Informacje

Opowiadanie o tematyce potterowskiej.
W treści pojawią się przekleństwa i wątki, które mogą budzić kontrowersje.

Blog istnieje od: 04.05.2019


W A T T P A D - Szczypta przebiegłości
W A T T P A D - Odrobina pokory

wtorek, 16 lipca 2019

Rozdział 13: Zaproszenie

Bill przemierzał bibliotekę, a za jego plecami lewitował spory stos książek. Sam nie do końca wiedział, czego szuka, ale wolał nikogo nie prosić o pomoc. Lustrował wzrokiem rządki równiutko ustawionych tomów i gdy zobaczył coś, co go zainteresowało, jednym ruchem różdżki dołączał tytuł do tych, które podążały za nim krok w krok.
Wczoraj przed zaśnięciem długo zastanawiał się nad pierwszym etapem Potyczki o Złoty Kociołek. Rzeczywiście, kiedy Snape powiedział im, jakie czeka ich zadanie w jego głowie zrodził się pomysł na ulepszony balsam płomieniochronny. Teraz było mu wstyd z tego powodu, bo gdyby nauczyciel eliksirów o tym usłyszał, to zapewne zrugałby go i przez najbliższy miesiąc przezywał od leni.
Wpadł jednak na coś zupełnie innego. Było już późno w nocy, jego współlokatorzy dawno pochrapywali, a on nagle się rozbudził i wymyślił coś, co mogłoby być dobrym zamiennikiem dla wydzieliny korniczaka. Zerwał się wtedy z łóżka i od razu to zapisał, bo nie do końca ufał swojej pamięci.
Dziś przez cały dzień na zajęciach siedział jak na szpilkach, bo nie mógł się doczekać, kiedy w końcu pójdzie do biblioteki i sprawdzi, czy jego pomysł ma w ogóle rację bytu. Okropnie był z siebie dumny, że prawdopodobnie znalazł rozwiązanie już pierwszego dnia.
Kiedy chłopak w końcu był zadowolony z książek, które udało mu się wyszperać, skierował swoje kroki do stolika ukrytego w rogu pomieszczenia (za działem o robótkach ręcznych, którego i tak nikt nie przeglądał). Nie był zaskoczony tym, że był pusty. Bill był pewny, że gdyby Evangeline Potter przy nim siedziała, to nie udałoby mu się znaleźć na półkach połowy tych pozycji.
Rozsiadła się więc. Czuł, że jest naprawdę zadowolony z siebie. A potem spojrzał na wieżę książek i uśmiech trochę mu zbledł. Było tego naprawdę dużo, a on nie do końca był pewny od czego zacząć.
Wziął kilka głębokich wdechów i zaczął działać. Najpierw przeszukiwał spisy treści, potem indeksy w celu odnalezienia konkretnych składników i eliksirów. Łapał się nawet na tym, że zaczął pracować tak, jak Evangeline. Kiedy w treści znajdował odwołanie do innej książki, to starał się do niej zerknąć. Niektóre znajdował na swojej przygotowanej wieży, a po inne musiał podejść do odpowiednich działów. Był zaskoczony, jak wiele by przegapił, gdyby nie działał właśnie w taki sposób. Po nitce do kłębka…
Ważniejsze rzeczy spisywał (a w nawiasach zawsze umieszczał tytuł książki, autora i stronę, aby się nie pogubić). Zabawne, uczył się już tyle lat i raczej nie narzekał na efekty, ale dopiero podpatrywanie Ślizgonki przyniosło mu takie rezultaty. Zaczęło mu się to nawet podobać. Zdobywanie wiedzy tworzyło układankę, której brakujące części powoli się zapełniały.
Tym sposobem, w bardzo szybkim czasie zrozumiał, że eliksiry to coś więcej niż tylko wrzucanie składników do kociołków i mieszanie. Musiał przyznać rację Snape’owi, było w tym coś w rodzaju sztuki i gry.
– Widzę, że dziś mnie ubiegłeś. – Rozległ się szorstki głos nad jego głową. Podskoczył wystraszony, a na pergaminie pojawił się niewielki kleks.
Podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę, o której jeszcze niedawno myślał. Evangeline Potter nie wyglądała najlepiej. Stała nad nim. Chuda i prosta. Jej niemal wklęsły brzuch znalazł się na wysokości jego twarzy.
– No proszę, myślałem, że znajdziesz sobie inne miejsce – rzekł, kiedy zaczęła rozsiadać się naprzeciwko niego, a wzrok jej czarnych oczu uciekał w stronę stosu książek. – No wiesz, po tym, co mi powiedziałaś w czasie ostatniego treningu, że wyskakuję ci spod łóżka…
– No tak – przytaknęła, biorąc do ręki jeden z tytułów i wertując go powoli. Zupełnie jakby go nie słuchała. – Ale mówiłam też, że to mój stolik i ty masz sobie znaleźć inny.
– Podpisałaś go?
– Nie… ale w każdej chwili mogę go przekląć, a następnym razem jak tu usiądziesz, to obrośniesz futrem jak wilkołak.
Wtedy uniosła wzrok i popatrzyła na niego. A on dostrzegł sińce  pod jej oczami i zmęczoną, poszarzałą skórę. Zaczął się o nią martwić. Tak po prostu, tak po ludzku.
– Evangeline, czy ty się dobrze czujesz? – zapytał. Doskonale wiedział, że jej reakcja nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.
Wyprostowała się jeszcze bardziej i z cichym świstem wypuściła powietrze.
– Nic ci do tego – rzekła, a potem na ułamek sekundy przeniosła wzrok na okno, w które bębniły krople deszczu. Padało niemal od dwóch tygodni i raczej nic nie zapowiadało, aby miało się przejaśnić.
– To nie było wścibskie pytanie – rzekł. – Po prostu się…
Gestem ręki pokazała mu, aby zamilkł. Podbródkiem wskazała na bibliotekarkę Pince, która dziwnym trafem uznała, że przetrze z kurzu książki z działu o szydełkowaniu. Najpewniej jej radary wyczuły rozmowę i wolała być blisko, aby zawczasu wyrzucić uczniów ze swojego królestwa.
Bill kiwnął głową. Miał zbyt dużo pracy, aby teraz się narażać. Bez słowa przesunął książki na środek stołu, dając dziewczynie do zrozumienia, że nie musi się krępować (czego i tak nigdy nie robiła w kwestii czytania).
Pracowali w skupieniu. Dźwięk szurania stalówki po pergaminie i wertowania książek sprawiał, że zaczęli zagłuszać deszcz bębniący o parapet i szyby. Evangelina wyglądała tak, jakby nic nie było w stanie jej rozproszyć. Co kilka minut wstawała i wracała z kolejnymi tytułami, a Bill nie miał pojęcia skąd wiedziała, że należy sięgnąć akurat po to, skoro wcześniej nie znalazł żadnej wzmianki o tej książce. Najwyraźniej musiał się jeszcze wiele nauczyć.
Raz próbował rozczytać, co zapisuje na pergaminie. Długo mrużył oczy, bo dziewczyna miała naprawdę parszywy charakter pisma. Litery stawiała tak ciasno, że w połowie na siebie nachodziły, w dodatku większość jej samogłosek wyglądała tak samo. Po książkach, które ją zainteresowały, Bill uznał, że ma zupełnie inny tok myślenia od niego.
Zaczęło robić się naprawdę późno. Biblioteka pustoszała, a stos jej notatek rósł z każdą chwilą. I z każdą chwilą pisała szybciej i bardziej nieczytelnie. Weasley natomiast czuł się coraz bardziej zmęczony. Łapał się na tym, że jedno zdanie czytał dwukrotnie… Łapał się na tym, że jedno zdanie czytał dwukrotnie… czasem przeskakiwał o dwie linijki, a w notatkach zaczął robić okropne błendy ortograficzne. Nawet nie wiedział kiedy sobie odpuścił i zaczął przypatrywać się Evangeline a dokładniej jej włosom. Blask świecy, który na nie padał sprawiał, że zaczęły lśnić na fioletowo.
Ludzie zwykle wyczuwają, kiedy ktoś się na nich gapi od dłuższego czasu. Tak samo było ze Ślizgonką. Zamaszyście postawiła kropkę (omal nie robiąc dziury w pergaminie) i podniosła głowę. Ich spojrzenia się spotkały, a Bill poczuł, że się peszy i czerwienieje na policzkach.
– Nie gap się – burknęła.
– Nie robię tego – skłamał. – Chyba musimy kończyć na dziś. Pince i tak zaraz nas wyrzuci. Za piętnaście minut zamyka, a jak się nie pospieszymy, to nie zdążymy na kolację.
Widział wahanie na jej twarzy. Widział, jak zerka na stos książek, do których nawet nie zajrzała. Widział, jak bardzo chciała tu zostać na kolejne długi godziny. Zaczął się nawet poważnie zastanawiać, ile wiedzy jest w stanie pochłonąć jej mózg.
– Powinnam spisać te tytuły, aby wiedzieć od czego zacząć – rzekła.
– Dobra, spisz tę połowę, ja tę, będzie szybciej – oświadczył.

Kiedy odkładali na półkę ostatnią książkę dobiegło ich głośne chrząknięcie bibliotekarki, a potem kobieta zadzwoniła swoim podręcznym, denerwującym dzwonkiem, dając im do zrozumienia, że czas się skończył i mają się wynosić.
Bibliotekę opuścili bez słowa. Bill wiedział, że Evangeline i tak wypożyczyła dwie książki, aby mieć co robić przed snem. Chłopak też wziął coś ze sobą, ale nie podzielił się tym ze swoją towarzyszką. Nie mógł się nawet doczekać, kiedy w końcu otworzy tę pozycję, bo z pewnych przyczyn nie mógł tego zrobić w towarzystwie panny Potter. Bardzo chciał uciec do wieży, jednak, jego burczący żołądek miał inne plany.
– To co, idziemy na kolację? – zapytał.
Dziewczyna popatrzyła na niego, jakby powiedział coś w niezrozumiałym dla niej języku.
– Nie jadam kolacji – rzekła krótko.
Bill już chciał coś odpowiedzieć, jednak wtem, przy ich boku pojawił się ktoś, kogo się nie spodziewał. Młodszy brat Evangeline – Fabian Potter szczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zaczął ciągnąć siostrę za rękaw szaty, co totalnie wytrąciło ją z równowagi.
– Jejku, Fabian, co ty znów chcesz? – zapytała, a jej głos drżał z nerwów. – Nie możesz podchodzić do mnie jak człowiek tylko zawsze się czaisz?
– W sobotę jest wycieczka do Hogsmeade – rzekł szybko. – Chcę iść.
– Ale nie pójdziesz, wypady do wioski są dla uczniów od trzeciego roku, a nie dla pierwszaków.
– To niesprawiedliwe! – krzyknął chłopak, a Bill miał wrażenie, że zaraz tupnie nogą. – Dlaczego pierwszoroczniakom wszystkiego się zabrania? Nie możemy grać w quidditcha, nie możemy chodzić na wycieczki… każą nam się tylko uczyć!
Evangeline się zaśmiała, a Weasley wyczuł w jej głosie nerwowe tony.
– Chcesz mi powiedzieć, że jesteś przepracowany?
– Nie, chcę powiedzieć, że CHCĘ iść do Hogsmeade! Przecież jak powiesz McGonagall, że pójdziemy razem i że będziesz mnie pilnować, to na pewno się zgodzi!
– Możesz przestać krzyczeć? – wtrącił się do rozmowy Bill. – Profesor McGonagall na pewno się na to nie zgodzi. A po drugie wizyty w wiosce to też nagroda za ciężką pracę.
– Uważasz, że się nie uczę?
– Nie powiedziałem tego. No i nauczyciele nie puszczają uczniów, którzy są niemili w stosunku do innych.
– Jestem bardzo miły – burknął Fabian, splatając ręce na piersiach i robiąc obrażoną minę.
– Jesteś okropny dla swojej siostry – oświadczył po chwili Weasley. – A ja jestem prefektem i w każdej chwili mogę odjąć ci punkty.
– Nie możesz odjąć mi punktów, bo jesteśmy z tego samego domu.
– I?
Zapadło milczenie. Bill wiedział, że nie powinien się wtrącać, on też by nie chciał, aby ktoś obcy ustawiał jego młodsze rodzeństwo. Kątem oka spojrzał na Evangeline i jej zmęczoną twarz. Najwyraźniej nie miała nic przeciwko temu, że skomentował zachowanie Fabiana.
– Głupia jesteś – burknął krótko, a potem odwrócił się na pięcie. – Napiszę wszystko mamie – rzucił jeszcze przez ramię.
– A rób co chcesz – wyszeptała pod nosem, a Bill był pewny, że brat jej nie usłyszał.
– Nie przejmuj się – rzekł chłopak szybko, naiwnie wierząc, że poprawi jej tym humor.
– Nie przejmuję się. Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż mój głupi brat. Poza tym, co on sobie myśli? Że mama sprawi, że regulamin przestanie go obowiązywać? Idiota…
Bill nie wiedział w jakich stosunkach z rodzicami jest Evangeline więc tylko ostrożnie pokiwał głową.
– To co, idziemy coś zjeść?
Dziewczyna uniosła brew, a potem westchnęła. Zgodziła się, ale Bill był pewny, że zrobiła to dla świętego spokoju.

W Wielkiej Sali było niemal pusto. Większość uczniów już dawno była po kolacji. Tylko nieliczni dojadali ostatnie kęsy z talerzy. Przy stole Krukonów Bill wypatrzył jeszcze Beatrice Doyle, kiwnął do niej, ale ta najwyraźniej była pogrążona w swoich myślach, bo nawet go nie zauważyła. O dziwo nie było z nią jej nierozłącznej przyjaciółki Molly. Talerz przed którym siedziała też był pusty.
Wraz z Evangeline usiedli na końcu stołu Ślizgonów. W zasadzie był to jego pierwszy raz jak siedział przy tym stole. Czuł się dość dziwnie, szczególnie, że wyczuł na sobie podejrzliwy wzrok pozostałych uczniów z domu węża.
Bill zauważył, ze Evangeline nałożyła sobie gotowane warzywa, uważając przy tym, aby na jej talerzu nie znalazł się nawet kawałek ziemniaka. A potem zaczęła powoli przeżuwać, nie polewając ich nawet sosem. Chłopak za to czuł się strasznie głodny, dlatego nie omieszkał nałożyć podwójnej porcji ryżu oraz potrawki z kurczakiem.
– Młodsze rodzeństwo potrafi dać w kość – rzekł, próbując za wszelką cenę poprawić jej samopoczucie. – Charlie też mnie często wkurza…
Nawet na niego nie popatrzyła, więc kontynuował.
– Percy jest w wieku twojego brata, śpią razem w sypialni. On też jest denerwujący, ale w trochę inny sposób. Dla niego wszelkie zasady są po to, aby ich przestrzegać. Robi to aż do szaleństwa. No a Fred i George… to bliźniacy, mają po dziewięć lat. To dopiero łobuzy. Dobrze, że zdążę skończyć szkołę zanim tu przyjadą. Najbardziej upodobali sobie dokuczanie Ronowi. Ron jest od nich młodszy o dwa lata. Przez to wszystko nabawi się jakiś stanów lękowych, mówię ci… ach, no i jeszcze Ginny… Ginny jest z nas najmłodsza więc chyba nikogo nie dziwi, że jest małą księżniczką.
Evangelina podniosła głowę i zatrzymała widelec w połowie drogi do ust. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
– Nie miałam pojęcia, że jest was tak dużo – powiedziała. – Chyba bym nie wytrzymała, mając szóstkę młodszego rodzeństwa. Stanowczo zbyt często mam ochotę udusić Fabiana.
– Nie jest tak źle… choć pewnie łatwo mi mówić, bo dziesięć miesięcy jestem w Hogwarcie…
Cisza. Bill łapczywie rzucił się na potrawkę z kurczaka. Była naprawdę smaczna. A kiedy przełknął ostatni kęs poczuł w sobie niespodziewaną odwagę…
– A może w sobotę wybierzemy się razem do Hogsmeade?
Przez chwilę miał wrażenie, że wszystko dzieje się w spowolnionym tempie. Evangeline uniosła głowę znad swojego talerza i znów spojrzała na niego tym dziwnym wzrokiem. To pytanie najwyraźniej tak ją zaskoczyło, że zabrakło jej słów na odpowiedź. Bill pożałował pytania. W pewnym momencie zaczął się zastanawiać, jak skutecznie zadźgać się trzymanym w dłoni widelcem.
– Ja nie chodzę do Hogsmeade – powiedziała.
– To twoja stała śpiewka? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Nie śpię, nie jem kolacji, nie chodzę do Hogsmeade…
– Ej, czy ja powiedziałam kiedykolwiek, że nie śpię? – wtrąciła się szybko.
– A niby dlaczego nie chodzisz do Hogsmeade? – dociekał, ignorując jej pytanie. – Przeskrobałaś coś w wakacje i rodzice nie dali ci pozwolenia?
Spojrzała na niego gniewnie, a jej wyłupiaste oczy stały się wąskimi szparkami. Wykrzywiła usta w złośliwym grymasie.
– Nie chodzę do Hogsmeade, bo nie lubię tłumów. I muszę się uczyć. A poza tym, do soboty i tak się nie rozpogodzi – dodała, wskazując zaczarowane sklepienie Wielkiej Sali, na którym kłębiły się deszczowe chmury.
– Nie rozpuścimy się. Zresztą widziałem, jakie znasz zaklęcia przeciwko deszczu – oznajmił, wzruszając ramionami. – Posiedzimy w jakiejś kawiarni… Książki ci nie uciekną, zdążysz się przygotować na eliksiry. No chyba, że nie chcesz iść ze mną. To powiedz mi to wprost.
– Ale z ciebie idiota… – burknęła. – Wyobraź siebie, choć wiem, że to trudne, że w życiu nie chodzi wyłącznie o ciebie.
– Jesteś z kimś umówiona?
– Kurde, Weasley, czy ty rozumiesz, co ja do ciebie mówię?
Evangeline nadziała na widelec stanowczo zbyt duży kawałek kalafiora. Wpakowała go sobie w całości do ust i omal się nie udusiła. Bill czekał aż przełknie i popije wszystko wodą. Obserwował, jak dokładnie wytarła serwetką kąciki ust, w których zebrały się malutkie krople wody.
– Widzisz – odezwała się w końcu. – I jeszcze omal się przez ciebie nie udławiłam.
– Aha – rzekł, a jej głupia gadanina zaczęła go bardziej śmieszyć niż denerwować. – To pozwól, że w ramach rekompensaty, zaproszę cię na herbatę.
– Nie piję herbaty.
Tego było zbyt wiele. Chłopak roześmiał się cicho. Popatrzył na Evangeline i zauważył, że sama zdała sobie sprawę, jak idiotycznie to zabrzmiało. Ona też się uśmiechnęła.
– Ok – burknęła. – Zastanowię się. Jak przyjdę rano na zbiórkę to pójdę. Jak nie przyjdę, to znaczy, że mam to w dupie. Zrozumiałeś?
Bill przytaknął, a potem zorientował się, że jego talerz jest już zupełnie pusty, natomiast Evangeline była dopiero w połowie swojej porcji. Uznał więc, że nałoży sobie coś jeszcze, aby dotrzymać jej towarzystwa. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Teraz już naprawdę była opustoszała. Wśród kilku uczniów dostrzegł Beatrice Doyle, która smętnie zjadała gotowane warzywa…
~*~
Marina rozsiadła się wygodnie z nową częścią przygód o Mistrzyni Eliksirów. Było to dodatkowy bonus dla najwierniejszych czytelników zawierający naprawdę pikantną historię pierwszej miłości głównej bohaterki.
Dziewczyna czuła, jak jej serce przyspiesza, kiedy długimi palcami gładziła śliską, laminowaną okładkę. Obok niej, na nocnym stoliku, leżała kolejna książka, z którą mieli zapoznać się na zajęcia dodatkowe z eliksirów… Tak… Snape znów położył swój prywatny egzemplarz na jej stoliku, choć wcześniej dość dobitnie wyraził swoją dezaprobatę w stosunku do jej wiedzy. Jasne, jasne… bez przesady.
Podręcznik od nauczyciela poczyta kiedy indziej. Przecież jeśli zrobi to dziś, to przez tydzień zapomni, co właściwie czytała. Odkładanie tego na później było bardzo rozsądną decyzją.
Ach tak, wypadałoby jeszcze poszukać czegoś o tych ognioodpornych eliksirach… Marina zamyśliła się na chwilę Czy przypadkiem Mistrzyni Eliksirów nie ważyła czegoś takiego w szesnastym tomie? Chyba tak… będzie musiała się cofnąć do tej książki i przejrzeć ją dokładniej. Tylko skąd ją teraz wziąć... jej prywatny egzemplarz został w domu, a ostatnią rzeczą, jaką miała ochotę robić, to prosić matkę o przesłanie książki pocztą. W bibliotece też nie było tego typu literatury (gdyby Pince to zobaczyła, to pewnie odprawiałaby nad nią egzorcyzmy). Musiała więc zakupić go po raz drugi. W sobotę będzie wypad do Hogsmeade. Będzie mogła odwiedzić tamtejszą księgarnie, a jak nie uda jej się dostać tego tomu na miejscu, to w ostateczności skorzysta ze sprzedaży wysyłkowej. Tylko oby książka doszła wtedy na czas…
Marina uśmiechnęła się pod nosem.
– Cóż, Marino – rzekła sama do siebie. – Świetnie sobie radzisz w życiu, jesteś taka zaradna.
Usłyszała ciche westchnienie. No tak, przecież nie była sama w sypialni. Jej współlokatorki się nie odezwały. Przez ponad pięć lat miały czas przywyknąć do jej dziwactw.
Dziewczyna rozsiadła się wygodnie. Już otwierała książkę, kiedy w okno zapukała niewielka sowa. Zwierzę wyglądało dość zabawnie, zwarzywszy na charakterystyczne, upierzone uszy.
Do sypialni wpuściła ją jedna ze współlokatorek. Marina pomyślała, że może koleżanka czekała na jakąś wiadomość, dlatego tak się zerwała. Sowa jednak zupełnie ją zignorowała, podleciała do łóżka Mariny i przysiadła na jej pościeli. Otrzepała mokre od deszczu pióra i poskakała chwilę na miękkim materacu, jakby wyjątkowo ją to rozbawiło, a potem wyciągnęła przed siebie nóżkę, do której przywiązano niewielki rulonik.
– To dla mnie? – zapytała Marina, odwiązując wstążeczkę. Rozprostowała skrawek papieru. Chwilę jej zajęło, zanim udało jej się rozczytać to okropne pismo.
Marino, jeśli nie masz innych planów, to możemy w sobotę iść razem do Hogsmeade. Czekaj Będę na ciebie czekać w holu. Nie spóźnij się. Bill też idzie. Evangeline.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad treścią tej wiadomości, a potem raz jeszcze popatrzyła na uroczą sówkę. Podrapała ją czule za uchem.
– Twoja pani potrzebuje przyzwoitki? – zapytała, a w odpowiedzi uzyskała ciche pohukiwanie. – W sumie możemy iść razem… Ale niech się nie martwią, dam im też trochę prywatności.
Na odwrocie wiadomości napisała tylko krótkie Ok.
A potem z lekkim żalem wypuściła sowę na deszcz.

3 komentarze:

  1. Ja, marnotrawna czytelniczka, przepraszam Cię bardzo za moją nieobecność na blogu! „Szczęśliwie” trafiłam teraz na tak nudny staż, że przypominam sobie wszystko, co robiłam lub powinnam robić przez ostatnie tygodnie i wreszcie mam czas to realizować i jeszcze mi za to płacą. To w teorii brzmi tak super, w rzeczywistości marzy mi się choć jeden dzień tak intensywnej pracy, żeby 8 h zleciało w 10 min, a nie patrzenie co chwilę na zegarek, który jakby mógł, to by się cofał. Przez moją dłuższą przerwę, trochę mi się pomylili bohaterowie, więc przeczytałam od początku wszystkie rozdziały i w końcu wszystko mi się ułożyło. Dochodzę do wniosku, że masz tak dziwnych bohaterów, każdy charakterystyczny przez swoje dziwactwa, że nie sposób polubić ich w całości. No dobra, Alberta lubię i czekam, jak rozwinie skrzydła pod nieobecność swojego przyjaciela. I jestem bardzo ciekawa tych wszystkich intryg i zawiłości historii, kto z kim, dlaczego, po co i jak :D I tu na blogu nie ma linków do ostatnich rozdziałów (w menu z lewej strony) – przeczytałam je na wattpadzie. Ściskam też gorąco z klimatyzowanego biura i razem z Tobą czekam na upały :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Im bardziej zagłębiam się w tą historię, tym bardziej ten cały Albert jest podejrzany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polubiłam Marinę i fajnie by było jak by ona i Evangelina zostały przyjaciółkami :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy