Życie ma to do
siebie, że bardzo lubi się komplikować. Przekonała się o tym piątka chętnych do
wzięcia udziału w Potyczce o Złoty Kociołek. Uczniowie, zamiast poświęcić się
nauce przed zbliżającymi się wielkimi krokami eliminacjami, musieli najpierw
uporać się z własnymi, przyziemnymi sprawami, które powoli zaczęły wymykać się
spod kontroli.
Wszystko pod
kontrolą najbardziej lubiła mieć Evangeline Potter. Przez szesnaście lat
swojego życia mówiła sobie, że bardzo nie lubi niespodzianek i tajemnic.
Monotonia i powtarzalność sprawiła, że dziś była dokładnie w tym miejscu. Tyle
że mniej więcej od lipca wszystko zaczęło się sypać. Pamiętała dokładnie dzień,
w którym to się zaczęło, ale
rozpamiętywanie go w tym momencie nie miało najmniejszego sensu. Teraz miała
inny problem. Problem z Billem Weasleyem.
Gryfon
najwyraźniej bardzo przejął się tą całą sprawą w sowiarni. Rzeczywiście czekał
na nią pod skrzydłem szpitalnym i rzeczywiście zapytał, czy wszystko w
porządku. Evangeline bardzo chciała go zbyć, ale to zadanie nie należało do
najprostszych.
– Słuchaj,
niecodziennie noszę do pani Pomfrey mdlejące dziewczyny – rzekł, a w jego
głosie dało się słyszeć nutkę irytacji. – Byłoby więc miło, gdybyś mi
powiedziała, czy wszystko w porządku. Myślę, że nie zaszkodziłoby też
podziękować.
– Poradziłabym
sobie – odpowiedziała krótko Evangeline, choć dobrze wiedziała, że było to
kłamstwo. Bill też wiedział. Pewnie dlatego zaśmiał się głośno.
– Jasne… –
burknął. – Gdybym nie przyszedł do sowiarni, to razem z Mariną połamałybyście
kręgosłupy spadając ze schodów.
– Och… wzruszyłam
się na wieść o twym bohaterskim czynie. Mam nadzieję, że Dumbledore sowicie cię
za niego wynagrodził. Dopisujesz sobie plusiki, aby w przyszłym roku dostać
odznakę prefekta naczelnego? Ja bym nie chciała… no wiesz, Gregory Willson ją
teraz nosi. Musiałbyś ją odpowiednio długo moczyć w wywarze z trupiokrzewu, aby
pozabijać bakterie, które po niej chodzą.
– Jesteś bardzo
zabawna i wygadana, naprawdę – oznajmił, splatając ręce na piersiach, a kąciki
jego ust wygięły się delikatnie. – A wystarczyło, jakbyś odpowiedziała mi na
krótkie pytanie: czujesz się już lepiej?
Popatrzyła na
niego bardzo uważnie.
– Tak – rzekła
bardziej dla świętego spokoju. – Przy okazji chciałabym usłyszeć, kto i po co
poszedł z tym do Snape’a?
– Marina – odpowiedział
Bill. – Była wściekła na Gregory’ego i uznała, że Snape najlepiej się nim
zajmie. Najwyraźniej wzięła pod uwagę jego antypatię do Gryfonów i inne tego
typu czynniki… swoją drogą, dobrze mu tak.
Evangeline nie
odpowiedziała. Może faktycznie porządnie mu się za to oberwie. Dziewczynie
jednak nie zależało na tym aż tak bardzo. Był cholernym idiotą, ale prawdę
mówiąc, miała go w głębokim poważaniu. Bez względu na wszystko czuła się od
niego lepsza na każdym możliwy polu i jedynym, na czym jej zależało było
pokonanie go w konkursie z eliksirów.
– Skoro już
odpowiedziałam na twoje pytanie, to pozwolisz, że pójdę do biblioteki –
oświadczyła, wkładając resztki energii w to, aby jej głos brzmiał jak
najbardziej beznamiętnie. – Skoro stałeś tu przez te dwie godziny, to
najwyraźniej przestało ci zależeć albo znudziła cię nauka.
– Ani jedno, ani
drugie – powiedział krótko. – Nie uważasz, że powinnaś odpocząć? Nie chcę za
kilka dni wynosić cię też z biblioteki.
– Nie będzie
takiej potrzeby – zrobiła kilka kroków i wyminęła chłopaka. – Ach,
zapomniałabym… dziękuję…
A potem odeszła
tak szybko, jak było to możliwe byle tylko nie usłyszeć jego odpowiedzi. O ile
ona w ogóle nastąpiła. Evangeline słyszała ciszę. Ale nie była pewna, czy ta
cisza rozgościła się na całym korytarzu, czy tylko w jej głowie.
Po tej krótkiej
rozmowie z Evangeline Bill Weasley nie miał okazji zamienić z nią nawet słówka.
No, może nie miał okazji, to
stanowczo źle powiedziane. Sposobności było wiele. Chodzili przecież razem na
wiele zajęć. Na obronie przed czarną magią siedziała tuż za nim i nie raz
słyszał jej głośne westchnienia dezaprobaty, kiedy profesor Gebin próbował
przekonywać uczniów do swoich racji. Zawsze jednak milczała. Według Billa
przewartościowała w głowie, co jest dla niej bardziej opłacane i na pewno nie
był to szlaban. Zresztą, nie ona jedyna musiała gryźć się w język na zajęciach
z nowym nauczycielem. Weasley też nie lubił słuchać tych bzdur. Aż pewnego dnia
zauważył, że ta gadanina wcale mu aż tak bardzo nie przeszkadza. Może dlatego,
że nawet nie wpuszczał jej do swojej głowy? Zamiast słuchać tego, co działo się
przed nim, wolał skupić się na tych krótkich westchnieniach za plecami.
Evangeline miała
w sobie coś dziwnego. I wcale nie chodziło o jej suchą, łuszczącą się skórę,
która obrzydzała Willsona. Nawet nie o wysokie, kościste ciało, które czasem
wydawało się bardziej męskie niż kobiece. To jej twarz coś w sobie kryła. Nie
należała do pięknych, wręcz przeciwnie, na pierwszy rzut oka była wręcz
odpychająca… jednak im dłużej Bill się jej przyglądał, tym mocniej utwierdzał
się w przekonaniu, że to ona go przyciąga. No i te włosy. Włosy, które teksturą
w ogóle nie przypominały włosów. Włosy, które za wszelką cenę pragnął dotknąć i
żałował, że nie zrobił tego, kiedy miał okazję.
To wszystko
tworzyło w jego głowie obraz dziewczyny, która była nadzwyczajnie piękna w swej
brzydocie.
Czym jest to uczucie? – pytał czasem sam siebie przed zaśnięciem, choć
podświadomie doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tylko idiota by się nie
domyślił.
Marina Blau nie
miał natomiast zbyt wiele czasu na bujanie w obłokach. Rozpromieniła się, kiedy
w poniedziałek zobaczyła Evangeline na śniadaniu, a potem również na zajęciach.
Ale nie biegła do niej, nie ściskała i nie wrzeszczała do ucha: jak strasznie się cieszę, że cię widzę! Och,
och, och... Nie, to absolutnie nie było w jej stylu. Mimo wszystko większą
radość dawała jej myśl, że Gregory chodził po szkole z obrażoną miną i rzucał w
jej kierunku nienawistne spojrzenia. To znaczyło dokładnie tyle, że Snape
zrobił z nim porządek. Marina przez chwilę pomyślała nawet, że nauczyciel
eliksirów to równy gość.
Ale te wszystkie
promyczki szczęścia i tak nie mogły równać się z tym, że dwa dni temu dostała
pocztą kolejny, trzydziesty czwarty tom powieści z cyklu o Mistrzyni Eliksirów i mogła bez opamiętania poświęcić się lekturze.
Nauka na konkurs nie była tak ważna… a w zasadzie książki te nawiązywały
tematyką do eliksirów. Często pojawiały się tam nazwy wyszukanych eliksirów i
sposoby na otrucie niewiernych kochanków. A wszystko to podane z małym
dreszczykiem emocji i dużą dawką miłości cielesnej. Czy mogła być lepsza forma
nauki?
Beatrice Doyle musiała
się zgodzić z tym, co napisali w tej mugolskiej gazecie. Po zrobieniu jednego
kolczyka przyszła jej ochota na kolejny. W dodatku zaczęła bardzo poważnie
myśleć nad zmianą koloru włosów. Rozmawiała nawet o tym ze swoją przyjaciółką
Molly, ale ta najwyraźniej nie traktowała poważnie jej potrzeb. Pewnie
najzwyczajniej w świecie jej nie rozumiała. To oczywiste. Molly zawsze miała w
życiu lepiej. Była wysoka, zgrabn, grała w quidditcha, a co najważniejsze, jej
rodzice nie kłócili się z byle powodu i nie była jedynaczką. Czyli kompletnie
nie miała pojęcia, jak się żyje w skórze Beatrice.
Pewnego ranka Bea
po prostu przekuła sobie nos.
Albert Walker też
nie miał łatwo. Zaczął się nawet zastanawiać, czy w tamtym okresie bardziej
zależało mu na nauce, czy raczej na unikaniu swojego przyjaciela Gregory’ego
Willsona. Chwileczkę… czy można nazywać przyjacielem osobę, której się unika?
W każdym razie
Albert uważał, że po całym tym zajściu w sowiarni, a potem na korytarzy,
Gregory zrobił się nie do wytrzymania. Cały czas snuł teorie spiskowe o tym,
jak to Evangeline Potter, Marina Blau i Bill Weasley próbują się go pozbyć z
konkursu. Walker nie mógł do końca zrozumieć, o co mu właściwie chodzi. Chłopak
mógł przysiąc, że nigdy nie widział, aby ta trójka w ogóle ze sobą rozmawiała.
Czasem widywał w bibliotece Evangeline i Billa, siadali dość blisko i
korzystali z tych samych książek, ale milczeli przy tym jak zaklęci. Poza tym
Walker nie do końca był pewny, po co mieliby się pozbywać Willsona… Oni się
uczyli, więc teoretycznie mieli większe szanse na dobry wynik.
Albert też się
uczył. Tylko jego problem był bardziej złożony. Kiedy miał na przykład godzinę
wolnego czasu, to zamiast poświęcić ją eliksirom, to przez pierwsze piętnaście
minut wykłócał się w myślach sam ze sobą, czy to aby na pewno ma sens? Może nie
warto nawet próbować na eliminacjach? Przecież był w klasie owutemowej, co
jeśli napisze tak wielką bzdurę, że Snape zrobi z niego pośmiewisko albo co
gorsze da mu zakaz wstępu do klasy od eliksirów?
W takich chwilach
chłopak zawsze przypominał sobie pewną młodą, piękną kobietę, którą dawno temu
spotkał na Pokątnej. Potrafił dokładnie odtworzyć w głowie jej ciepły ton
głosu, kiedy mówiła: nie martw się,
zobaczysz, wszystko jakoś się ułoży… W Hogwarcie uczą przeróżnych rzeczy. Ja
zawsze lubiła zaklęcia i eliksiry… może i tobie się spodobają?
Albert jednak nie
był pewny, czy tym, co spodobało mu się w eliksirach były na pewno eliksiry…
~*~
Severus Snape
rozdał uczniom arkusze z pytanymi konkursowymi. Aby pomieścić te liczną gromadę,
musiał poprosić Dumbledore’a o zagospodarowanie innej, większej sali. Chętnych
było co prawda mniej niż na spotkaniu informacyjnym, ale i tak zbyt wielu, aby
zmieścili się w klasie od eliksirów.
Test składał się
z dwunastu otwartych pytań. Każde polecenie wymagało szerokiego spektrum wiedzy
i umiejętności łączenia faktów. Snape nie fatygował się wymyślić nawet jednego,
prostego pytania, na które można było odpowiedzieć jednym zdaniem. W konkursie
chciał widzieć szóstkę osób, które faktycznie się do tego nadawały. Choć
doskonale wiedział, że graniczyło to z cudem…
Owszem, okłamał
ich, mówiąc, że konkurs był pomysłem Dumledore’a. To rzeczywiście nauczyciel
eliksirów we własnej osobie udał się do dyrektora i między wersami napomknął o
tym wydarzeniu. Wiedział bowiem, że niektórzy naprawdę mają szansę na zajęcie
wysokiego miejsca jeśli tylko włożą w to sporo pracy i chęci. A tego drugiego
uczniom brakowało coraz częściej…
Lenistwo było jak
wirus, który zaczynał zbierać coraz większe żniwo. Młodzież wolała spędzać
długie godziny na gadaniu o głupotach i robieniu głupich kawałów, zamiast wziąć
się za naukę. Wydawało się im, że pewnej nocy wiedza przyjdzie do nich sama. I
to denerwowało Snape’a najbardziej. Nie było nic gorszego, jak patrzeć na
jakiegoś w miarę ogarniętego ucznia, który marnował potencjał przez swoje
próżniactwo.
Mężczyzna
przeszedł między rzędami równo ustawionych ławek.
Nikt nie ściągał,
bo wszyscy dobrze wiedzieli, że pergaminy są zaczarowane i jest to
najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Wszyscy byli skupieni. Jedni marszczyli
brwi, inni czoła. Niektórzy podgryzali pióra, a inni siedzieli wpatrzeni w
kartkę i nawet nie próbowali zaczynać pisać.
Może to i lepiej
– pomyślał Severus. – Po co mam czytać
jakieś bzdury, oddając pustą kartkę zaoszczędzą mi czasu.
Ale byli też
tacy, którzy odrywali pióro tylko w momencie, kiedy na stalówce kończył się atrament.
Pisali szybko i zawzięcie, jakby za chwilę mieli stracić wątek lub zapomnieć,
co tak właściwie chcieli zawrzeć w swojej wypowiedzi.
Były to osoby, po
których Snape rzeczywiście spodziewał się wysokiego wyniku. Obiecał sobie
nawet, że jeśli któreś go zawiedzie, to osobiście da mu szlaban za jakąś
głupotę na kolejnej lekcji eliksirów.
Po kilku minutach
nauczyciel usiadł za biurkiem i popatrzył na zegarek.
– Połowa czasu
minęła – oznajmił cierpko.
Takie komunikaty
zawsze wywoływały niemałe zamieszanie. Niektórzy wybudzali się z otępienia,
inni przyspieszali pisanie… Część przeglądała arkusze i próbowała ocenić, czy
już jest za połową i czy aby na pewno zdążą skończyć. A na twarzach uczniów malowała
się panika. O tak, to był jeden z jego ulubionych widoków.
* * *
Dziś trochę krócej. Poprzedni rozdział był małym prezentem na dzień dziecka. Od teraz będę dodawać nowości raz w tygodniu.
A jednak! Bill czuje miętę do Evangeliny ;P
OdpowiedzUsuńJestem w stanie zrozumieć, że jej brzydota była tak duża, że aż go fascynowała.
Podpinam się do komentarza powyżej. Fajnie, że jednak ktoś zainteresował się Evangeliną, pomimo jej mankamentów. To zazwyczaj rzadkie, zwłaszcza jeśli chodzi o jej chorobę (?) i urodę.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Bill zainteresował się Evangeliną :)
OdpowiedzUsuńO nie spodziewałam się że ktoś się zainteresuje Evangeliną i, że będzie to Bill. Patrząc na Fleur zawsze wydawało mi się że patrzy na wygląd. Chyba że to tylko chwilowa fascynacja. Cóż oby nie skrzywdził Evangeliny.
OdpowiedzUsuń