
Evangeline też się uśmiechnęła. Choć w głębi serca wiedziała, że nie powinna tego robić. Te uśmiechy w gruncie rzeczy tylko komplikowały pewne sprawy. Co jeśli Marina faktycznie miała rację, a Billowi zależało na czymś więcej, czymś czego ona nie mogła mu dać?
– To co, zobaczymy się na kolacji? – zapytał.
– Na Merlina, co ty masz z tą kolacją? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a potem odwróciła się do niego plecami. Już miała skierować swoje kroki do lochów, aby ogarnąć się trochę w pokoju wspólnym, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie (zresztą jak zwykle) pojawił się Fabian Potter. Na jego twarzy malował się wyraźny triumf, kiedy wyciągnął palec w stronę jej i Billa.
– Ha! Wiedziałem! – krzyknął. – Nie chciałaś mnie zabrać do Hogsmeade, bo byłaś na randce!
– Fabian, czy ty naprawdę masz w głowie amebę zamiast mózgu? – rzekła zmęczona, chcąc wyminąć chłopca. Ten jednak znów zagrodził jej drogę. – Tłumaczyłam ci to. Jak nadal masz z tym problem, to idź do profesor McGonagall, powiedz jaką jestem złą siostrą.
– Bo jesteś! Jesteś okropna!
– Mówiłem ci, że nie masz się tak do niej zwracać – powiedział ostrzegawczo Bill, a Evangeline nie do końca była pewna, czy chce, aby chłopka się wtrącał.
– Tak, mówiłeś… – burknął Fabian, zamyślił się na chwilę, a potem na jego twarzy pojawiła się chytry uśmieszek, który nie zwiastował niczego dobrego. – A czy Evangeline powiedziała ci, że jest chora?
Dziewczyna poczuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę. Mechanicznie zacisnęła chude palce na ramieniu brata. Chłopiec się skrzywił, ale nie zamierzał zamilknąć.
– Jest uczulona na wodę! – krzyknął stanowczo zbyt głośno. Dwójka stojących obok Krukonów odwróciła głowy. – Rozumiesz? Znasz większe dziwactwo? Jakby się umyła, to wyglądałaby jeszcze gorzej, bo pokryłyby ją czerwone plamy i obleśne pęcherze wypełnione ropą.
Evangeline puściła jego ramię i pchnęła go nieznacznie. Jeśli kogoś w tym momencie nienawidziła, to właśnie Fabiana. Tego małego, parszywego Fabiana, który był jej cholernym bratem, któremu prawdopodobnie próbowałaby pomóc, gdyby przyszedł do niej z jakąś sprawą. Tego skończonego głupka, który miał jedenaście lat, a nadal zachowywał się, jakby jego rozwój zatrzymał się w okolicach pięciu.
Była przekonana, że za chwilę będzie o tym mówić cała szkoła, a uczniowie tak przeinaczą fakty, że zupełnie nie będzie miała życia. Nie spojrzała nawet na Billa, już chciała odejść, kiedy nagle usłyszała spokojnie wypowiedziane słowa chłopaka:
– Wiem.
Fabianowi najwyraźniej zrobiło się głupio, bo w jednej chwili skulił się w sobie.
– Jako prefekt odejmuję ci pięć punktów za obrażanie innych uczniów.
– Ale… skąd wiesz? – odezwał się w końcu chłopiec, a na jego policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec.
– A to już chyba nie jest twoja sprawa. Jak znów usłyszę, że mówisz takie rzeczy, to dam ci szlaban.
– Nie możesz…
– Nie? A chcesz się przekonać?
Fabian przez chwilę bił się z myślami, a potem oddalił się bez słowa jeszcze szybciej niż się pojawił. Dwójka Krukonów też gdzieś przepadła, ale w holu wcale nie zrobiło się pusto. Do wnętrza zamku zaczęło wchodzić coraz więcej uczniów, wracających z Hogsmeade. Niektórzy zainteresowali się całym zajściem, ale przyszli zbyt późno, aby dokładnie wiedzieć, o co chodziło.
Evangeline bardzo chciała odejść i zostać sama. Czuła jednak, że wewnętrznie potrzebuje słów wyjaśnienia.
– Skąd wiesz? – powtórzyła bardzo cicho pytanie, które wcześniej zadał Billowi Fabian.
– Nie miałem pojęcia – odpowiedział krótko chłopak. Spojrzała na jego twarz. Faktycznie był zaskoczony. – Znaczy, domyśliłem się, że masz jakieś problemy ze skórą, tylko głupi by się nie zorientował. Nie przypuszczałem jednak, że jest to coś aż tak poważnego. Jak sobie z tym radzisz?
– Pytasz mnie, czy chodzę brudna?
– Nie, pytam się, czy potrzebujesz jakiejś pomocy.
Popatrzyła mu prosto w oczy. Czuła, że bije od nich dobro i troska. Po tym jednym dniu zrozumiała, że Bill właśnie tak został wychowany. Na poczciwego chłopaka, który nigdy nie zostawi nikogo w potrzebie. To dlatego wtedy, w sowiarni, nie wahał się wziąć jej w ramiona, dlatego obronił ją przed Willsonem, dlatego tak strasznie się oburzył, kiedy posądziła go otrucie znienawidzonego Gryfona, dlatego pogonił Fabiana, kiedy ten się z niej naśmiewał.
W tym momencie zauważyła, że przygląda im się coraz więcej uczniów. Przynależność do domów nie miała żadnego znaczenia. Bill sam w sobie był ucieleśnieniem wszystkiego co dobre. A Evangeline… ona zawsze czuła się bardziej czarna niż biała. Może przez to, że tak naprawdę nie miała pojęcia, kim jest? Nie znała tożsamości swoich prawdziwych rodziców, wiedziała tylko tyle, że odnaleziono ją na Nokturnie, a miejsce to raczej nie kojarzyło się z niczym przyjemnym.
– Posłuchaj, Bill – zaczęła, a jej głos znów zabrzmiał bardzo oschle. Może to dlatego, że dawno nic nie piła? – Uważam, że ta znajomość zmierza w bardzo złym kierunku. Nie chcę… nie mogę iść tą drogą.
Odwróciła się na pięcie. Niewielkie obcasy jej czarnych butów stukały po kamiennej posadzce. Jeśli Bill coś jeszcze powiedział, ona na szczęście tego nie słyszała.
W tamtym momencie zupełnie nie wiedziała, co się dzieje z jej jak dotąd poukładanym życiem. Od lat nie płakała, a wtedy naprawdę ogarnął ją ogromny smutek.
~*~
Tego wieczora Beatrice Doyle siedziała sama w Wielkiej Sali i czekała, aż Evangeline w końcu zjawi się na kolacji, aby móc zjeść dokładnie to co ona. Czasem, w krótkim przypływie rozsądku, Bea wiedziała, że to co robi jest chore. Od tygodnia, na każdym posiłku siadała tak, aby widzieć stół Ślizgonów i wrzucała na swój talerz dokładnie to samo, co panna Potter. Starała się nawet utrzymać podobne porcje, ale z takiej odległości ciężko było to ocenić. Najgorsze były śniadania. Przez dwa pierwsze dni zdarzyło się tak, że kiedy Krukonka przyszła na posiłek, Evangeline już dawno była po jedzeniu. Teraz wstawała dużo wcześniej, aby nic nie przegapić.
Kolacje zwykle jadały późno. Czasem Ślizgonka w ogóle nie przychodziła do Wielkiej Sali.
Porcje były małe, a posiłki w ogóle jej nie syciły. Rzadko jadała mięso czy ziemniaki. Na śniadanie tylko owsianka. Zero jajek, parówek i smażonego bekonu. Pewnie dlatego Beatrice już na pierwszej lekcji słyszała burczenie brzucha. I pewnie dlatego oszukiwała na przerwach i zapychała się batonikami. W myślach usprawiedliwiała się, że Evangeline na pewno robi dokładnie tak samo, bo przecież nie da się żyć na samych warzywach i sałacie!
A najgorsze w tym wszystkim było to, że jej najlepsza przyjaciółka Molly nie widziała jak się stara. Wręcz przeciwnie. Wytykała jej każdy słodki batonik i czekoladową żabę w trakcie przerw. Bea zaczęła się bardzo poważnie zastanawiać, czy nie zacząć jeść ich w ukryciu.
Teraz siedziała sama. Molly wróciła ze swojej randki nie puszczając ręki Alexandra. Cały czas się śmiali i wygłupiali. Bea widziała nawet, jak chłopak karmił jej przyjaciółkę. Gest prawdopodobnie miał być uroczy, ale Krukonkę bardziej doprowadził do mdłości.
Dziewczyna spojrzała na zegarek. Za chwilę posiłki znikną z ogromnych stołów i będzie musiała obejść się smakiem. Może Evangeline najadła się w Hogsmeade i dlatego nie przyszła na kolację? Cały Hogwart przecież huczał, że była na randce z Billem Weasleyem.
