Na
umówione miejsce Bill szedł okropnie niewyspany. Wszystko przez książkę, w
którą wciągnął się piątkowego wieczoru.
Charakterystyka rzadkich chorób skóry. Nie mógł oderwać się od kolejnych,
opisanych w niej przypadków oraz komentarzy, których udzielali chorzy. Im
dalej, tym bardziej było mu żal tych ludzi i… Evangeline. Bo że jest chora był
pewny na sto procent. Miał kilka typów dotyczących jej przypadłości, ale musiał
je dokładniej przestudiować i raz jeszcze przyjrzeć się dziewczynie. A dziś
miała nadarzyć się ku temu idealna okazja.
Zobaczył
ją z daleka, jak stała w ogromnym holu. Przenosiła nerwowo ciężar ciała z
jednej nogi na drugą, stukając przy tym niewielkimi obcasami czarnych,
wiązanych butów sięgających połowy łydki. W czarnym, długim płaszczu wyglądała
jak zwykle bardzo smukło. Bill dopiero po chwili zauważył, że opiera się na
długiej, równie czarnej, złożonej parasolce.
–
Cześć – przywitał się. – Długo czekasz?
–
Nie. Jak na razie zmarnowałam tylko dziesięć minut swojego życia –
odpowiedziała.
–
Aha. Mam nadzieję, że jak wrócimy nie wręczysz mi rachunku za ten stracony
czas. To co, idziemy?
–
Jeszcze nie – odpowiedziała krótko, rozglądając się po holu.
Bill
spojrzał na nią pytająco, czekając aż rozwinie swoją wypowiedź.
–
Jeszcze Marina – wyjaśniła szybko.
Chłopak
poczuł się odrobinę zbity z tropy. Oczywiście nie chciał traktować tego wyjścia
jak randki, nie zależało mu też specjalnie na zostaniu z nią sam na sam w
ustronnej kawiarence, ale wolał wiedzieć wcześniej, że dołączy do nich akurat
Marina. Nic do niej nie miał, ale czasem go przerażała. Szczególnie, kiedy
patrzyła prosto w oczy i uśmiechała się przy tym nieznacznie. Wyglądała wtedy
naprawdę dziwnie.
–
Mogłaś powiedzieć, że idziecie razem – rzekł, bo nic lepszego nie przyszło mu
do głowy.
Evangeline
wzruszyła tylko ramionami, najwyraźniej nie czuła się w obowiązku tłumaczyć
czegokolwiek.
–
A mój głupi brat coś jeszcze od ciebie chciał, jak wieczorem byłeś w pokoju
wspólnym? – zapytała, zmieniając temat.
–
Nie – oznajmił, kręcąc głową. – W ogóle go nie widziałem. Ale za to rozmawiałem
z Percy’m, który powiedział, cytuję, że Fabianem ciężko się dogadać. Oliver też
za nim nie przepada, bo cały czas się przechwala, jak świetnie gra w
quidditcha, a na zajęciach z latania jest delikatnie mówiąc średni.
–
Mój brat i świetna gra w quidditcha? Czego on jeszcze nie wymyśli, aby zwrócić
na siebie uwagę.
Stali
przez chwilę w ciszy, a potem zauważyli spieszącą w ich kierunku dziewczynę.
Marina miała na sobie krzykliwy, seledynowy płaszcz i buty pod kolor. Jej jasne
włosy falowały i podskakiwały z każdym sprężystym krokiem. Wyglądała jak na
wiosnę, a nie listopadową ulewę.
–
Już jestem – rzekła. – Robię postępy, spóźniłam się tylko trzy minuty. To
wszystko przez to, że czytałam do późna.
Bill
i Evangeline wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje doskonale
wiedzieli, co czyta Marina Blau. Dlatego uznali, że najlepiej będzie nie
zadawać grzecznościowych pytań, tylko skierować swoje kroki do wyjścia z zamku.
–
Ojej, pada – rzekła Marina, kiedy wyszli na spory dziedziniec. Na głowę
nasunęła kaptur.
–
No co ty nie powiesz – burknęła Evangeline, po czym poszła w ślady koleżanki, a
potem otworzyła ogromny, czarny parasol.
–
Oczy tym komuś wydłubiesz – powiedział Bill, uchylając się przed wystającymi
drucikami. – Może ja go poniosę? Wtedy wszyscy się pod nim zmieścimy.
Evangeline
popatrzyła na niego tak, jakby zapytał, czy może na chwilę pożyczyć jej różdżkę.
Zupełnie, jakby ten głupi parasol miał ocalić jej życie. To była dla niego
kolejna poszlaka w rozpoznaniu jej choroby.
–
Nie, spokojnie, ja lubię deszcz – oznajmiła Marina. – Możecie iść we dwoje pod
parasolem. Będzie romantyczniej – dodała pod nosem, ale Bill i tak usłyszał jej
słowa. Nie zwrócił na nie aż tak wielkiej uwagi. Bardziej zainteresowało go to,
że Marina też wie, skoro wyszła z taką inicjatywą.
–
Jestem od ciebie wyższa – oświadczyła Evangeline. – Sama mogę ponieść.
–
Jesteś wyższa może o dwa cale. Wieje wiatr. Łatwiej go utrzymam.
–
Nie mam z tym problemu. Niewiele brakowało, a na własnej skórze przekonałbyś
się, że mam silne ręce.
–
Tak, ale…
–
Ej! – krzyknęła zniecierpliwiona Marina. – Wy serio kłócicie się o parasol?
Ruszcie tyłki, bo zaraz mi buty przemokną, a jeszcze nawet nie opuściliśmy
terenu szkoły.
Evangeline
bardzo niechętnie podołała mu parasol, a potem było tylko gorzej. Widział, jak
bardzo się wahała, podchodząc do niego i stając ramię w ramię.
–
Możesz się mnie złapać, nie gryzę – rzekł, próbując rozładować atmosferę.
Ku
jego zaskoczeniu rzeczywiście to zrobiła. Wtedy poczuł, że jej ręka drży.
–
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, jak bardzo zakłócasz poją osobistą sferę?
– zapytała, kiedy w końcu ruszyli przez obłocone błonia.
–
Możesz to dopisać do rachunku.
To
Marina kroczyła przodem ścieżką do Hogsmeade. Bill widział, jak niebezpiecznie
ślizga się na błocie i przeskakuje kałuże.
Wydawała się być okropnie rozbawiona całą sytuacją. Co chwila opowiadała
jakieś dziwne anegdotki, a chłopak, choć częściej był zażenowany, nie potrafił
powstrzymać uśmiechu.
Droga
się nie ciągnęła. Wręcz przeciwnie, dość szybko zaczęli zauważać pierwsze
zabudowania wioski. Małe domki zaczęły się zagęszczać, a ich uszu dobiegł
głośny gwar, zagłuszający deszcz bębniący o brukowane uliczki. W wąskich alejkach
miasteczka panował ogromny tłok. Najwyraźniej większości uczniów nie
przeszkadzała parszywa pogoda i za wszelką cenę chcieli skorzystać z możliwości
opuszczenia zamku choć na chwilę.
–
To co? Trzy miotły? – zapytał Bill, podnosząc wyżej parasol, aby nie dźgnąć
nikogo w oko.
–
Nie… – burknęła Evangeline. – Tam będzie jeszcze większy tłok.
–
Mi jest wszystko jedno – wtrąciła się Marina. – Ale może faktycznie zejdźmy z
głównej uliczki i chodźmy do czegoś mniej… popularnego? Potem i tak będę
musiała was zostawić, bo mam parę spraw do załatwienia.
–
Niby jakich? – zapytała Evangeline, spoglądając na nią krzywo.
–
No księgarnia, na przykład – rzekła beztrosko Marina. – Wiesz ile nowych,
interesujących powieści zdążyło wyjść od wakacji?
Nie
kontynuując dalej tego tematu przepchnęli się przez tłum uczniów. Uwadze Billa
nie uszło, że wielu jego znajomych zatrzymywało się i przecierało oczy ze
zdziwienia. No tak… spacerowanie po Hogsmeade z dwoma naczelnymi dziwaczkami
szkoły musiało być dość zaskakujące.
–
Tyle dziewczyn chce się z nim umówić, a on panoszy się po Hogsmeade akurat z tymi dwoma? – Usłyszał gdzieś za plecami
komentarz rok młodszego Gryfona. Nie zareagował, choć ze złości zacisnął dłoń w
pięść.
Po
chwili zeszli z głównej uliczki i w końcu mogli odetchnąć. Teraz ich
największym problemem na nowo stało się śliskie błoto pod nogami, ponieważ
żaden mieszkaniec nie kwapił się, aby położyć brukową kostkę na całej
powierzchni wioski.
W
końcu znaleźli mniej zatłoczony lokal. Bill otworzył drzwi i wpuścił przodem
dziewczyny. Sam zamknął parasol. Chciał go otrzepać, ale wówczas zdał sobie
sprawę, że jest zupełnie suchy. Najwyraźniej Evangeline nawet jego zaczarowała.
Chłopak skarcił się w duchu, że kiedy szli, nie zauważył, że krople deszczu nie
uderzają w jego gładką powierzchnię.
Wszedł
do środka i rozejrzał się. Miejsce to było dość przestronne i spore, a może po
prostu sprawiało takie wrażenie, ponieważ stolików było niewiele i stały w dość
dużych odległościach, co dawało klientom więcej intymności? Wnętrze było
obłożone drewnianą boazerią, a na ścianach wisiały piękne, akwarelowe obrazy,
przedstawiające wizerunki kwiatów. Bill pomyślał, że jest to raczej dobre
miejsce na randkę niż spotkanie towarzyskie. A tym bardziej, że pozostałymi
klientami były raczej pary, które teraz obserwowały go podejrzliwie.
Chłopak
podszedł do stolika, przy którym stanęły dziewczyny. Marina zdjęła płaszcz i
otrzepywała go energicznie. Evangeline skrzywiła się i odchrząknęła głośno,
dając najwyraźniej koleżance znak, że ma przestać.
Ślizgonka
natomiast była zupełnie sucha. Bill zauważył, że nawet jej buty nie zostawiają
mokrych śladów na parkiecie. Uznał, że to dość przydatna magia i będzie musiał
więcej o niej poczytać.
–
Twoja kochana parasolka – rzekł z przekąsem Bill, podając dziewczynie jej
własność. – Rozłóż ją w kącie, aby wyschła.
Evangeline
zlekceważyła jego kąśliwą uwagę i najpierw oparła parasol o pobliski wieszak na
ubrania, a potem, widząc kapiący płaszcz Mariny, zmieniła zdanie i postawiła go
obok stolika. Swoją pelerynę też przerzuciła przez oparcie krzesła.
Bill
opadł na krzesło i przyjrzał się karcie. Ceny były dość wygórowane, a on miał
nadzieję, że dziewczyny nie liczą na to, że będzie stawiał. No dobrze, może i
on zaprosił Evangeline, ale za to nie miał nic wspólnego z Mariną. A przecież
głupio kupować coś tylko jednej z nich. Nie miał pojęcia, jak wygląda budżet
Blau, ale był pewny, że Potter jest dużo bogatsza od niego.
–
Mam ochotę na mrożoną kawę z bitą śmietaną – rzekła niespodziewanie Marina. –
Podobno zimne najlepiej pić w chłodne dni. Poza tym, Mistrzyni Eliksirów zawsze
pije mrożoną kawę. Dodaje do niej jeszcze trzy kostki roztopionej, gorącej,
gorzkiej czekolady. Myślicie, że przygotują mi coś takiego?
–
Zapytaj – oznajmiła Evangeline, wzruszając ramionami. – Ja wezmę po prostu
herbatę. Może być zielona. I wodę. Najlepiej cały dzbanek.
–
Dzbanek? – powtórzy Bill lekko zaskoczony. – Po co ci tyle wody?
Obie
dziewczyny zmierzyły go wzrokiem. No tak, pewnie właśnie powiedział coś bardzo
głupiego.
–
Nieważne… – burknął szybko. – A będziemy coś jeść?
–
Dopiero było śniadanie – rzekła Evangeline, a potem zaczęła wygrzebywać z
małej, skórzanej portmonetki drobne. – Zamówisz dla mnie?
–
Wiesz, to ja cię zaprosiłem, więc… – zaczął przeciągle, bo sumienie nie dawało
mu spokoju.
–
Daj spokój, nie ma tematu – przerwała mu, posuwając pod nos kilka monet.
Bill
przyjął pieniądze ze skinieniem głowy, a potem spojrzał na Marinę.
–
Możesz sama iść złożyć swoje zamówienie? – zapytał. – Nie chcę wyjść na idiotę.
Marina
wzruszyła ramionami, po czym podeszła do kasy i zaczęła dyskusję z kelnerem.
~*~
Marina
miała wrażenie, że chyba nigdy nie śmiała się tyle, co dziś. Bill okazał się
być naprawdę w porządku. Jak się rozkręcił, to miał do powiedzenia więcej od
niej. Evangeline była bardziej małomówna, ale to zwykle jej cięte riposty
śmieszyły najbardziej. Dziewczyna nawet w najmniejszym calu nie żałowała tego
wspólnego wyjścia. Pomyślała nawet, że to wszystko dzięki eliksirom, a dla
ścisłości Mistrzyni Eliksirów, bo
gdyby nie te powieści, to nigdy nie dostałaby się do Potyczki o Złoty Kociołek.
Dopiła
ostatni łyk mrożonej kawy, którą ten opryskliwy kelner zrobił według jej
prośby, po czym otarła usta serwetką.
–
Ok, muszę iść do kibelka – oznajmiła po chwili beztroskim tonem. – A ty, Evie,
nie chce ci się siku? Wypiłaś prawie litr wody – dodała, wskazując niemal pusty
dzbanek.
Evangeline
obdarzyła ją krytycznym spojrzeniem. Zupełnie jakby Marina nie mówiła o czymś
zupełnie normalnym.
–
Boisz się iść sama do toalety? – zapytała Ślizgonka, a potem wstała i zarzuciła
na ramię swoją torbę. Marina zastanawiała się, co też jej koleżanka może w niej
nosić.
Puchonka
też podniosła się z miejsca, napotykając wzrok Billa, który najwyraźniej bardzo
chciał powiedzieć coś w stylu: dlaczego
dziewczyny wszędzie chodzą w parach? Marina uznała, że wytłumaczy mu to później.
Do
łazienki trzeba było zejść kilka stopni w dół. Jej niewielkie okna wychodziły
na tylną uliczkę wioski, ale gdyby nawet ktoś tamtędy szedł, to i tak
dziewczyny zobaczyłyby tylko jego stopy brodzące w błocie i głębokich kałużach.
W
pomieszczeniu były dwie umywalki, lustro i tylko jedna kabina. Dziewczyny
spojrzały na siebie, a Marina dała znać gestem, że może poczekać. Evangeline
zatrzasnęła za sobą drzwi.
–
Wiesz, tak sobie pomyślałam, że chyba powinnaś mu powiedzieć – oświadczyła
panna Blau, podniesionym głosem, aby mieć pewność, że koleżanka ją usłyszy.
–
Komu i co? – odkrzyknęła Evangeline.
–
Dobrze wiesz… Bill jest w porządku… na pewno zrozumie.
Cisza.
Szelest z kabiny.
–
Chyba mu się podobasz.
Trzask.
Coś upadło na zniszczone kafelki, a Marina podskoczyła ze strachem.
–
Żyjesz? – zapytała, choć po dźwięku rozpoznała, że było to coś niewielkiego i
metalowego. Może sprzączka od paska?
–
A co, mam jak Jęcząca Marta umrzeć w kiblu? – odpowiedział jej zdenerwowany
głos Evangeline.
Marina
wzruszyła ramionami, a potem zrobiła coś, czego nie robiła od bardzo dawna.
Spojrzała w lustro. Omal nie krzyknęła na widok własnej twarzy. Od tego śmiechu
stała się jakaś inna. Bardziej promienna i różowa. Nawet jasne, zimne oczy nie
wydawały się aż tak przerażające. Szkoda tylko, że przez ten deszcz tak bardzo
puszyły jej się włosy. Wyglądały jak suche siano. Przeczesała je ręką. Bez
efektu.
Po
chwili z kabiny wyszła Evangeline. Ich spojrzenia spotkały się w lustrze na
ułamek sekundy.
–
Bill jest bardzo przystojny – powiedziała Marina, obserwując reakcję panny
Potter. – Nawet jak na fakt, że jest rudy.
Evangeline
prychnęła.
–
Powiedz mi, co robisz z włosami, że są takie piękne? – zapytała jeszcze
Puchonka, odwracając się od lustra.
–
Nigdy ich nie myję – odpowiedziała dziewczyna, a na jej twarzy pojawił się
delikatny uśmiech. – Potem ci powiem.
Marina
przytaknęła, już miała wejść do kabiny, kiedy pomyślała o czymś jeszcze.
–
Evie, ale co ty robisz z rękoma po wyjściu z toalety?
Panna
Potter bez słowa wyjęła z torby niewielki słoiczek, odkręciła go i pokazała
koleżance dość gęstą maź o przyjemnym zapachu.
–
Wcieram to – rzekła. – Ma w sobie też aloes, lawendę i szałwię. Działa
bakteriobójczo.
–
Super. Nie musisz dotykać tych śmierdzących kranów…
Evangeline
westchnęła, a potem nabrała na palec odrobinę kremu i wtarła go w nos Mariny.
–
Spadaj… – burknęła, ale po jej twarzy nie było widać, aby się gniewała. –
Wracam do stolika. I nie chcę więcej słyszeć takich tekstów o Billu – dodała, a
potem wyszła.
Jasne, jasne – pomyślała jeszcze Blau, rozsmarowując
maź na twarzy. – I tak wrócimy do tej
rozmowy.
Kiedy
Marina załatwiła swoją potrzebę ponownie podeszła do umywalki. Tym razem nie
ryzykowała patrzenia w lustro. Dokładnie obmyła ręce ciepłą wodą i już miała wyjść,
kiedy ostry wiatr sprawił, że zasuwka w niewielkim okienku się poluzowała, a
ono otworzyło się z głośnym hukiem.
Marina
podskoczyła.
Już
chciała machnąć na to ręką i wrócić do stolika, jednak pod ścianą zaczęły
tworzyć się kałuże od zacinającego deszczu. Pomyślała, że skoro ma dziś tak
dobry humor, to przecież może zatrzasnąć okno, aby ten przebrzydły kelner nie
musiał tu sprzątać po godzinach. Kawa w sumie nie była taka zła, no i spełnił
jej życzenie.
Podeszła do lufcika. Przez chwilę pozwoliła,
aby krople deszczu ochłodziły jej twarz. Wspięła się na palce, już podnosiła
ręce, jednak wtem dostrzegła nogi dwóch postaci, idących uliczką.
–
Posłuchaj, Gebin, czy ty masz jakiś problem ze zrozumieniem zasad? – odezwał
się kobiecy, nieznany jej głos.
Dziewczyna
odskoczyła i przywarła do ściany, aby przypadkiem nikt jej nie zobaczył. Dla
bezpieczeństwa zatkała sobie usta dłonią.
–
Nie mam z tym problemu – odpowiedział jej cierpki głos nowego nauczyciela
obrony przed czarną magią. – Ale musi pani też zrozumieć moją sytuację. Jestem już
pewny na sto procent, że to jest ona! Tyle lat jej szukałem…
–
Pytałeś o to innych nauczycieli?
–
Tak… rozmawiałem z McGonagall, ale nabiera wody w usta. Wszyscy milczą. Nie
dziwię się, że mi nie ufają, skoro nauczyciel obrony zmienia się co roku. Ale
spokojnie, już ja się dowiem…
–
A co z Willsonem? Czy on…
Sylwetki
się oddalały. Ich głosy zagłuszył ostry wiatr i bębniący deszcz. Marina bardzo
chciała usłyszeć resztę tej rozmowy. Wytężyła słuch, ale nie była wstanie
wyłowić już ani jednego słowa.
Stała.
Oddychała głęboko, a deszcz padał prosto na jej twarz. Powinna komuś o tym
powiedzieć. Beatrice Doyle miała rację, w Hogwarcie był ktoś, kto działał
przeciwko nim. Profesor Gebin miał coś wspólnego z Willsonem, ale Marina nie miała
żadnych dowodów, aby oczerniać nauczyciela. No i kim była uczennica, o której
rozmawiali? No i z kim on właściwie rozmawiał?
Gdyby
powiedziała wszystko Evangeline i Billowi, to na pewno znaleźliby jakieś
rozwiązanie.
Marina
opuściła łazienkę, okna nie zamknęła.
Z
daleka zauważyła, że jej koledzy doskonale się bawią. Bill coś mówił, a
Evangeline robiła jedną z tych zażenowanych min, które miały ukryć jej uśmiech.
W pewnym momencie jednak zaśmiała się cicho.
–
Już myślałam, że podzieliłaś losy Marty – rzekła Evangeline, kiedy Marina
usiadła przy stoliku. – Coś się stało?
I
nagle uznała, że lepiej będzie nic nie mówić. Przynajmniej na razie. Przecież
tak naprawdę w ogóle ich nie znała.
–
Nie – odpowiedziała, przybierając swój naturalny, lekko rozmarzony wyraz
twarzy. – Z czego się śmiejecie?
–
Z mojej siostry – odpowiedział krótko Bill. – To znaczy, to wcale nie jest
śmieszne… Po prostu wychowuje się z samymi starszymi braćmi i dopiero niedawno
zaczęła mówić o sobie w rodzaju żeńskim. Do tej pory zawsze używała form: byłem, zrobiłem, widziałem… mama
kompletnie nie wiedziała, jak do niej przemówić. A ty, masz rodzeństwo?
–
Nie – rzekła szybko Marina. Na szczęście
– dodała w myślach.
Wracam na stałe jako czytelniczka ;) i to jest idealne połączenie wątków jak dla mnie - zauroczenie i intryga, uwielbiam :D mam jedynie taki problem, że nie za bardzo mogę się identyfikować z którąś z bohaterek, a zwykle to mi się udawało. No nic, to nie jest przecież podstawa do podjęcia drastycznych działań :D generalnie czytam na watpadzie, komentuję tutaj, co oznacza, że mogę Ci podpowiedzieć, jak wprawić się w świąteczny nastrój. Po pierwsze muzyka świąteczna (ta z filmów potterowskich też się nada), po drugie, jeśli masz świąteczny kubek, to od teraz herbatka tylko w nim. Po trzecie, upał na dworze to tak naprawdę przyjemne ciepło bijące z kominka. Po czwarte obejrzyj jakiś film z motywem świąteczno-zimowym. I po piąte, jak posiadasz zdjęcia z ostatnich świąt, to jest idealny moment, żeby je obejrzeć :) aż sama bym się wprawiła w ten nastrój! Byłam ostatnio na Silent Disco i na jednym z kanałów poleciało "All I want for christmas is you", tłum szalał! :D
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno! <3
Chwilę mnie tutaj nie było, ale już nadrobiłam :D Super, że dobra passa z pisaniem cię nie opuszcza.
OdpowiedzUsuńNa początek mam prośbę - czy możesz zaktualizować spis treści na blogspocie? Rozdziały są tylko do 10. A z sentymentu wolę czytać tutaj niż na wattpadzie ;)
Muszę przyznać, że polubiłam wykreowanych przez Ciebie bohaterów. Z każdym rozdziałem stają się coraz bardziej wyraziści. Bardzo fajnie opisujesz ich emocje, mogę się z nimi utożsamić. Uwielbiam relację Evangeliny i Billa. Ona niby jest taka sarkastyczna i uchyla się od aluzji, ale wydaje mi się, że jej on też wpadł w oko.
Podsłuchana rozmowa bardzo mnie ciekawi. O kim mówili?
Czekam na ciąg dalszy <3
Ależ ja z niecierpliwością czekam aż coś się wydarzy pomiędzy Evangeliną, a Billem :) Widać, że chłopaka do niej strasznie ciągnie, ona co prawda jeszcze jest odporna na jego urok, ale coś czuję, że nie potrwa to długo :)
OdpowiedzUsuńKiedy ta Evangeline trochę odpuści i pozwoli Billowi by się do niej zbliżył? Byłaby z nich taka ładna para! 😍
OdpowiedzUsuń