Czyli kolejna rzecz, której Bea mogła jej zazdrościć… Nie żeby Bill jakoś specjalnie jej się podobał, nie, to nie to… Dziewczyna miała po prostu wrażenie, że wszystkie dziewczyny kogoś mają tylko nie ona. Jak schudnę i zmienię kolor włosów, to na pewno ktoś się ze mną umówi – pomyślała.
Drżącą ręką nałożyła na talerz trochę ryżu i gotowanych warzyw. A potem polała to wszystko sosem potrawkowym. Tylko trochę, no, może jeszcze odrobinkę…
Powoli zabrała się za jedzenie, myśląc przy okazji o tych wszystkich słodyczach, w które zaopatrzyła się w Miodowym Królestwie.
I wtem, tuż obok niej przysiadła się Amanda, współlokatorka z sypialni, siostra nowego chłopaka Molly.
– Hej, Bea, słyszałaś najgorętsze nowości? – zapytała, a na jej twarzy pojawił się głupi uśmiech. Na policzkach miała różowe rumieńce, jakby biegała po całej szkole i zastanawiała się, komu jeszcze przekazać najnowsze plotki.
Jej słowa zainteresowały Alberta Walkera, który siedział kilka metrów dalej. Chłopak już nie jadł, ale najwyraźniej bardzo pochłonęła go jakaś książka, bo dopiero w tamtym momencie oderwał od niej wzrok.
– Że Molly jest dziewczyną twojego brata? – zapytała Bea, pakując sobie do ust stanowczo zbyt dużo ryżu.
– No też… ale to pewnie wiesz… Chodzi o Evangeline Potter.
Tym razem Walker nawet nie krył się z tym, że się gapi.
– Że była na randce z Billem Weasleyem? – burknęła znów Krukonka z trudem przełykając jedzenie.
– Ponoć nawet na podwójnej, bo była z nimi też Marina Blau – uściśliła Amanda, co dało Beatrice pewne wątpliwości, czy to wyjście na pewno można nazwać randką.
Wzruszyła ramionami, nie odrywając się od jedzenia.
– No i?
– Ale to też nie ta nowość – uściśliła koleżanka. – Chodzi o to, że Potter się nie myje!
Albert się zaśmiał, zwracając na siebie uwagę dwóch dziewczyn. Po chwili się uspokoił i widać było, że zrobiło mu się głupio. Amanda ze złością splotła ręce na piersiach i wlepiła w niego wyzywający wzrok.
– No i z czego się śmiejesz? – zapytała.
– Bo dawno nie usłyszałem nic głupszego – rzekł krótko, zamykając książkę i przysuwając się bliżej dziewczyn. – Jak może się nie myć? Chyba byśmy wszyscy już dawno to poczuli.
– Nie myje się, bo jest uczulona na wodę, geniuszu. A wiem to, bo jej brat nie omieszkał poinformować o tym całej szkoły.
– Fuj… – burknęła trochę mimochodem Bea, a potem zastanowiła się na chwilę. – No ale Albert ma rację, przecież nie śmierdzi. Jej skóra jest dziwna, no ale nie jest brudna.
– Uczulenie na wodę to nic przyjemnego – wtrącił się znów Walker, marszcząc czoło. – Głupotą jest, śmianie się z tego. Ten jej brat też nie ma o czym opowiadać? A poza tym, są różne sposoby na utrzymanie higieny. Można smarować skórę różnymi olejkami i balsamami.
Amanda uniosła brew. Najwyraźniej nie tak wyobrażała sobie tę rozmowę.
Bea natomiast w myślach przyznała rację Albertowi.
– Ale przecież ona pije wodę – powiedziała, przypominając sobie, jak obserwowała ją w czasie posiłków. Piła wówczas naprawdę sporo.
– No… to jej skóra jest chora, a nie całe ciało – wytłumaczył cierpliwie chłopak, a panna Doyle pokiwała głową.
Beatrice jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę nad wszystkimi problemami wynikającymi z tej choroby, ale w tamtym momencie pomyślała, że woli być mała i gruba niż chora na coś takiego. Ta przypadłość robiła z Evangeline Potter jeszcze większą dziwaczkę.
Dziewczyna już chciała wyciągnąć rękę po kawałek tarty dyniowej, kiedy nagle jedzenie z półmisków zniknęło, kolacja się skończyła, a jej nie pozostało nic innego, jak dojeść ryż, który miała na talerzu.
~*~
Bill nie miał najmniejszej ochoty wracać do wieży. Wałęsał się po korytarzach Hogwartu. Za wszelką cenę próbował oczyścić swój umysł, ale nie było to proste. Nie chciał myśleć o Evangeline, naprawdę nie chciał o niej myśleć… ale to było silniejsze od niego. Niespełna kilka godzin temu siedzieli w kawiarni, obserwował jej twarz, jej delikatny, może lekko nieśmiały uśmiech, a teraz wszystko to przepadło. Leżało w gruzach na zimnej posadzce, a chłopak co chwilę potykał się o swoje rozbiegane myśli.
Domyślał się, że jest chora. Poprzedniego wieczora do późna przeglądał książkę o najpopularniejszych chorobach skóry. Właśnie, najpopularniejszych, pewnie dlatego nie znalazł w nich wzmianki o uczuleniu na wodę. Nie było to coś tak powszedniego jak trądzik czy egzema, z którymi zresztą można było sobie łatwo poradzić.
Tak bardzo było mu jej żal. I jeszcze ta jej dziwna relacja z bratem. Fabian ewidentnie za nią nie przepadał i za wszelką cenę chciał jej dokuczyć. Evangeline może i nie byłą święta, ale przecież Bill był świadkiem, jak proponowała mu pomoc i dawała dobre rady. To, że go nie lubiła nie znaczyło, że chciała dla niego źle.
Bill, ze względu na swoje liczne rodzeństwo, powinien być ekspertem w tym temacie. Weasleyowie żyli w dobrych relacjach, ale jednej rzeczy żadna rodzina nie mogła się wystrzec – zazdrości. Zazdrość zawsze była małym wrzodem, który tworzył się na każdym dzieciaku. Czasem rósł w zatrważającym tempie, a czasem tylko powolutku się powiększał. Ale miał go każdy.
Ile razy Bill wściekał się na rodziców, kiedy jego młodsi bracia mogli iść później spać, a przecież on w ich wieku o dwudziestej musiał być w łóżku? Albo jak Fred i George zjadali po pięć ciastek z czekoladą, a dla niego zostawało tylko jedno? Mama zawsze mówiła wtedy, daj spokój Bill, to jeszcze dzieci. Nie mówiąc już o Ginny, która była oczkiem w głowie tatusia i zawsze dostawała na dowiedzenia trzy buziaki zamiast jednego. To wszystko były drobiazgi, głupoty, które sprawiały, że wrzód rósł coraz większy.
Może tak samo było z Fabianem i Evangeline? Ich ojciec był uzdrowicielem. To  pewnie oczywiste, że poświęcał córce więcej czasu ze względu na jej chorobę. A matka? Może ona też chciała dać dziewczynie jak najwięcej szczęścia. Ale z drugiej strony Evangeline od ponad pięciu lat była w Hogwarcie, a Fabian miał rodziców tylko dla siebie.
Bill wiedział, że nie powinien wysuwać żadnych wniosków, ale to nie było takie proste.
Powoli skierował swoje kroki do wieży. Podał hasło Grubej Damie i wszedł do pokoju wspólnego. W jednej chwili twarze zgromadzonych w nim Gryfonów odwróciły się w jego stronę. Po kilku sekundach krępującej ciszy dwie dziewczyny zaczęły rozmawiać szeptem, ktoś wrócił do pisania pracy domowej, inni dalej grali w eksplodującego durnia. Bill opadł na jedną z czerwonych kanap i westchnął głośno.
– Czy to prawda, Weasley, że byłeś w Hogsmeade z Potter i Blau? – zapytał chłopak rok młodszy od niego.
– To chyba nie jest twoja sprawa – odburknął, żałując, że nie poszedł prosto do sypialni.
– A słyszałeś, że Potter ma tę okropną chorobę?
Bill przymknął powieki, w myślach policzył do trzech, aby się uspokoić i nie walnąć kolegi w twarz.
– To jest podobno zaraźliwe – odezwał się ktoś inny. – Słyszałem, że każdego wieczora musi okładać się świeżymi pokrzywami.
– Uważaj, aby ciebie ktoś nimi nie obłożył.
Tych słów nie wypowiedział Bill. Był to jego młodszy brat Charlie, który po chwili przysiadł się obok brata i łypnął groźnym wzrokiem na Gryfona o niewyparzonym języku. Chłopak uznał, że najlepiej będzie się ulotnić.
– No co? – burknął Charlie, widząc, wzrok starszego brata.
– Nic…
– Byłeś na podwójnej randce?
– To nie była randka! – Bill czuł, że jego cierpliwość zaraz się skończy, a wtedy obedrze Charliego ze skóry lub po prostu udusi.
– Dobrze już, dobrze…
Przez chwilę milczeli, czując, że przygląda im się coraz więcej Gryfonów. Bill siłą rzeczy zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek był zazdrosny o Charliego. Chyba nie… bardziej działało to na młodsze rodzeństwo. Chłopak bardzo się cieszył, kiedy jego brat dostał się na przykład do drużyny quidditcha i dzięki niemu ich dom zdobył puchar.
– A jak ona gra, jak pada deszcz? – zapytał Charlie, jakby czytał w jego myślach. – Wtedy, na treningu, jak prawie zabiła cię tłuczkiem, też padało.
– Domyślam się, że zna różne zaklęcia – odpowiedział. – Jej ubranie było suche. Zupełnie jakby odbijało krople deszczu.
Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem. Już otwierał buzię, aby powiedzieć coś jeszcze, kiedy obok nich usiadł kolejny Weasley – Percy.
– Ten Fabian to jakaś kompletna porażka – powiedział, poprawiając okulary, które zsunęły się mu na czubek nosa. – Jak można mówić takie rzeczy o swojej rodzinie? Po co on to w ogóle robi?
Chłopcy zamyślili się na chwilę.
– Bo chce jej dokopać – wyjaśnił Bill. – Prosił ją, aby załatwiła mu wyjście do Hogsmeade, a ona się nie zgodziła.
– Przecież w regulaminie wyraźnie jest zaznaczone, że wycieczki są od trzeciej klasy – oznajmił Percy rzeczowym tonem. – Oliver miał rację, Fabian to ktoś, od kogo należy trzymać się z daleka. A ja chciałem dać mu jeszcze jedną szansę po tym, jak powiedział, że moje piegi wyglądają jak pryszcze.
– Może z wiekiem się ogarnie – rzekł Charlie, a w jego ciemnych oczach odbijał się blask ognia wesoło tańczącego w kominku.
– Oby nie było za późno – wtrącił krótko Bill.
Chłopcy siedzieli jeszcze przez chwilę w milczeniu. Żaden z nich nie miał specjalnej ochoty na dalsze dyskusje. Pierwszy do łóżka poszedł Percy, potem Charlie. Bill siedział w pokoju wspólnym tak długo, aż ogień w kominku zupełnie nie wygasł.
***
Boczny spis treści uzupełniony, ale jak co to wszystkie linki do rozdziałów znajdują się też na podstronie :) 
Kolejny rozdział pojawi się wyjątkowo w sobotę. 
Cieszę się, że jesteście :* 

4 komentarze:

  1. Niestety, usunęło mi cały napisany komentarz przed opublikowaniem, więc ten będzie już krótszy.
    Biedna Bea, smutno mi, bo jest wspaniałą dziewczyną, a tak zakompleksioną, że nawet ten wymarzony chłopak mógłby sobie nie poradzić
    Plusik za obecność Alberta ��
    Ahh, i uwielbiam moment rodzącego się uczucia! To jest tak urocze, obojętnie czy w moim życiu czy bohaterów �� Mam jedynie nadzieję, że Evangeline nie spotka się z falą nienawiści teraz, a w końcu wszystko się ułoży.
    Do następnego rozdziału siądę pewnie dopiero w poniedziałek, ale to znaczy, że między 16 a 17 będę miała krótszą przerwę ��
    Ściskam mocno ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że uzupełniłaś spis :*
    Ale gafa ze mnie, że nie zauważyłam że jest jeszcze zakłada ze spisem treści...
    Miło było czytać o tym, że Evangelina dobrze spędziła dzień w Hogsmeade. Po tych wszystkich problemach i drwinach zasługiwała na jeden dzień szczęścia. Oczywiście nic nie mogło trwać wiecznie. Wiem, jak sprawy wyglądają w rodzeństwie i czasami jedno chce drugiemu dokopać, a potem tego żałuje. Podobnie było z Evangeliną i Fabianem.
    W Beatrice każda dziewczyna może odnaleźć kawałek siebie, bo któż nie miał nigdy kompleksów i nie porównywał się do innych? Mam nadzieję, że z czasem nauczy się akceptować siebie taką, jaka jest.
    Przydałoby się więcej takich ludzi jak Bill na świecie <3
    Bardzo przypadł mi do gustu ostatni fragment oczami Billa i te słowa o rodzeństwie. Jest w tym dużo prawdy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh ten Bill to istny wymarzony chłopak :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Żal mi Beatrice :(

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy